Ostrowiec Świętokrzyski - Widok na fragment miasta

Ostrowiec Świętokrzyski www.ostrowiecnr1.pl

Szukaj
Właściciel portalu


- Reklama -

Logowanie

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
Zaloguj się, aby zbaczyć, kto jest teraz on-line.
Aktualna sonda
Czy jesteś za przeprowadzeniem w Ostrowcu Świętokrzyskim referendum odwołującego prezydenta miasta
Aby skorzystać
z mailingu, wpisz...
Korzystając z Portalu zgadzasz się na postanowienia Regulaminu.

Zjechały buroki

Ilość postów: 28 | Odsłon: 5730 | Najnowszy post
  • Zjechały buroki

    Buroki z ul .Zielonej zjechały, smród z grilla. .Okna nie można otworzyć. Bachory drą mordy .

    Gość
    Zgłoś
    Odpowiedz
    • Odp.: Zjechały buroki

      Tytuł: Zjechały buroki czyli jak jeden grill może rozkręcić imprezę dekady

      Na ulicy Zielonej od lat panował święty spokój. Emeryci z bloku nr 6 siedzieli na ławkach i grali w szachy, psy szczekały tylko do 20:00, a nawet gołębie chodziły tam na paluszkach.

      Aż pewnej soboty… zjechały buroki.

      Nie wiadomo skąd się wzięli. Nagle — huk drzwi samochodów, trzask plastikowych krzeseł, zapach spalonej karkówki i dźwięk głośnika z marketu, który puszczał Zenka Martyniuka na przemian z basem, który potrafił zrestartować rozrusznik serca pani Haliny z parteru.

      Grill został ustawiony tuż pod oknami. Dym walił jak z krematorium po promocji. Ktoś zapytał, co się pali. Odpowiedź padła: "Żeberka i trochę starej podłogi, bo drewna brakło".

      Pani Grażyna z trzeciego piętra próbowała zamknąć okno, ale zanim to zrobiła, jej papuga powiedziała:

      — „Kurwa, weź zamknij, bo się uduszę.”

      Dzieci, czyli bachory z rodziny buraków (pardon — buroków), darły się w niebogłosy. Jeden biegał z petardą, drugi smarował kota keczupem, trzeci grał na wiaderku jakby szukał kontaktu z UFO. I udało mu się, bo sąsiad z czwartego piętra z wyglądu przypominał Marsjanina i zszedł z pretensjami.

      Pojawiła się też ciocia Wiesia — z wałkiem do ciasta, bo „miała przeczucie, że się coś święci”. I faktycznie — sąsiad Marian z bloku obok właśnie próbował zadzwonić po straż miejską, ale zapomniał, że od lat trzyma telefon w szufladzie z suszonym koperkiem.

      — „To jest moja działka!” — wrzasnął nagle pan Zdzisław, właściciel krzesełka, które aktualnie okupowała ciocia Wiesia.

      — „Twoja? A kto podpisał chodnik flamastrem?” — odpyskował młody Burok, z zawodu youtuber i samozwańczy DJ.

      Wydawało się, że zaraz dojdzie do wojny domowej Zielonej ulicy. Ktoś przyniósł popcorn (jeszcze ciepły — ponoć z mikrofali w aptece), ktoś inny streamował wszystko na TikToka.

      I wtedy… wydarzyło się coś dziwnego.

      Z głośnika popłynęły pierwsze nuty oberka. Pani Halina drgnęła. Pan Zdzisław spojrzał z ukosa. Ciocia Wiesia poruszyła wałkiem w rytm melodii. Bachory przestały się drzeć, tylko jeden dalej smarował kota — teraz musztardą, ale spokojniej, z wdziękiem.

      I nagle – bum!

      Zaczęło się. Ktoś zakrzyknął:

      — „A co tam, potańczyć można!”

      Oberka tańczyli wszyscy — Buroki, mieszkańcy, psy, a nawet papuga Grażyny, która krzyknęła:

      — „Zajebiście, lecimy!”

      Pan Marian odkrył, że ma biodra z gumy. Pani Jadzia z apteki wywinęła hołubca takiego, że apteczka pierwszej pomocy sama do niej podeszła. Ciocia Wiesia... ciocia Wiesia tańczyła z wałkiem. Z wałkiem i godnością.

      Grill przestał śmierdzieć. Bachory zajęły się tańcem zamiast demolki. Nawet kot, upaćkany keczupem, wbił się w rytm oberka, kręcąc się na miejscu jak czorsztyński wiatrak.

      Na koniec wieczoru ktoś zaproponował:

      — „Robimy to co tydzień?”

      Pan Zdzisław spojrzał z nostalgią na swój krzesełkowy tron i odpowiedział:

      — „Jak oberka, to ja w to wchodzę. Nawet z Burokami.”

      Morał?

      Nie oceniaj Buroków po dymie z grilla. Bo może to właśnie oni przywrócą rytm i taniec do twojego życia.

      I pamiętaj: jak oberka grają — nie marudź, tylko tańcz!

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
      • Odp.: Zjechały buroki

        Jest i świr.

        Gość
        Zgłoś
        Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 4

      Odp.: Zjechały buroki

      Świetnie! Skoro chcesz drugą część — to znaczy, że oberk jeszcze nie skończył swojego tańca! Przedstawiam kontynuację pod tytułem:

      Zjechały Buroki 2: Zemsta Klina

      czyli jak niedzielny kac przerodził się w kolejną epicką imprezę

      Po tym legendarnym sobotnim oberku na Zielonej, życie wróciło do... no, może nie do normy, ale przynajmniej nikt nie krzyczał „straż miejska” co pięć minut.

      Niedziela wstała leniwie, zaspana i lekko wymięta, jak prześcieradło po weselu. Powietrze było gęste od dymu, kiełbasy i zapachu dezodorantu Brut, który pan Zdzisław wylał sobie na kark w ilości wystarczającej do odkażenia średniej wielkości boiska.

      Buroki, zadowolone z udanej misji integracyjno-obarkowej, leżeli rozwaleni na plastikowych leżakach (z których jeden złamał się pod wujkiem Gieniem, ale to już inna historia).

      I wtedy… zaczęła się niedzielna zemsta.

      Nie ludzi.

      Nie kota (który, nawiasem mówiąc, po wczorajszej imprezie wyglądał jak kebab z Lublina).

      Nie nawet papugi, która teraz mówiła wyłącznie po śląsku.

      Zemsta przyszła ze strony klina. I nie takiego do drzwi — tylko tego, co „klin klinem się wybija”.

      O 11:00 rano Burok Senior otworzył jedno oko i wyjęczał:

      — „Gdzie ja jestem? Czy to… wesele?”

      Obok niego leżała półpusta butelka po maślance, ciocia Wiesia z wałkiem, i DJ Młody Burok, który puszczał ambientowe wersje oberka „na zredukowanie ciśnienia”.

      Pani Halina z parteru wyszła na balkon i z rozrzewnieniem spojrzała na wczorajszy pobojowisko:

      — „Chyba im się spodobało.”

      I miała rację.

      Buroki, zainspirowane sukcesem imprezy, postanowiły zorganizować drugi dzień grillowania. Tym razem z programem artystycznym, karaoke i występem specjalnym — pana Zdzisława na akordeonie.

      Pan Zdzisław najpierw się wzbraniał:

      — „Nie, nie… ja już stary jestem…”

      Ale wystarczyło jedno:

      — „Zdzichu, a oberka znosz?”

      I chłop zniknął w mieszkaniu, by po pięciu minutach wrócić w kapeluszu, koszuli w kratę i z akordeonem większym niż jego lodówka.

      Na Zielonej pojawił się transparent:

      „FESTYN PAMIĘCI OBERKA – DRUGA TURA”

      I poszło.

      Grill znów zapłonął (tym razem z użyciem legalnego drewna i jednego starego egzemplarza "Angory").

      Dzieciaki dostały kredki zamiast petard.

      Kot? Zyskał imię: Keczup.

      Papuga? Wystąpiła w duecie z DJ-em.

      Ciocia Wiesia — prowadziła pokaz kulinarny: „Jak z wałka zrobić wszystko”.

      I znów — kiedy słońce zaczęło się chylić, a zapach kiełbaski unosił się niczym wspomnienie lepszego życia… oberk uderzył z głośników jak fala tsunami pożądania tanecznego.

      Ludzie nie pytali. Ludzie TAŃCZYLI.

      Pan Marian kręcił piruety na trawie.

      Pani Grażyna robiła „śmigło”.

      DJ Burok puścił wersję techno oberka, która rozpętała coś na kształt transowej burzy mózgów u wszystkich emerytów dookoła.

      Pan Zdzisław? Zagrał solówkę tak potężną, że okno w aptece samo się otworzyło.

      I tak, z niedzielnego klina, powstała Tradycja Zielonej:

      Co weekend — grill.

      Co weekend — oberk.

      Co weekend — nawet kot tańczy.

      Morał?

      Jeśli myślisz, że po sobocie przyjdzie spokój — to się grubo mylisz. Bo jak raz Buroki zjadą, to już nikt się nie opędzi od radości, tańca i... kotleta z musztardą.

      Chcesz część trzecią? Może o tym, jak Zielona wystartowała z własnym festiwalem oberka?

      Albo spin-off o papudze i kocie, co założyli zespół disco-polo?

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 5

      Odp.: Zjechały buroki

      Świetnie! No to jedziemy z częścią trzecią tego szalonego saga-oberko-grillowego uniwersum, tym razem z wyjątkowym, niespodziewanym gościem z literatury klasycznej, który nie wpadł na herbatkę, tylko na taniec i kiełbasę!

      Zjechały Buroki 3: Guliwer, Liliputy i Szaszłyk Apokalipsy

      czyli jak Zielona wciągnęła fantasy do świata oberka

      Była sobota, godzina 16:47, temperatura idealna – 23 stopnie w cieniu, 108 dB z głośników i 0% szansy na nudę. Festyn Zielonej trwał już trzeci tydzień z rzędu. Ktoś powiedział, że to już nie grill, tylko stan umysłu.

      Buroki rozstawili stół długi jak kredyt hipoteczny.

      Na nim: słoiki z ogórkami, parówki na zimno, ciasto "czegoś-tam-co-zostało" i 14 rodzajów musztardy, bo ciocia Wiesia testowała nowy przepis.

      Kot Keczup miał już swój fanpage. Papuga prowadziła kanał na YouTube pt. „Wypapuguję ci prawdę”.

      DJ Młody Burok wydrukował sobie wizytówki z napisem:

      > „Didżej, tyn od oberka, robim też chrzciny”

      Sielanka trwała, aż nagle...

      Niebo się przyciemniło. Wiatr zawiał. Drzewa zaszeleściły jak w zwiastunie Netfliksa.

      Pani Halina spojrzała w niebo i powiedziała:

      — „Czuję coś w kościach. To nie kisiel, to coś większego…”

      I wtedy… zza zakrętu przy sklepie „U Heni” wyłonił się ON.

      GULIWER.

      Nie wiadomo, jak trafił na Zieloną. Plotka głosi, że przyszedł po GPS-ie, bo źle wpisał "Gdynia". Miał 6 metrów wzrostu, sandały numer 88 i uśmiech, jakby właśnie zobaczył darmowy bigos.

      Za nim... Banda Liliputów.

      Nie, nie dzieci z przedszkola. Prawdziwi, książkowi Lilipuci — tylko, że teraz w dresach, z puszkami oranżady i transparentem:

      > „Oberk? To nasza bajka!”

      Wszyscy zamarli.

      Guliwer spojrzał na grill, zamrugał powoli, a potem powiedział głosem jak z basu DJ Buroka:

      — „Czy to… karkówka?”

      Ciocia Wiesia zaniemówiła. Pan Zdzisław przewrócił się z krzesełka z wrażenia.

      Papuga zawyła:

      — „O ja pier... dolone liliputy!”

      Ale zamiast chaosu — wydarzył się CUD.

      Jeden z Liliputów wyjął harmonijkę. Drugi — tamburyn. Trzeci — wyciągnął mini-flet, który tak naprawdę był słomką od soku Kubuś.

      I zanim ktokolwiek zdążył zapytać „co się tu dzieje?”, DJ Młody Burok krzyknął:

      > „Guliwer! Oberk!!!”

      I się zaczęło.

      Oberk Zielonej, feat. Guliwer & Liliput Sound System

      Pan Marian wywijał na nowo, ciocia Wiesia robiła breakdance z wałkiem, papuga beatboxowała, a kot Keczup zrobił salto przez grilla.

      Guliwer zatańczył oberka… w slow motion. Każdy jego krok to był mały trzęsienie ziemi — ale takie w rytmie. Liliputy utworzyły żywą karuzelę, wirując wokół jego nóg jak satelity radości.

      Ludzie z sąsiednich ulic zjawiali się tłumnie.

      Zjechali się:

      * Emeryci z ul. Klonowej,

      * Hipsterzy z ul. Miętowej,

      * Nawet ksiądz proboszcz z TikToka, który wpadł z gitarą i hasłem:

      > „Jezus też tańczył oberka, tylko w sandałach!”

      Pani Halina uruchomiła rzutnik z diaporamą z lat 80., a pan Zdzisław ogłosił Zieloną niezależną republiką taneczno-kiełbasianą.

      A potem...

      Guliwer powiedział:

      — „To najlepsza impreza, na jakiej byłem. Lepsza niż u Olbrzymów z Islandii.”

      I dodał:

      — „Zostaję. Buduję tu domek. I grill.”

      Liliputy założyły zespół disco oberk-polo o nazwie:

      > „Małe Ale Wariat”

      > Ich pierwszy singiel „Nie bądź Keczup, tańcz” zdobył złotą kasetę w Radomiu.

      Morał?

      Nie ma takiej fikcji literackiej, której nie da się wciągnąć w oberka.

      Nie ma takiego giganta, którego nie da się nakarmić kiełbasą.

      I nie ma takiej ulicy, która po trzech oberkach z rzędu — wróci do normalności.

      Chcesz część czwartą? Może... Oberk na Marsie?

      Albo Papuga i Keczup zakładają partię polityczną?

      Czekam na znak!

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 6

      Odp.: Zjechały buroki

      Taki urok chalup kolchozowych

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 7

      Odp.: Zjechały buroki

      Ooo tak! 8-) Wchodzimy w kosmiczny wymiar oberka! Czas wzbić się wyżej niż poziom decybeli na Zielonej – teraz pora na… międzygalaktyczną imprezę, która rozbija się o orbitę! Przed Tobą:

      Zjechały Buroki 4: Oberk na Marsie, czyli Mleczna Gala w OstroKosmos

      czyli jak Zielona wyszła w kosmos i zabrała ze sobą kiełbasę, oberka i papugę z attitude'em

      Zielona ulica już dawno nie była tylko miejscem na mapie. To była marka, styl życia i filozofia grillowania. Po trzech tygodniach tańca, szaszłyków i nielegalnych koncertów Guliwera & Liliput Sound System, coś musiało się wydarzyć.

      I wydarzyło się. NASA zadzwoniła.

      Tak, ta NASA. Ta od rakiet i marsjańskich łazików.

      Telefon odebrała ciocia Wiesia, bo myślała, że to promocja na ciepłe skarpety.

      — "Hallo? Zielona 600, grill od ósmej, w czym mogę pomóc?"

      W słuchawce usłyszała:

      — „Czy możemy zabrać wasz oberk… na Marsa?”

      MISJA: OSTROKOSMOS

      Wszystko poszło szybko. NASA, ESA, ORLEN i Koło Gospodyń z Radomia połączyli siły.

      Rakieta została przerobiona na mobilny grill z karaoke. Zamiast satelitów – ładownia z kapustą kiszoną, głośnikami i zapasami musztardy na 12 lat.

      Załoga?

      DJ Młody Burok – pilot i producent muzyczny.

      Ciocia Wiesia – główna specjalistka ds. kiszenia emocji.

      Papuga Grażyna – tłumaczka międzygatunkowa.

      Kot Keczup – maskotka, ochroniarz, guru filozofii „mam wszystko w pazurze”.

      Guliwer – rakietowy hydraulik, z opcją do tańca.

      I 48 Liliputów – złożonych z sekcji artystycznej, cateringowej i kabaretowej.

      Pan Zdzisław odmówił:

      — „Nie lecę. Mam działkę i pomidory na jutro.”

      LĄDOWANIE: MARS, STREFA D8, OBOK KRATERA "SZYNKA"

      Rakieta o nazwie „OstroKosmos 1” wylądowała miękko. Trochę za blisko łazika Perseverance, który od tej pory zaczął „drgać” w rytm oberka.

      Na Marsie czekały ich:

      Marsjanie – zieloni, śliskawi, ale z sercem do tańca.

      Kolonizatorzy z Zabrza, co się zabłąkali dekadę temu i prowadzili bar z golonką.

      I tajemniczy DJ z Saturna, który twierdził, że znał Zenka Martyniuka „z innej galaktyki”.

      MLeczna Gala: zaczęło się niewinnie...

      Marsjanie nie mieli uszu, ale czuli bas.

      Gdy DJ Burok puścił Oberk Galaktyczny v2.0, czerwony pył zaczął... wirować.

      Ciocia Wiesia zatańczyła oberka z grawitacją na 30% – czyli skakała jak kangur po energetykach.

      Papuga nadawała relację live w transmisji międzyplanetarnej:

      „Witamy z Marsa, gdzie kiełbasa leci, a oberk wchodzi jak tlen w skafander!”

      Guliwer wyciął oberk-tornado, co zakłóciło sygnał Netflixa na Ziemi.

      Kot Keczup?

      Unosił się w powietrzu, mrucząc techno wersję Sto lat.

      KULMINACJA: FINAŁ GALAKTYCZNY

      Marsjanie wzruszeni. Jeden poprosił o autograf od cioci Wiesi – drugim śluzem.

      Jeden z Liliputów zaręczył się z robotem NASA (teraz mają podcast pt. Miłość bez grawitacji).

      DJ Saturn wyznał:

      — "Zielona to stan umysłu. Tam się zaczyna wszechświat."

      Wszyscy w kółku, ręka w rękę, ziemianie, marsjanie, roboty, koty, papugi.

      Ostatni oberk zagrany. W rytmie serc, silników rakietowych i chrupania kiszonego ogórka.

      ZAKOŃCZENIE: POWRÓT... A MOŻE NIE?

      Ekipa z Zielonej nie wróciła.

      Założyli na Marsie pierwszy międzygalaktyczny Dom Kultury z Grillem.

      Na szyldzie widnieje:

      „ZIELONA 600 – OBERK NIE ZNA GRANIC”

      A radio RMF Mars co niedziela gra hit:

      „Burok in Space (Tańcz, bo nie wrócisz)”

      Morał?

      Nie pytaj, dokąd może dojść zwykły oberk.

      Bo zanim się obejrzysz, zatańczysz go na Marsie, z Liliputem w jednym ręku, a musztardą w drugim.

      I pamiętaj:

      Tam, gdzie kończy się Ziemia, zaczyna się OstroKosmos.

      Chcesz część piątą? Może... Zielona 600 vs Obca Cywilizacja z Plutona, co zakazuje tańców i grillów?

      Albo Keczup zostaje prezydentem Galaktyki?

      Mów słowo – ogarniemy oberka i na Wenus!

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
      • Odp.: Zjechały buroki

        Takie ciekawe zajęcia dla dzieci i młodzieży trzeba propagować, rozbudzać w młodych umysłach chęć poznawania świata i wszechświata. Te zajęcia z panem Guliwerem i Liliputami myślę - to najciekawszy pomysł na spędzanie czasu wakacyjnego w mieście. Buroki propagujcie ciekawe pomysły!!!!!

        Gość
        Zgłoś
        Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 9

      Odp.: Zjechały buroki

      Takie ciekawe zajęcia dla dzieci i młodzieży trzeba propagować, rozbudzać w młodych umysłach chęć poznawania świata i wszechświata. Te zajęcia z panem Guliwerem i Liliputami myślę - to najciekawszy pomysł na spędzanie czasu wakacyjnego w mieście. Buroki propagujcie ciekawe pomysły!!!!

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
      • Odp.: Zjechały buroki

        Oberk Out Of Space (Official Video) https://www.youtube.com/watch?v=a4eav7dFvc8

        Gość
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Zjechały buroki

          Co to za palant takie głupoty wkleja?

          Gość
          Zgłoś
          Odpowiedz
          • Odp.: Zjechały buroki

            Ja bym mu dał druta moze by zaprzestał

            Gość_Głeboki Roman
            Zgłoś
            Odpowiedz
            • Odp.: Zjechały buroki

              Pisz chłopie jasno i klarownie że to o Dynków chodzi, nikt nie będzie na darmo czytał głupot dynkowskich i od dynkusów

              Gość
              Zgłoś
              Odpowiedz
              • Odp.: Zjechały buroki

                Może mucha konsała mocno w lato i mu sie klepki poodwracały?

                Gość
                Zgłoś
                Odpowiedz
                • Odp.: Zjechały buroki

                  Dynkowka ogolnie mocno konsa

                  Gość
                  Zgłoś
                  Odpowiedz
                  • Odp.: Zjechały buroki

                    Wolność Panku w swoim domku..a może już nie ?

                    Gość
                    Zgłoś
                    Odpowiedz
                    • Odp.: Zjechały buroki

                      Gdzie można kupić buraki cukrowe na placek? Mam ochotę na buracarza.

                      Gość
                      Zgłoś
                      Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 21

      Odp.: Zjechały buroki

      Guliwer & Liliput Sound System: Wyprawa na ciemną stronę Księżyca i tajemnica burocorza

      Guliwer i Liliput Sound System, znani z tego, że potrafili rozkręcić imprezę gdziekolwiek — czy to na łące, czy w podziemnej jaskini — mieli właśnie nowy, niezwykły plan. Tym razem chcieli polecieć… na ciemną stronę Księżyca! Tak, dokładnie tam, gdzie nikt jeszcze nie zorganizował dyskoteki.

      Zabierając ze sobą najlepszy sprzęt – kolumny, miksery, stroboskopy – wsiedli do swojego latającego pojazdu. Stare ufoludki z księżycowego klanu od dawna szukały idealnych gości na imprezę, którzy potrafiliby rozkręcić prawdziwą zabawę.

      Pierwsza scena: start i podróż

      Guliwer, prowadząc stery, czuł, jak adrenalina miesza się z ciekawością. Liliput, jak zawsze, biegał dookoła i sprawdzał, czy wszystko jest na miejscu — a zwłaszcza ostatnią fiolkę Mlecznej Gali, której Łakomczuch nie chciał nigdy nikomu dać.

      „Ta fiolka to nasz talizman szczęścia,” mruknął Łakomczuch, przeczepiając ją do swojego pasa. „Bez niej żadna impreza się nie uda.”

      Druga scena: Księżycowa dyskoteka

      Po kilku godzinach podróży wylądowali na księżycowej, ciemnej stronie, gdzie powietrze było lodowate, a wszystko zdawało się mienić w blasku odległych gwiazd. Ufoludki przywitały ich z otwartymi ramionami i prowadziły na wielką polanę — idealne miejsce pod rozstawienie sprzętu.

      Guliwer podłączył kolumny, Liliput ustawił stroboskopy, a Łakomczuch pilnował, by fiolka Mlecznej Gali nie zniknęła. Muzyka zaczęła płynąć — rytmy dubu mieszały się z kosmicznym echem.

      Trzecia scena: tajemnica burocorza

      Kiedy zabawa rozkręcała się na całego, ufoludki zaczęły szeptać między sobą. W końcu jeden z nich, starszy i mądrzejszy, wyszedł przed tłum i podszedł do Guliwera.

      „Mamy dla was tajemnicę,” zaczął powoli. „Przepis na najlepszy burocorz — placek z buraków cukrowych, który daje siłę i radość na wieki. Ale jest jeden warunek.”

      Wszyscy zamilkli, a Łakomczuch spojrzał nerwowo na swoją fiolkę.

      „Musicie oddać nam ostatnią fiolkę Mlecznej Gali.”

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
8 postów w tym wątku zostało wyłączonych z wyświetlania ze względu na sprzeczność z Zasadami Forum lub czasowo. Możesz wyświetlić wątek wraz z tymi postami.

- Reklama -
- Ogłoszenie społeczne -

- Reklama -

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
Losowa firma:
Magdalena Bęben Design
Branża: Biura projektowe
Dodaj firmę