Komisja - szumne slowo zglosilam syna w sierpniu do komisji o przymusowe leczenie , niby sprawa zaczela sie bardzo szybko bo juz we wrzesniu pierwsze wstawienie sie na komisje , ktore niczego nie zmienia bo na podjecie decyzji przez komisje musza byc dwa takie wezwania. W pazdzierniku wezwanie na druga , na ktora sie nie wstawil i koniec , dalsze czekanie .Ciekawi mnie czy ze wszystkimi tak postepuje ta komisja .Jakas pani powiedziala mi zebym pisala pismo o przyspieszenie .To jakas bzdura skoro juz tam sie udalam to wynika z tego ze sprawa jest bardzo wazna .Ciekawi mnie jak ktos z was byl zalatwiony przez komisje .
A jacy specjaliści tam pracują?
ta komisja to fikcja liczy się tylko kasa którą biorą
Nie licz na żadną Komisję!. To kilka osób z Urzędu miasta, którzy dorabiają do pensji i nie maja zielonego pojęcia o zgłoszonych alkoholikach. Nie znają nawet tego problemu. U mnie w rodzinie jest podobny przypadek i ciągnie się to już kilka lat. Wezwania, obietnice, kierowanie osoby na terapię i tak w kółko. Zresztą cały system leczenia alkoholików jest porażką! Żadnej kontroli nad osobą poddaną terapii. Co z tego, że zbadają go na trzeźwość rano na zajęciach jak po południu może wypić. Ja sam zgłaszałem uzależnionego na komisję, pisałem o problemie i wnosiłem o skierowanie do zakładu zamkniętego, bo doraźne już nie pomagały, a Komisja dalej robiła swoje i ponownie kierowała do przychodni uzależnień. Współczuję !!!
Wiem, bo już to przerabiałem. Ale to Komisja przesyła dokumentację do Sądu. A potem zanim dojdzie do wyznaczenia terminu w Sądzie to mija długi czas. Dalej po skierowaniu na leczenie przez Sąd, jeśli alkoholik nie będzie chciał wyjść z nałogu, to nikt go do niczego nie zmusi!. Ci, którzy mają go leczyć nie wykazują żadnego zainteresowania ani chorym, ani rodziną, która najbardziej na tym cierpi. Nikt w poradni nigdy nie zapytał czy potrzebna jest pomoc rodzinie, która najbardziej cierpi z tego powodu. Choćby nawet rozmowa z psychologiem na temat życia i postępowania z taka osobą. W naszym kraju nie ma odpowiedniego programu leczenia alkoholików. Wszędzie potrzebna jest zgoda alkoholika. Czy to na leczenie, czy na poddanie się terapii, a na końcu na pozostanie dobrowolne w zakładzie. Tylko, który z nich przyznaje się do nałogu i się na to zgodzi?! Ja już to przerabiam kilka ładnych lat i ciągle mam wrażenie, że jestem na początku drogi.
Ha. Nawet za pieniądze do prywatnego ośrodka leczenia uzależnień nie chcieli przyjąć bez zgody, chociaż dowieźliśmy go. Porozmawiał z nim tylko terapeuta, ten nie wyraził zgody na pozostanie i do widzenia. Ta zgoda na leczenie alkoholika jest nienormalna, przecież to nie ból gardła, że zgadzam się na przyjęcie antybiotyku, tylko choroba psychiczna, chory nie ocenia realnie rzeczywistości, bo właściwie nie ma mózgu po latach picia i "bycia w niebycie". W innej chorobie jak jest zagrożenie życia to ratują, nie czekają na zgodę, a tu? Czy alkoholizm nie zagraża życiu? Życiu chorego i jego rodziny?