Mam dla ciebie propozycję - wracaj skąd twój ród a ty wiesz gdzie , wiesz ... no to bierz swój tobołek i w drogę , tyle pól nie zaoranych nie obsianych ,twoja dawna wieś czeka na ciebie .
Pismen skończ już bajdurzenie. Teraz jedyną perspektywą dla młodych jest wyjazd z kraju!
Jesteś wobec tego zaprzeczeniem tej normalności bo pleciesz brednie , "spadochroniarzu ".
Nie ma teraz normalności pismen!
I co?Zapytajmy więc kobiety, czy chcą być w domu na utrzymaniu męża czyli -tara-balia, jak to ktoś wcześniej napisał. Chcecie, dziewczyny?Bo ja nigdy i za nic na świecie. Czy to jakiś męski sen? Chyba żartujecie, faceci. Ja mam swoje pieniądze i robię co chcę, mam taki sam wkład w utrzymanie , jak facet.
"Kobiety mogły sobie pozwolić na zostanie w domu"- no co za bzdury... Po pierwsze mnóstwo kobiet w PRL pracowało - pokolenie dzisiejszych emerytek urodzonych po 1945 roku , czyli naszych matek świadczy o tym dobitnie. Są to panie, które przepracowały wiele lat zawodowo.
Po drugie - nie pracowały kobiety z pokolenia naszych babć, czyli urodzonych ptrzed wojną. A to dlatego, że większość z nich nie miała wykształcenia i zawodu. Parę klas podstawowej szkoły i tyle. I wtedy mężczyzna musiał utrzymać rodzinę, nie było innego wyjścia. Ale bieda aż piszczała.
Po trzecie - piszecie że mężczyzna pracujący mógł utrzymać żonę i dzieci -może i tak ale to było życie na minimum, ledwie starczało na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
jesli nie pił ,palil mogł jak najbardziej utrzymac rodzine z 1 wypłaty.W miastach kobiety pracowały jako praczki ,sprzataczki ,krawcowe ,opiekunki itd zazwyczaj miały po kilkoro dzieci a na wsiach dodatkowo opiekowały się domem i inwentarzem -trzymały świnie ,krowy ,ptactwo nie będąc rolnikami tzn nie mając nawet hektara pola .Babcia moja była krawcową -dziś miałaby ponad sto lat ,jej siostra(wdowa) po wojnie zarabiała jako sprzataczka u rodziny lekarzy.także jak kobieta chciała a raczej musiała to i pracowała .
Gościu 10:13 co to znaczy swoje pieniądze? Jeśli jesteś w małżeństwie to pieniądze są, a przynajmniej powinny być wspólnie, niezależnie od tego, kto je zarabia. Wiele kobiet chciałoby móc wychowywać dzieci, to, że Ty jesteś zaślepiona modnym w dzisiejszym świecie wyścigiem szczurów i tzw karierą, nie oznacza, że wszystkie kobiety tego chcą. Mów więc za siebie!
W małżeństwie pieniądze są wspólne, jednakowo męża żony i dzieci - mawiała moja prosta babka ze wsi - ale ty zawsze musisz mieć też i swoje, żeby się czuć jak pani.
normalnością teraz sa kolejki do Mopsu ,wieczna praca na stażu ,albo posiadanie przez zupełnie zdrowych ludzi grupy inwalidzkiej , ,ze pan i władca (pracodawca )wedłu własnego widzimisie wyplaca pensje a instytucje stojące na straży praw pracowniczych udaja ,ze nic nie widza .normalnoscia jest ,ze idąc do urzedu zostajesz w nim potraktowany jak intruz i żeby żyć normalnie pracujesz 7 dni w tyg ,świąt nie znając bo za pensje dziś oferowane w naszym mieście wyżyc samemu sie nie da a co mówić o rodzinie .Ale zawsze znajdą sie tacy ,którzy powiedza jest super -bo mając pomoc od rodziców w postaci darmowego wiktu i opierunku ,opieki nad dziećmi nie znaja co to znaczy byc samodzielnymi a kase majac tylko na wydatki dodatkowe nie zrozumieja jak innym jest cięzko ,którzy musza sami o siebie i swą rodzine sie zatroszczyć .
Są ludzie zdolni, zaradni, samodzielni. Biorący życie za rogi. Nie patrzący na innych. Nie oczekujący pomocy od nikogo. I oni sobie w życiu radzą. Na szczęście wbrew pozorom takich jest zdecydowana większość. To doskonale widać, trzeba tylko popatrzeć. Ich nie słychać, bo nie marudzą i nie narzekają, tylko pracują. Również na tych, którzy wyciągają rękę i stoją w kolejce do MOPS.
Paradoksalnie PRL dał wszystkim równe szanse. Nie było arystokracji, pochodzenie nie miało znaczenia, edukacja była powszechnie dostępna i darmowa. Transformacja za to dała nam możliwość swobodnego zarabiania za granicą. Tak że teraz każdy zbiera to co sam zasiał. Możliwości były i są.
dlaczego gościu uwazasz ,że ci co pracują nie stoją w kolejce do Mopsu ?stoją ,oj stoja i często gdyby nie te zasiłki na życie nie mieliby wcale środków.ale najlepiej jest dzielić życie na zaradnych(pracujących ) i niezaradnych (niepracujących ).Tylko że dziś praca jest a jutro może jej juz nie byc i pojutrze tez jej moze nie byc albo taka ,ze po wypłacie siedzi się z rachunkami w rece i mysli co pierwsze zapłacić i czy jak się cokolwiek zapłaci to na życie starczy .
Prl dał równe szanse??????? Komu? To chyba żart, ponury chichot ofiar prania mózgu w minionej epoce.
A co, ktoś ci zabraniał się uczyć za młodu ? Do szkoły cię nie wpuszczano ?
Mój ojciec pochodził z bardzo biednej rodziny - było ich w domu sześcioro rodzeństwa, tylko dziadek pracował. Ale mój tata dobrze się uczył , był zdolny , pracowity i uparty. Skończył najpierw technikum, potem studia - dzięki stypendiom naukowym i pracy w wakacje - bo rodziców nie było stać . Został inżynierem, cenionym specjalistą w swojej dziedzinie. Uczył się całe życie, opracował i opatentował własną technologię , co przyniosło duże pieniądze. A jako dziecko boso biegał bo jedne buty nosił na zmianę z bratem.
Nie gloryfikuję PRL ale niezaprzeczalnie pozwolił on na awans społeczny ludziom, którzy w innym systemie nigdy nie mieliby na to szans.
A, to prawda. Pomagał robotnikom i chłopom. A co robił z inteligencją? Z majątkami arystokratycznych rodzin? Chociażzby z drobną okoliczną szlachtą co się stało? I to są równe szanse?
Oczywiście, że to była wielka niesprawiedliwość. Ale takich osób było ułamek procenta w stosunku do tych pozostałych. Po prostu zaznali biedy, której nigdy wcześniej nie mieli bo byli w uprzywilejowanej grupie. Biedy, która dla pozostałej większości była codziennością. Osobną sprawą są prześladowania - ale nie tylko "wysoko urodzonych" prześladowano przecież...
Czy dlatego, że było tych ludzi mniej to jest to usprawiedliwieniem?
Moją rodzinę spotkało wiele złego ze strony komuny.
Nie pochodzimy ze szlachty, nie mieliśmy majątków ziemskich. Moja rodzina to mieszczanie, inteligencja przedwojenna, prawdziwi patrioci, walczący o Polskę jeszcze w czasach zaborów. Nienawiść do komuny wysysamy chyba z mlekiem matek i utrzymujemy ją przez całe życie, słuchając opowieści o tym, jak komuniści próbowali "spsieć" naszą rodzinę.
I niestety - to co pamiętam z dzieciństwa tylko potwierdza, że komuna to samo zło. Może komuś komuna ułatwiła życie, ale na pewno kosztem mojej rodziny i rodzin nam podobnych.. Moja rodzina nie miała żadnych szans, więc równych szans na pewno nie miał każdy. Chyba, że został oderwany od kartofliska i przyspawany do suwnicy. Przepraszam.