Mam kolegę, który upodobał sobie temat ateizmu i poszukuje byle okazji, by ów temat podjąć i podkreślić różnicę, jaka jest pomiędzy nim a osobami wyznającymi religię katolicką, rzecz jasna na korzyść jego samego. Będąc w mniejszości, przyjął rolę ofiary i skupił się odpieraniu poglądów, które są przeciwstawne jego poglądom. Początkowo myślałam, że to celowe, że zmyślną metodą skłania swych rozmówców do refleksji, później jednak dostrzegłam, że jest to sposób kolegi na zwrócenie uwagi na siebie. Nie byłoby w tym nic złego, ale w tej ateistycznej postawie zabrakło filozofii i taktu ze strony kolegi i w efekcie ta manifestacja własnego bytu stała się dla mnie nudna i męcząca. Dostrzegłam gołosłowność w zachowaniu kolegi i poczułam się osamotniona, a może nawet oszukana. Myślę sobie, że ludzie mają prawo do własnego odkrywania bytów i niebytów oraz do samodzielnego błądzenia oraz to, że nie ma znaczenia kto myśli lepiej a kto gorzej, kto w co kto wierzy lub nie wierzy, ale znaczenie ma sam człowiek i z tego samego powodu należy się jemu szacunek.
jest wielu, którzy myślą że nie wierzą uważają się za lepszych od innych przez sam fakt nie wiary.