Czasem, a raczej coraz częściej, zastanawiam się czy to wszystko ma sens. To nasze życie. Gdzie ostatnio liczy się tylko kasa. Czasem już mi się nie chce. Nie chce mi się żyć, tak zwyczajnie. Czasem mam dość. Inaczej to sobie wyobrażałam. Poświęcasz się, w pracy, w domu, wśród przyjaciół, oddasz "ostatni grosz", poświęcisz swój i tak już "okrojony czas" i jest ok, zawsze. Ale kiedy Ty potrzebujesz chwili uwagi, pomocy (nie mówię materialnej, a duchowej), to wszyscy mają Cię gdzieś. Lubią Cię póki Ty im pomagasz, ale jak Ty masz problem, to zostajesz sam. Zupełnie sam. I wtedy zdajesz sobie sprawę, że nie masz po co żyć i dla kogo, a mimo to nie chcesz umrzeć, boisz się śmierci. Pogubiłam się już w tym. Ale czasem, a raczej coraz częściej(jak już pisałam) mam dość. Ludzie są podli, Ci którym najbardziej ufasz, okazuje się, są największymi egoistami. Po co żyć? Dla kogo? Dla samej siebie? czy to ma jakikolwiek sens? Nie chce mi się coraz bardziej.
Nie masz dla kogo żyj dla siebie. Zwiedzaj, włócz się, podziwiaj bez oglądania się na innych i ich zdanie.
pamiętaj że życie jest piękne tylko ludzie są ...... a ci których nazywasz przyjaciółmi najwyraźniej nimi nie są , żyj dla siebie i olej wszystko. Oddychaj głęboko i zmien otoczenie ;) wiem co mówię
Zmień otoczenie, łatwo powiedzieć. Gdzie masz pracę, dom, rodzinę, zobowiązania, a raczej tylko obowiązki. Niby super, czego chcieć więcej? A jednak. Zawiodły mnie moje przyjaciółki. Wtedy, kiedy potrzebowały pomocy, rady byłam z nimi, słuchałam godzinami; wtedy kiedy byłam w stanie rozbawić całe towarzystwo, były ze mną. A teraz kiedy ja mam problem, zbywają mnie, mówią, że marudzę. Kiedy jestem smutna, mam doła, nie ma przy mnie nikogo. Chociaż "doła" to jest delikatnie powiedziane. Tak czy siak zostałam sama. Niby jestem twarda, a siedzę i płaczę. Nie wiem na kogo jestem bardziej zła. Na nie, czy na samą siebie.
Nie jestem typem samotnika, i dlatego ta samotność mnie teraz przytłacza. Nie potrafię żyć sama, i nie chodzi mi o faceta. Lubię ludzi, żyć wśród nich. Ale nie potrafię. Nie wiem co jest gorsze. Siedzieć sama w domu, czy spędzać czas z ludźmi, którzy mnie zawiedli.
Jest wiele możliwości poznawania nowych ludzi, trzeba tylko chcieć wyrwać się z zamkniętego kręgu.
Gadanie! Skoro ktoś komu ufam = znam od lat, mnie zawiódł to przestałam wierzyć, że są ludzie którzy są godni zaufania. Chyba takie czasy nastały, w których ja nie potrafię się odnaleźć.
I ty miałaś wiarę w ludzi???????????????
Miałam i chyba nie żałuję. Wiem naiwna jestem. Życie jest ciężkie.
hej nikt nie skazuje cię na samotność tylko zmianę otoczenia. Nie poddawaj się tak latwo i nie trać wiary ją byłam w podobnej sytuacji a pomoc nadeszła z zupełnie niespodziewaniej strony od obcych ludzi ;)
Przestań się zastanawiac nad sensem życia, bo im głębiej będziesz nad tym myślec, tym bardziej będzie się okazywało, że tego sensu nie ma. Po prostu żyj, skoro już istniejesz, nie ma innej rady. Ludzie to tylko ludzie, jak masz liczyc na kogoś, to licz przede wszystkim na siebie i żyj, żeby... życ. Nawet, jeśli spotkasz kogoś, dla kogo warto życ, to i tak prędzej, czy później możesz stracic tę osobę, więc życie w takim znaczeniu, by istniec dla innych też nie ma sensu. Spójrz na zwięrzęta - one się nie zastanawiają nad sensem życia, a zwyczajnie żyją.
Gienek, jestem tu na forum od jakiegoś czasu, i przekonałam się, że mądrze piszesz. Ale chyba takie wywody na nic. Żyj, żeby żyć? Nie potrafię żyć dla samej siebie. Dla mnie to nie ma sensu. Całe życie liczę na samą siebie- finansowo, sama podejmuje decyzje. Żyję dla innych, chyba jestem zwierzęciem stadnym, i dlatego jest mi trudniej.
Cri, ja nie mówię, żebyś żyła tylko dla siebie, tylko, żebyś żyła - to raz, dwa - dla innych, ale bez oczekiwań typu, że nigdy nikt Cię nie zawiedzie. Jakbym ja tak miał się przejmowac wszystkim i wszystkimi w moim życiu, to już dawno musiałbym się powiesic albo byłbym stałym bywalcem psychiatryka.
Miałem kilka lat temu taki okres w życiu, że się zagłębiałem w sens życia, a że go nie mogłem znaleźc, bo wszystko mi się zawsze sprowadzało do tego, że "ludzie zawodzą, a życie jest nieprzeniknione i jak na mój rozum bezsensowne, niesprawiedliwe, okrutne itd.", to mi czacha dymiła i musiałem się wybrac do pana Wiśniewskiego (który stwierdził, że co prawda psycholem nie jestem, ale powinienem cieszyc się życiem, a nie rozkminiac nad nim ;)).
Najpierw musisz dobrze czuć się sama ze sobą i nigdy nie upatruj sensu życia w drugim człowieku bo to droga donikąd. To oczywiste że ludzie najpierw myślą o sobie. Po co się poświęcasz ? Oczekujesz jakiejś zapłaty ? Człowiek tak naprawdę zawsze jest sam. Jeżeli fakt że ludzie z twojego otoczenia nie poświęcają ci należytej uwagi doprowadził cie do wniosku że nie masz po co żyć, to problem jest w tobie i to poważny problem. Nie można swoich oczekiwać przenosić na innych ludzi, a potem winić ich że ich nie spełnili, nigdy nie spełnią takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. I nie masz racji nie liczy się tylko kasa. W życiu liczy się przede wszystkim życie, a nie wszyscy ludzie są podli...
Sama ze sobą...Tu mogłabym podyskutować... Ale czuję się dobrze.... Lubię siebie, chociaż mam kilka kompleksów, chyba każdy je ma. Nie poświęcam się, lubię pomagać ludziom bezinteresownie. Po kilku latach mojej pomocy, wspieraniu, radach, kiedy byłam na każde zawołanie; w końcu mnie "coś się przytrafiło" i nie znalazł się nikt kto by mi pomógł, wsparł duchowo. Już raz walczyłam sama z depresja i nie wiem czy podołam jeszcze raz. Zdawałam sobie sprawę, że tu raczej spotkam się raczej z krytyką, a jednak miałam nadzieję, że znajdzie się ktoś kto jakoś mnie wesprze. Mimo wszystko dziękuję za rady
Cri, ja Cię nie krytykuję, sam wiem doskonale co to depresja. Ale nie trzeba się poddawac i iśc przez życie dalej. Nie wszyscy ludzie są tacy, że nie pomogą, jak jesteś w potrzebie. Widocznie akurat na takich trafiłaś, z którymi relacje nie są aż tak dobre, bo jak mówi przysłowie "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie".
Rozumiem tez to, że nie chcesz życ sama, ja np. również nie potrafię byc sam, przy czym ja się nigdy nie poddaję, nawet, jak leżę na dnie i pragnę urzec, to w końcu się wkurzę i wstanę, by iśc dalej. Czy się przejmowac, to tylko życie, chwila istnienia w świecie, na której i tak, jako jednostka niewiele znaczymy.
Gienek,ja do tej pory miałam tak samo. Zawsze, wszystko, sama! I może dlatego nikt nie wierzy w to, co się dzieje ze mną teraz. Twarda! Podobało mi się to! I do tej pory mi się podoba, tyle, że coraz częściej coś we mnie pęka. Okazuje się, że tylko na zewnątrz jestem twarda. W końcu "obnażyłam się" przed rodzeństwem, z którym też bardzo dobrze dotąd się rozumieliśmy. Wysłuchali i poszli. I nic
Cri, bo może jesteś nierozumiana. Jeśli Twoje rodzeństwo nie przeżywa/przeżyło czegoś podobnego, to nawet nie wie, o czym mówisz i dlatego bagatelizuje. Na czym konkretnie polega Twój problem?