a w zadnym wypadku. Otoz ja napisalem cos innego, dla mnie nie jest to problemem ze jest to swieto narodowe. Komunisci nam je narzucili i zaszczepili w nas najgorsze mysli odnosnie tego swieta bo kojarzy sie glownie z przymusem tymczasem dotyczy ono czegos innego. gosc z 12:49 dobrze wyjasnil na czym polega to swieto a przy okazji o wspomnianym 8-godzinnym dniu roboczym. Przytocze porownanie moze troche nie na miejscu ale trudno bo wiele zalezy od tego jak sie co wykorzystuje , swojego czasu pewni chorzy psychicznie ludzie wykorzystali religie oparta na milosci do mordowania innych w imie tej milosci a znowuz pewnego dnia nastepni chorzy psychicznie ludzie wykorzystali pewne swieto i propagande by na sile pokazywac falszywe piekno komunizmu. Jezeli nie szanujesz ludzi pracy ktorzy swa uczciwa praca pracuja na rzecz Kraju to jakim Polakiem jestes ?
ma z 30 września 1942r.
Szanowni Państwo!
„Jubiluje dzicz pogańska” - pisał poeta. I rzeczywiście. Akurat dzisiaj pojawiły się aż dwa powody do jubilowania. Pierwszy - to wiosenne święto naszych okupantów - bo świąteczne obchodzenie pierwszego maja zostało na ziemiach polskich wprowadzone przez dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych: Adolfa Hitlera i Józefa Stalina. Okoliczność, że świąteczny charakter pierwszego maja został utrzymany w III Rzeczypospolitej pokazuje, że ciągłość nie tylko z komuną, ale nawet z Generalnym Gubernatorstwem jest większa, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Więc wiosenne święto naszych okupantów - bo zimowe święto naszych okupantów przypada 13 grudnia nie tylko z powodu rocznicy wprowadzenia stanu wojennego przez „człowieków honoru”, ale również z powodu rocznicy podpisania przez Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego traktatu lizbońskiego, w następstwie którego Polska systematycznie obsuwa się po równi pochyłej coraz niżej i niżej.
Żeby jednak zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie, pierwszego maja nakazano uroczyste obchody dziesiątej rocznicy Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, wraz z ośmioma innymi państwami Europy Środkowej. Rocznica ta jest przedstawiana jako wydarzenie niebywale radosne, chociaż prawdę mówiąc, nie bardzo wiadomo, z czego tu się cieszyć, zwłaszcza gdy rozejrzymy się po naszym nieszczęśliwym kraju. Wprawdzie przed Anschlussem, a zwłaszcza - przed referendum akcesyjnym, stręczyciele włączenia Polski do niemieckiej strefy wpływów w Europie dawali do zrozumienia, że Unia sypnie złotem i znowu będzie jak za Gierka - tak naprawdę jednak to dokonany dziesięć lat temu Anschluss stworzył polityczne warunki dla realizacji niemieckiego planu „Mitteleuropa” z 1915 roku, zakładającego - oczywiście po ostatecznym zwycięstwie niemieckim - ustanowienie w Europie Środkowej i Wschodniej państw pozornie niepodległych, ale de facto - niemieckich protektoratów, o gospodarkach niekonkurencyjnych, tylko peryferyjnych i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Niemcy, jako państwo poważne, maksymalnie te możliwości wykorzystały, między innymi dzięki działającemu w Polsce Stronnictwu Pruskiemu, o którym ostatnio trochę więcej się dowiedzieliśmy.
W rezultacie gospodarka naszego nieszczęśliwego kraju została w ciągu ostatnich dziesięciu lat przekształcona zgodnie z założeniami projektu „Mitteleuropa”, a uboczną konsekwencją tego przekształcenia jest masowa emigracja zarobkowa młodych Polaków. Ta emigracja, mówiąc nawiasem, wychodzi naprzeciw innej potrzebie zachodnich prowincji Unii Europejskiej. Zgodnie bowiem z demograficzną prognozą, jaką Organizacja Narodów Zjednoczonych przygotowała jeszcze w początku lat 90-tych dla Unii liczącej 15 krajów, powinna ona w ciągu najbliższych 50 lat sprowadzić około 100 milionów ludzi do roboty - bo przecież ktoś musi ten luksusowy przytułek dla starców utrzymywać. Żeby nie powodować nadmiernych i niebezpiecznych kontrastów cywilizacyjnych i kulturowych, najlepiej było ściągnąć tych brakujących ludzi ze Środkowej Europy. W tym celu trzeba było oczywiście stworzyć w państwach Europy Środkowej takie warunki, żeby ci ludzie nie tylko chcieli, ale nawet poniekąd musieli emigrować. Projekt „Mitteleuropa” znakomicie się do tego celu nadawał i w ten sposób państwa poważne na jednym ogniu upiekły dwie pieczenie.
Oczywiście nasi Umiłowani Przywódcy nawet nie chcą o tym słyszeć, bo w przeciwnym razie musieliby się wytłumaczyć nie tylko z entuzjastycznego poparcia dla Anschlussu w 2003 roku, ale również - z poparcia dla traktatu lizbońskiego. Nie bardzo wiadomo, co takiego na swoją obronę mogliby powiedzieć, więc wolą brnąć w propagandę sukcesu, w której - co warto zauważyć - uczestniczą ponad podziałami, podobnie jak ponad podziałami wcześniej stręczyli zarówno Anschluss, jak i traktat lizboński. Więc „jubiluje dzicz pogańska, megafony ryczą z mieszkań...”
Pewnie dlatego, że unia taka be tylu partyjnych kolegów kandyduje na czele z prezesuniem i jego rodziną