Czym nam zwykłym zjadaczom chleba to grozi? Tym którzy wyjeżdżają do pracy importują samochody itp
Koledze ściągającemu wraki pojazdów zza granicy rozpadek pomylił się z rozbitkiem.
Powinna ta unia sie rozpaść bylby spokój z tymi cenami w końcu
21:20
Proste, ceny Europejskie, a zarobki ze wschodu. A temu koledze chodziło o unię a nie Strefę Euro.
A skoro my nie jesteśmy w niej, to raczej jako zwykli zjadacze chleba tego nie odczujemy. Będą pewnie jakieś zawirowania na polskim rynku finansowym. Ale nie sądzę żeby dotknęło zwykłych zjadaczy chleba.
(Oczywiście to jest moje zdanie, jak się mylę proszę mnie poprawić, oraz jakieś sensowne informacje na ten temat podać).
Najważniejszym uzasadnieniem konieczności powstania przed ponad stu laty nowych państw narodowych była teza, że obiektywnie istniejące narody są pod rządami „nienarodowych państw” i fakt ten jest wystarczająco doniosły, aby musiały one mieć swoje państwa – tzw. samostanowienie. Dotyczyło to zarówno nas – Polaków, jak i Czechów, Słowaków, Litwinów i wielu innych nacji. W naszym przypadku ważnym, choć jednak drugorzędnym argumentem, było odwołanie historyczne do istniejącego jeszcze w końcu XVIII wieku państwa, które co prawda było tylko w części z nazwy Polską, i nie było w każdym tego słowa znaczeniu „państwem narodowym”.
Pogląd o narodowym uzasadnieniu państwowości zrodził się pod koniec XIX wieku. Wtedy pojawił się pierwszy w historii nacjonalizm litewski, łotewski, ukraiński, a cichy promotorem tych ruchów byli kajzerowscy i austrowęgierscy politycy, chcący rozsadzić od wewnątrz swojego ówczesnego wroga, czyli cesarstwo rosyjskie (koncepcja „prometejska”).
Prawdziwe, w znaczeniu etnicznym, narodowe państwo stworzone wyłącznie dla Polaków, powstało jednak dopiero po II wojnie światowej, poprzez wysiedlenie wszystkich, którym odmówiono polskości lub którzy nie uważali się za Polaków. Późniejsza eksplozja demograficzna, urbanizacja oraz szczelne granice prawie podwoiły populację etnicznie pojmowanego narodu polskiego, i w tym kształcie weszliśmy do dziwacznego tworu w postaci Unii Europejskiej. Pozornie państwa narodowe w tej strukturze straciły sens, bo wielu wnuków i prawnuków chłopów obdarzonych ziemią z reformy rolnej PKWN wolą dziś łatwiejsze życie emigranta w bogatych krajach niż nieopłacalny pot na ojcowiźnie. Zarazem dziś – sto lat później po pierwszej wiośnie narodów – rodzą się do życia od dawna zapomniane, choć pozornie wolne narody, które – tak jak my przed wiekiem – też chcą mieć swoje państwo. Po Szkotach, Walijczykach, Katalończykach być może przyjdzie czas Bawarów a może nawet na Westfalczyków. Zapewne czeka nas druga wielka wiosna narodów, choć nie musi to oznaczać przecież końca Unii Europejskiej. Wręcz odwrotnie. Nowe państwa będą się prawdopodobnie czuć bezpiecznie w tym związku, zwłaszcza że stanowi on wspólny obszar celny. Oczywiście może być inaczej: nowe z reguły niewielkie narodowe państwa będą chciały odbudować swoje granice celne, aby uratować wytwórczość przed wyniszczającą konkurencją. To będzie już końcem Unii Europejskiej.
Nieuchronnie rodzi się pokolenie widzące swą przyszłość w narodowych państwach, zwłaszcza że zjednoczone w XIX wieku kraje są bardzo zadłużone albo na granicy bankructwa. Tu przecież popełniono ten sam błąd, który miał na sumieniu nieboszczyk Związek Radziecki. On też – mimo integryzmu i rusyfikacji – wychował, a niekiedy stworzył świadomość odrębności wielu narodów, które dziś mają już swoje państwa. A przecież „zjednoczenie” takich państw jak Włochy, Niemcy czy Zjednoczone Królestwo zawsze było płytsze i słabsze. Tu rozpad może nastąpić dużo szybciej i raczej nastapi.