Ja nie mam nawet jednej z rzeczy, ktore ty masz a jeszcze zyje, choc penwie juz nie dlugo. Chcialbym miec rodzine, w ktorej mi sie nie uklada, bo bym przynajmniej mial jakas.
nikt nie ma lekko jeśli się zdecydowałeś na rodzinę no to odpowiedzialność ....
moja dziewczyna tez ode mnie sporo kasy wyciaga bo nie chce jej sie isc do pracy bo wie ze zawsze jej dam bo ja kocham !!!
a może żona mysli,że Ciebie obchodzi tylko praca, może trzeba pobyć ze sobą, wyjść gdzieś na kolację, do kina, pogadać poza domem i okaże się,że jednak nie jest źle, tylko w codzienności trochę się pogubiliście?
ja mialem podobna sytuacje ale sie nie dalem a teraz jestem z tego dumny czlowieku musisz to przeczekac olac żyj czlowieku
zapraszam 14.11 o godz.18,30 do parafii Miłosierdzia Bożego na ogrodach do kaplicy św,Faustyny na spotkanie z ludźmi którzy spróbują ci pomóc
ajajajajajjjjjjjjjjjjj krÓtkie, krÓtkie koleżanko
Szczerze z nią porozmawiaj, otwórz się, powiedź jej co tak na prawde czujesz.
I nie myśl nawet o takich rzeczach.. masz rodzinę, masz dla kogo żyć. Wszystko na pewno się ułoży. Trzymam kciuki.
Idz do wrózki,a reszta postów to pierdoły
gdyby tak można było cofnąć się w czasie lub wymazywać wspomnienia ( złe) to byłoby super.
Traktuję poważnie to co napisałeś zatem tak samo podejdź do tego co napiszę Ci teraz. Nie ma takiego dołu z którego nie można wyjśc , czasem potrzeba żeby ktoś wstawił drabinę . Jeżeli czujesz że dół jest na tyle głęboki że sam nie dasz rady to potraktuj ten post jak pierwszy szczebel drabiny . Zakładam że czytasz to co Ci napisałem dlatego chcę Cię zaprosic na godzinę 18.30 w poniedziałek 14.11 lub w czwartek 17.11 o tej samej godzinie na spotkanie w kaplicy Św. Faustyny w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego na Piaskach . Usłyszysz coś co odmieni Twoje życie i uczyni Cię człowiekiem szczęśliwym . Ja tego doświadczyłem . Odwagi. Czekam o 18.30 przed kościołem. Ktoś powyżej również Cię zaprosił mnie pozostaje tylko potwierdzic i dodac że nie jesteś sam. Jeszcze raz ODWAGI brachu.
w chorobie mamy musialam byc silna, choc nieraz, bez głosu, bez łez wyłam z bezsilności. obrałam taka - mozna powiedziec strategie tzn. jak np bylam u pani dr to ona mowila mi jak co tam i ja zawsze pytalam o najlepszy waruant i najgorszy. na poczatku patrzyla na mnie dr jak na wariatke, ale ja wytlumaczylam jej, ze wariant najlepszy i wariant najgorszy daje mi granice i szykuje na rózne sytuacje. mowilam, ze musze miec sile dla mamy, bo mamie i tak jest cięzko /wiedziala , ze ma raka zlosliwego z przerzutami, tata ma kochanke, ktora tez owdowiala i Bóg zabiera i ją - czyszcząc kochankom droge! - nikomu tego nie życzę - he he eh a do tego kochanka katechetka/ i jak sie cos działo gorszego od "lepszego wariantu" a lepszego od " najgorszego" to sie nie zalamywalam. wiedzialam, ze mogło byc gorzej. i teraz po smierci mamy nadal tak podchodze do wielu spraw. staram sie przemyslec różne warianty załtwienia czegos. nawet jak sie stanie ten najgorszy wariant to nie zalamuje sie choc mi b.przykro. spodziewalam sie, ze moze byc najgorzej. jak juz jest najgorzej to - nieraz sie pobecze -ale wiem, ze to juz najgorsze i teraz moze byc juz lepiej.
przemysl co ci napisalam. moze postaraj sie przełożyć o na swoją sytuację.
napisz gdzie pracujesz, to już złoże CV na twoje miejsce. Daj znać