Święta tuż, tuż i jakoś tak zawsze przychodzą mi wtedy na myśl święta z mojego dzieciństwa i młodości, które przypadły na czas PRLu. Pomimo tego, że nie było właściwie niczego z tego, co dziś na co dzień leży na półkach, to święta były i tak cudowne i dostatnie. Wszystko było "załatwiane" i dlatego ludzie się szanowali, bo jak ktoś nie umiał żyć w zgodzie z innymi, to nie miał szans na legalne dostanie czegokolwiek.Czasem mam wrażenie, że w tamtych czasach jedności narodowej, jakby lżej się oddychało mijając na ulicach uśmiechnięte, życzliwe twarze sąsiadów i znajomych. Nikt z lokatorów samotnych nie był sam w Wigilię (to było niedopuszczalne, co rok był goszczony u kogoś innego z klatki schodowej). Nigdy nie zapomnę tych hucznych Sylwestrów, w których brali udział wszyscy sąsiedzi z klatki, jeśli nie poszli na jakiś bal. Nie było problemu z organizacją takiego Sylwestra. Co rok był u kogoś innego i wszyscy przygotowywali jedzenie (i nie tylko) według wcześniejszych ustaleń. Już od listopada czasem trwały uzgodnienia i zawsze zabawa była przednia, a ile było potem wspomnień. Mój Boże łza się w oku kręci. Dla dzisiejszej młodzieży to pewnie opowieści, jak z bajki, ale zapewniam, że tak się kiedyś ludzie szanowali i żyli na co dzień, co prawda w innym mieście, ale pewnie tutaj też było podobnie?
Tak było. "Ale to już było i nie wróci więcej" i nie chodzi tu o puste półki ale szacunek do ludzi,uśmiech i wzajemne wsparcie.
Święte słowa i niestety prawdziwe.
Zrobiło się strasznie smutno, a przecież nie musi tak być. Zakładając ten wątek miałam nadzieję, że wiele osób podzieli się swoimi pięknymi wspomnieniami z dawnych lat. Czasem wzruszających, często zabawnych, ale wszystkich prawdziwych, bo przecież byliśmy uczestnikami tych wydarzeń, czyli można było tak żyć, choć było biednie i szaro, ale czuło się wszechobecną siłę jedności. Co się stało, że teraz już nie można wrócić do takich wzajemnych relacji międzyludzkich? Proces kilkudziesięcioletniej ewolucji spowodował to, że ludzie przestali się szanować i lubić, czy może inne procesy, np. manipulacja?W tym momencie przypomniała mi się zasłyszana kiedyś przypowieść. Po wiejskiej drodze idzie człowiek niosący na plecak worek i co jakiś czas mocno tym workiem potrząsa. Ktoś przychodzący obok zapytał go, dlaczego tak się zachowuje? Wtedy wyjaśnił, że w worku ma szczury i jak idzie spokojnie, to one się integrują i zaczynają gryźć go w plecy, a jeśli czasem nimi potrząśnie, to wściekłe zaczynają gryźć się między sobą, a wtedy on jest spokojny. Coś w tym jest, jak się tak głębiej pomyśli. Żaden człowiek nie rodzi się zły, a na ukształtowanie jego osobowości bardzo wielkie znaczenie ma środowisko w jakim żyje. Mnie, jak dotąd, udaje się nie poddawać się bezgranicznemu wpływowi innych ludzi, a kierować się rozumem, logicznym myśleniem, uczuciem empatii wobec innych. Wiem, że nie jest to w dzisiejszych czasach popularne zachowanie i wiele razy traktowane jako prosta naiwność lub niegroźne dziwactwo. Nic nie poradzę, ale taka już jestem oporna na zmiany i tak już chyba pozostanie, bo w moim wieku trudno o burzliwe rewolucje. Wierzę też, że twierdzenie powtarzane wiele razy staje się prawdą. Mam poczucie obowiązku pokazywania młodym ludziom, że kiedyś może żyło się mniej barwnie, ale za to pogodnie, z poczuciem stabilizacji, co do następnego dnia i co najważniejsze z poczuciem pewności, że w potrzebie zawsze ktoś człowieka wesprze, bo nikt nie jest samotną, samowystarczalną wyspą. Najlepiej w życiu zawsze stawiać się w sytuacji kogoś, komu aktualnie jest źle, szaro, jest chory, słaby i pomyśleć, że los bywa przekorny i zarówno dobro, jak i zło też może nas dotknąć za rok, dwa albo za tydzień. Moim zdaniem w życiu bardzo ważne jest poczucie humoru, to jest taka siła, że pozwala przetrwać wszystkie przeciwności życiowe. Problem wyśmiany staje się jakoś taki mniej groźny, a dobre wspomnienia działają jak paliwo dla samochodu, który po zatankowaniu dalej sobie spokojnie jedzie.
Teraz człowiek człowiekowi wilkiem. Co z tego, że sąsiad się uśmiechnie, zagada itd., skoro następnego dnia doniesie na Ciebie do urzędu. Takie są teraz parszywe czasy, że nikomu nie można ufać. Obecnie, zamiast wspólnego posiłku i rozmów przy stole, każdy siedzi, owszem, przy posiłku, ale wpatrzony w ekran tel. O zachowaniu młodzieży już nie wspomnę. Takie przykłady można mnożyć. Choć sama jestem osobą młodą, bo przed 30-stką, chyba nie pasuję do obecnych czasów. Najlepiej wspominam początek lat 90.
Pięknie napisane.
Pewnie macie też takie wspomnienia, które nawet po wielu latach wywołują uśmiech na twarzy. Właśnie teraz się uśmiecham, bo przypomniały mi się pewne przygotowania do ubrania choinki. Jakimś cudem mojej mamie udało się przed Świętami kupić cukierki czekoladowe, które miały zawisnąć na choince. Ciężko było nam, jako dzieciom znieść fakt oczekiwania na zjedzenie tych cukierków i po cichutku zakradaliśmy się do miejsca, gdzie mama je schowała (jak się okazało nieskutecznie) i podjadaliśmy systematycznie, wypełniając puste papierki cukierków kulkami z namoczonego papieru toaletowego.Muszę w tym miejscu dodać, że te kulki, to był mój pierwszy życiowy patent. Oczywiście w którymś momencie, jeszcze przed ubieraniem choinki, temat się wydał i była afera rodzinna. Już nie chodziło mamie o te zjedzone cukierki, co o połowę papieru toaletowego, który wystała w wielogodzinnej kolejce. Takie to były czasy, że nawet papier toaletowy był deficytowym, upragnionym towarem. Mama potem opowiadała sąsiadom, że jej dzieci mają na choince cukierki z papieru toaletowego, co budziło niemałe zdziwienie i rozbawienie. Ja natomiast jestem wdzięczna mojemu rodzeństwu, że nigdy mnie nie wydali, jako twórczyni tego wniosku racjonalizatorskiego:):).
Naprawdę, wszyscy macie amnezję? Nic fajnego nie pamiętacie(szczególnie Ci wiekowi, co dzięki temu, że ja narażałam się na utratę pracy lub internowanie, strajkowałam po nocach, a Wy biedni dzisiaj nawet nie pamiętacie własnego dzieciństwa, aby Wasze dzieci brały 500+, bo wtedy Wy macie luz(nawet się zrymowało) Jakaś zbiorowa infekcja. Trzeba zawiadomić San.-Epid.?