Dzieki:-) tego nigdy nie jadłam ale na pewno spróbuję:-)
Smak lodów w cyrku - niepowtarzalny !!!
A jaka wigilia była i Święta Bożego narodzenia w latach 70. Zapach maku,śledzi,bigosu smażone racuchy itd... Ten post był najważniejszy i oczekiwanie pierwszej gwiazdki. Po pasterce okręcanie drzewek żeby rodziły. Ach te piękne czasy. Łzy się same cisną. Zostaliśmy sami.
ciastka od Karasinskiego
Mnie bardzo smakowały lody śmietankowe i bakaliowe układane na wafelkach. Były kiedyś pod polmozbytem w budce (lidl)
Dobre były pałeczki mleczne ( mordoklejki) oraz groszki kakaowe w takich kremowych, okrągłych pudełeczkach z dziurkami .
dobre byly tez zapachy ktore byly na klatce schodowej przed swietami lub w niedziele.
Smakiem mojego dzieciństwa były też lody włoskie sprzedawane na skrzyżowaniu: Sienkiewicza-Waryńskiego-Żeromskiego i lody u Zarzyckiego na Pułankach, ale też ziemniaki z ogniska. No i pamiętam, że jak jeździłam na wieś do rodziny, to ciotka piekła taki pyszny chleb i jadło się go z mlekiem prosto od krowy. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze smak chleba z piekarni przy Konopnickiej. Zanim doszłam z nim do domu pół skórki było obgryzione :). W lato jedliśmy mirabelki prosto z drzewa. Hehe. Nikt na nic nie chorował.
Bardzo smaczna była rybka ze smazalni na sienienskiej, pamiętam ròwnież kolejke za lodami u Zarzyckiego Ludzie stali z termosami.
kawa zbozowa Turek z palona cykoria, dropsy mleczne,chlebek Turecki z rodzynkami,chleb z piekarni pana Giezkowskiego[nie wiem czy dobra pisownia].alez to byly smaki!A JAKIE WSPOMNIENIA!
do gościa 19:20
U tego piekarza kupowałam bułeczki słodkie i fantastyczne bułki - zajączki, koguciki, kaczuszki, ślimaczki...Na targu kupić można było do nich masło zawinięte w liść chrzanu. Dzieci miały radochę!
Pamiętam jeszcze gruszki cukrówki, ale były słodkie.
Zielone jabłka z drzew tzw papierowki letnia pora bajeczne dokladnie nikt nie chorowal każdy biegal,skakal,kolo bloku i na wsi każdy byl pelen radości jakos tak wszystko tetnilo.Dzis juz tego nie ma....a szkoda...
Ciastka ponczowe z cukierni na Sienkiewicza ☺ Pizza z rynku wyczekana w kolejce bo piec mały a ludzi dużo. Zapiekanki i hot dogi z budki.
Ja pamiętam jak mama piekła placek ,nazywał się buracasz ,do ciasta dodawane były ugotowane buraki cukrowe.Wieczorami jesienią zajadaliśmy się tym smakołykiem.Ale to były lata 60 te.Ale to już było !!!
Buracasz, serek waniliowy, lody z beczki kupowane na odpuście na Górze Witosławskiej, lane kluski, zielone pomarańcze, guma Donald, barszcz z ziemniakami podsmażanymi na cebulce, pepsi- ta w małych butelkach, groszki w pudełku z dziurką, i oczywiście kanapki które tata przywoził z lasu (bo nie miał kiedy zjeść) a przecież w ,,życiu takich w domu nie było bo mama nie robiła,, ;) ziemniaki z ogniska, mleko prosto od krowy i masło własnoręcznie robione w drewnianej maselniczce - najlepsze z chlebem pieczonym przez babcię przyjaciółki w domowym piecu..... Ale to byly czasy... A owoce prosto z drzewa... Nikt nie mył :) marchewkę wyrwaną przed czasem też można było wytrzeć rękawem :D i orzechy laskowe:)
Swojska kiełbaska, którą rodzice sami robili, sernik pieczony w piecu chlebowym z takimi wzorkami w kratkę na wierzchu, napój mandarynka i płynny owoc, poziomki z cukrem, pierogi z samych kurek, pomidory prosto z krzaka. Pamiętam jeszcze niezwykły zapach cytryn zapakowanych w takie bibułki. No i oczywiście jabłka kosztele!
Oranżada w proszku w torebkach.Śliniło się palec(nie ważne,że brudny)i maczało w tej oranżadzie.Fajnie się pieniło w ustach.Czekolada "Jedyna"(19 zł) i z wiórkami kokosowymi za 9.50 zł.Kilogramy cukierków "Krówki" i "Toffi".Gdy mama piekła ciasta na święta,to już podczas jego rośnięcia ukradkiem jadło się ciasto.Ha ha kiedyś chyba przesadziłam,bo bolał mnie brzuch.Smak i zapach pomarańczy,które były w sklepach tylko na święta albo w paczkach świątecznych,które tata przynosił z pracy.
Ciasto kruche z rabarbarem,które nieodłącznie kojarzy mi się z kolarskim Wyścigiem Pokoju,który oglądali wszyscy i emocjonowali się jak na horrorze i modlili, żeby Ruscy nie wygrali.Nie wszyscy mieli wtedy telewizory i dlatego schodzili się u nas.Mama piekła tych placków kilka,bo wyścig trwał chyba ze 2 tygodnie i jakoś trzeba było gości przyjąć.Niektórzy już od progu pytali czy jest ciasto.