Nie masz dla kogo żyj dla siebie. Zwiedzaj, włócz się, podziwiaj bez oglądania się na innych i ich zdanie.
pamiętaj że życie jest piękne tylko ludzie są ...... a ci których nazywasz przyjaciółmi najwyraźniej nimi nie są , żyj dla siebie i olej wszystko. Oddychaj głęboko i zmien otoczenie ;) wiem co mówię
Zmień otoczenie, łatwo powiedzieć. Gdzie masz pracę, dom, rodzinę, zobowiązania, a raczej tylko obowiązki. Niby super, czego chcieć więcej? A jednak. Zawiodły mnie moje przyjaciółki. Wtedy, kiedy potrzebowały pomocy, rady byłam z nimi, słuchałam godzinami; wtedy kiedy byłam w stanie rozbawić całe towarzystwo, były ze mną. A teraz kiedy ja mam problem, zbywają mnie, mówią, że marudzę. Kiedy jestem smutna, mam doła, nie ma przy mnie nikogo. Chociaż "doła" to jest delikatnie powiedziane. Tak czy siak zostałam sama. Niby jestem twarda, a siedzę i płaczę. Nie wiem na kogo jestem bardziej zła. Na nie, czy na samą siebie.
Przestań się zastanawiac nad sensem życia, bo im głębiej będziesz nad tym myślec, tym bardziej będzie się okazywało, że tego sensu nie ma. Po prostu żyj, skoro już istniejesz, nie ma innej rady. Ludzie to tylko ludzie, jak masz liczyc na kogoś, to licz przede wszystkim na siebie i żyj, żeby... życ. Nawet, jeśli spotkasz kogoś, dla kogo warto życ, to i tak prędzej, czy później możesz stracic tę osobę, więc życie w takim znaczeniu, by istniec dla innych też nie ma sensu. Spójrz na zwięrzęta - one się nie zastanawiają nad sensem życia, a zwyczajnie żyją.
Gienek, jestem tu na forum od jakiegoś czasu, i przekonałam się, że mądrze piszesz. Ale chyba takie wywody na nic. Żyj, żeby żyć? Nie potrafię żyć dla samej siebie. Dla mnie to nie ma sensu. Całe życie liczę na samą siebie- finansowo, sama podejmuje decyzje. Żyję dla innych, chyba jestem zwierzęciem stadnym, i dlatego jest mi trudniej.
Cri, ja nie mówię, żebyś żyła tylko dla siebie, tylko, żebyś żyła - to raz, dwa - dla innych, ale bez oczekiwań typu, że nigdy nikt Cię nie zawiedzie. Jakbym ja tak miał się przejmowac wszystkim i wszystkimi w moim życiu, to już dawno musiałbym się powiesic albo byłbym stałym bywalcem psychiatryka.
Miałem kilka lat temu taki okres w życiu, że się zagłębiałem w sens życia, a że go nie mogłem znaleźc, bo wszystko mi się zawsze sprowadzało do tego, że "ludzie zawodzą, a życie jest nieprzeniknione i jak na mój rozum bezsensowne, niesprawiedliwe, okrutne itd.", to mi czacha dymiła i musiałem się wybrac do pana Wiśniewskiego (który stwierdził, że co prawda psycholem nie jestem, ale powinienem cieszyc się życiem, a nie rozkminiac nad nim ;)).
Kurde, Gienek, ale ja żyję! Radzę sobie jakoś od jakichś 10 lat sama! Nie raz życie dało mi po dupie! Ale jak mam problem to staram się go "rozkminić" sama, nawet nie szukam pomocy. Od lat! Nie obarczam moimi problemami innych. Słucham, pomagam, jestem na każde zawołanie, nigdy nie narzekam. Aż w końcu mnie dopadło! Po 10 latach! Potrzebuję pomocy,w końcu potrafię się do tego przyznać. I wtedy nikt mnie nie słyszy. Myślałam, że sobie poradzę, nic nie mówiłam, udawałam, że jest wszystko ok, ale już dłużej nie potrafię, nie dam rady. I teraz prawie błagam o pomoc a wszyscy udają, że mnie nie widzą
Sama ze sobą...Tu mogłabym podyskutować... Ale czuję się dobrze.... Lubię siebie, chociaż mam kilka kompleksów, chyba każdy je ma. Nie poświęcam się, lubię pomagać ludziom bezinteresownie. Po kilku latach mojej pomocy, wspieraniu, radach, kiedy byłam na każde zawołanie; w końcu mnie "coś się przytrafiło" i nie znalazł się nikt kto by mi pomógł, wsparł duchowo. Już raz walczyłam sama z depresja i nie wiem czy podołam jeszcze raz. Zdawałam sobie sprawę, że tu raczej spotkam się raczej z krytyką, a jednak miałam nadzieję, że znajdzie się ktoś kto jakoś mnie wesprze. Mimo wszystko dziękuję za rady
Cri, ja Cię nie krytykuję, sam wiem doskonale co to depresja. Ale nie trzeba się poddawac i iśc przez życie dalej. Nie wszyscy ludzie są tacy, że nie pomogą, jak jesteś w potrzebie. Widocznie akurat na takich trafiłaś, z którymi relacje nie są aż tak dobre, bo jak mówi przysłowie "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie".
Rozumiem tez to, że nie chcesz życ sama, ja np. również nie potrafię byc sam, przy czym ja się nigdy nie poddaję, nawet, jak leżę na dnie i pragnę urzec, to w końcu się wkurzę i wstanę, by iśc dalej. Czy się przejmowac, to tylko życie, chwila istnienia w świecie, na której i tak, jako jednostka niewiele znaczymy.
Gienek,ja do tej pory miałam tak samo. Zawsze, wszystko, sama! I może dlatego nikt nie wierzy w to, co się dzieje ze mną teraz. Twarda! Podobało mi się to! I do tej pory mi się podoba, tyle, że coraz częściej coś we mnie pęka. Okazuje się, że tylko na zewnątrz jestem twarda. W końcu "obnażyłam się" przed rodzeństwem, z którym też bardzo dobrze dotąd się rozumieliśmy. Wysłuchali i poszli. I nic
Cri, bo może jesteś nierozumiana. Jeśli Twoje rodzeństwo nie przeżywa/przeżyło czegoś podobnego, to nawet nie wie, o czym mówisz i dlatego bagatelizuje. Na czym konkretnie polega Twój problem?
Aj! Co Ci się będę spowiadać publicznie? Problemy są jakieś zawsze(chociaż wiem co jest głównym powodem), ogólnie dotknęło mnie to, że wszyscy mają mnie teraz gdzieś, i zostałam sama. Może zwyczajnie jestem inna, z innej epoki, nikt mnie nie zrozumie, i nie ma tu dla mnie miejsca.
Bo dzisiaj trudno znaleźć osobę, której naprawdę można zaufać. Znajomości z innymi ludźmi są bardzo powierzchowne. Sama przekonałaś się o tym. Do prawdziwej przyjaźni dochodzi się powoli, to wymaga czasu. Najpierw jest znajomość, później stopniowo rozmawiasz z drugą osobą na różne tematy ze swojego życia. Jeśli dochodzi do takich sytuacji jak u Ciebie, że Ty jesteś zaangażowana w sprawy Twoich znajomych a one nie mają dla Ciebie czasu, to nie możesz liczyć na ich przyjaźń. One będą dla Ciebie koleżankami, na zakupy, na grila itp. ale nie powierzaj im Swoich problemów bo nawet nie warto, nie potraktują ich poważnie. Z doświadczenia wiem, że lepiej mieć jedną przyjaciółkę, do której się ma 100% zaufania niż stado znajomych. Z tym życiem stadnym, to się nie sprawdza w dzisiejszych czasach. A jeśli chodzi o pieniądze to już tu ludzie pisali. One są ważne ale nie najważniejsze.
Ja zawsze radośnie szedłem przez życie, pewnie i raczej mi się układało. Nawet w chwilach gdy było mi źle nigdy nie dawałem i nie daję znać po sobie. Pomogłem wielu osobom w większych i mniejszych sprawach. mnie też czasami pomagali ale zwykle nie prosiłem. I nadszedł czas wielkiego załamania nadal po sobie nie dawałem znać jednak okazało się że zmieniła sie nieco moja osobowość i już było to widać na zewnątrz szczególnie najbliżsi. Wychodzę na prostą jednak ja mam osobę która mnie bezgranicznie kocha miłością absolutną. A taka miłość zdarza się w życiu. To mój syn :) dla którego również zrobiłbym wszystko. Jeszcze tego widocznie nie doświadczyłaś ale dzieci szczególnie do 5 roku kochają rodziców bezgranicznie. Zresztą czasami jest to ich nieszczęściem bo takie dzieciątko kocha również rodziców którzy się nad nim znęcają psychicznie lub fizycznie. Ale to mam nadzieje margines. Ale synka tak kocham, że pozwala mi to wyjść nawet z najgorszych zakrętów bo wiem po co i dla kogo to robię. Znajdź więc swoje dlaczego ? a znajdziesz swoje jak? Życzę powodzonka i więcej wiary w ludzi. Ja np teraz czekam sobie na cud :)
Tracę wiarę w ludzi, bo nie zasługują na zaufanie. Ostatnio po raz kolejny zawiodłam się na kimś i tak jest co jakiś czas. Przerabiałam to dziesiątki razy.
Na szczęście zdarza mi się też spotykać ludzi cudownych, szczerych, życzliwych, honorowych. Oni dają mi nadzieję, że nie wszyscy są źli.
Jeśli chodzi o poszukiwania „dlaczego” to dla mnie ten etap jest zamknięty. To był dla mnie ciężki okres. Ja do tego wolałabym nie wracać. Na szczęście już tak nie boli :):( :)