Przychylam się do opinii Jakubowskiej w jednym z wywiadów:
"Mam taką teorię spiskową w tej sprawie: to jest przykrycie audytu. Ostatnio była cisza wokół TK i nagle zagrzmiała nam KE, że musimy pilnie załatwić sprawę. Mam podejrzenie, że nasi przedstawiciele w KE bardziej dbają o interesy partii, która ich firmuje, niż interesy Polski. To jest niepokojące - powiedziała w #dziejesienazywo była rzecznik rządu Aleksandra Jakubowska.
Zachowujemy się w dalszym ciągu jak prowincjusze, pomimo tego, że jesteśmy "średnim mocarstwem europejskim". Byle kto na Zachodzie coś powie na nasz temat i od razu okazuje się, że musi się do tego odnieść prezydent, premier, szef MSZ - dodała Jakubowska.
Bardzo trafnie oceniła podchody szefa PSL-u. No cóż odstawienie od koryta po 25 latach musi być nie do zniesienia.
Według niej, "PSL od zawsze był i w rządzie i w opozycji". - PSL walczy o życie. Jest na przedostatnim etapie na jakim było SLD. Boi się przejścia na koalicję z PiS i będzie o to zabiegał, bo to są posady dla ludzi PSL - wyjaśniła.
PSL tzn. ZSL to największa i najgorsza rzecz jaka spotkała III RP, to nawet nie partia, to towarzystwo kolesi grabiących bezwzględnie nasz kraj przy wsparciu różnych służb, które miast służyć obywatelom służyły WSI-okom, którzy ich skutecznie kryli i robią to też obecnie. Ale może to się skończy...
Od ubiegłej środy politycznym tematem numer jeden stał się audyt poprzednich rządów przeprowadzony przez obecną władzę. Ma on wielkie znaczenie nie tylko merytoryczne poprzez dostarczenie obywatelom skondensowanej wiedzy o skali zniszczeń, strat i działań przestępczych, jakich dopuściła się przez osiem lat koalicja PO-PSL. Audyt ma też wielkie znaczenie polityczne, ponieważ posługując się terminologią sportową przeniósł on ciężar gry na boisko przeciwnika. Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt związany z tym dziesięciogodzinnym sejmowym waleniem w poprzedników jak w bęben. Bardzo ciekawe jak do smutnej, a momentami wstrząsającej prawdy o ośmioletnich rządach tej antypolskiej sitwy odniosą się Polacy. Chodzi mi głównie o tych, którzy wspierają dzisiaj protesty marsze i manifestacje środowisk odsuwanych od wpływów i koryta, choć sami nie byli beneficjentami poczynań tej antypolskiej sitwy. Mówiąc wprost chodzi mi o pożytecznych idiotów, którzy uwierzyli, że rzeczywiście demokracja i wolność słowa są dzisiaj zagrożone. Mają oni teraz do czynienia z dysonansem poznawczym. Dowiedzieli się, bowiem, że nikt nie dokonał tak potężnego zamachu na demokrację, wolność słowa i prawa obywatelskie jak dzisiejsi farbowani obrońcy demokracji namawiający ich każdego dnia do wychodzenia na ulice.
Jeżeli chodzi o oddziaływanie psychologiczne audytu najlepiej odwołać się do jakiegoś drastycznego przykładu historycznego ukazującego jak społeczeństwa reagują na niewygodną dla siebie prawdę.
Kiedy kończyła się druga wojna światowa, a alianci zbliżali się do Berlina wyzwalając kolejne okupowane państwa światu ukazywał się ogrom popełnionych przez Niemców zbrodni. Wiemy, że część hitlerowskich dygnitarzy z Hitlerem na czele popełniła samobójstwa. Inni mniej znani usuwali esesmańskie tatuaże i próbowali wtopić się w masy zwykłych jeńców wojennych. Jeszcze inni różnymi kanałami próbowali uciekać zagranicę wyposażeni w fałszywą tożsamość. Ci, którzy mieli mniej szczęścia i trafili w ręce wojsk alianckich przyjmowali jedyną możliwą linię obrony twierdząc, że wykonywali tylko rozkazy dowódców i przełożonych. A co ze społeczeństwem, ze zwykłymi niemieckimi obywatelami, którzy masowo w demokratycznych wyborach opowiedzieli się za rządami zbrodniarzy i ludobójców i z aplauzem przyjmowali kolejne podboje? Oni też zmuszeni zostali do zapoznania się ze swoistym audytem rządów ich ukochanych pupili. Amerykanie wyzwalając kolejne obozy zagłady pędzili okoliczną niemiecką ludność na miejsce zbrodni zmuszając ich do oglądania tysięcy zwłok pomordowanych niewinnych ludzi. Jak reagowali ci przymusowi gapie? Choć wielu z nich do niedawna skwapliwie korzystało z niewolniczej pracy tych ofiar to jednak wszyscy zgodnym chórem twierdzili, że o niczym nie wiedzieli i przez sześć lat mieli kłopoty ze wzrokiem i słuchem, a nawet z węchem, który nagle odzyskali zatykając i zasłaniając nosy przed fetorem rozkładających się ciał. Szybko okazało się, że tak naprawdę to od samego początku byli oni przeciwnikami hitlerowskich rządów. Nagle, niemal z dnia na dzień trudno było w powojennych Niemczech znaleźć kogoś, kto przyznałby się, że głosował w wyborach na Hitlera.
Jeszcze raz muszę podkreślić, że powyższe porównanie zastosowałem tylko, aby ukazać psychologiczny mechanizm, a nie zrównać Tuska, Schetynę i spółkę z Hitlerem i jego świtą. Mentalność ludzka od wieków się nie zmienia. Jedyną szansą dla nowej polskiej władzy jest konsekwentne ukazywanie zdrady, zaprzaństwa i złodziejstwa poprzedników. Ludzie muszą także na własne oczy zobaczyć jak przestępcy w białych kołnierzykach surowo, a jednocześnie sprawiedliwie osądzeni wędrują za kratki. Tylko w ten sposób można ograniczyć liczbę zwolenników KOD-u, Platformy, PSL-u i Nowoczesnej Ryszarda Petru. Trzeba doprowadzić do sytuacji, w której na widok Schetyny, Kijowskiego, Petru, Kosiniaka-Kamysza, oraz loga „Gazety Wyborczej” i TVN-u, Polacy będą zatykać nosy wstydząc się przyznać, ze kiedykolwiek to szemrane śmierdzące towarzystwo popierali. Jeżeli prawda nie jest w stanie kogoś wyzwolić to niech go chociaż na tyle sparaliżuje wstydem, aby nigdy nie służył już szkodnikom i zdrajcom za polityczne mięso armatnie.
Na sejmowych stronach pojawiły się najnowsze oświadczenia majątkowe polityków obecnej kadencji. Jak wynika z opublikowanych dokumentów najbogatszym liderem partii w aktualnym Sejmie jest Ryszard Petru. Po drugiej stronie znalazł się m.in. Jarosław Kaczyński z dużym zadłużeniem.
Ze złożonego przez Ryszarda Petru oświadczenia majątkowego wynika, że jest najbogatszym liderem partii spośród aktualnych formacji znajdujących się aktualnie w Sejmie. Lider Nowoczesnej może pochwalić się oszczędnościami w wysokości 920 tys. 386 zł, 156 326 euro, 166 490 dolarów oraz 92 funtów. Petru jest także właścicielem 50 papierów wartościowych firmy Wawel wartych 60 tys. zł, 906 Energi wartych nieco blisko 11 tys. zł, a także papierów subfunduszu stabilnego wzrostu o wartości ponad 86 tys. zł. a także trzech mieszkań o wartości w sumie ok. 1,3 mln złotych. W ubiegłym roku Patru zarobił również ok. 1,8 mln złotych z racji zasiadania w różnych radach nadzorczych i zarządach oraz własnej działalności gospodarczej.
Po drugiej stronie zestawienia znalazł się lider obozu władzy, Jarosław Kaczyński, który wykazał w swoim oświadczeniu majątkowym, oszczędności na poziomie 12 tysięcy złotych. Kaczyński jest także współwłaścicielem domu o wartości ok 1,5 mln złotych. Prezes Prawa i Sprawiedliwości ma również spore długi tj. 80 tys. zł u Janiny Gross, którą ostatnio mianowano na członka rady nadzorczej PGE S.A. oraz 25 tys. u nowego szefa NFOŚiGW, Kazimierza Kujdy. Oprócz tego spłaca jeszcze kredyt bankowy w wysokości 140 tysięcy złotych.
Z kolei Paweł Kukiz ma nieco ponad 17 tysięcy złotych oszczędności, dom warty ok. 1,5 mln złotych oraz mieszkanie warte ok. 350 tysięcy złotych. Ponadto, w ubiegłym roku zarobił blisko 165 tysięcy złotych w ramach działalności muzycznej oraz 203 tys. zł ze sprzedaży praw autorskich. Lider Kukiz’15 ma jednak długi tj. kredyt hipoteczny na kwotę 600 tys. zł. na budowę domu oraz dwie pożyczki po 100 tysięcy złotych.
Lider Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna, zaoszczędził w ubiegłym roku 350 tysięcy złotych. Posiada również dwa domy o wartości ok. 1,2 mln złotych pierwsze i ok. 590 tys. zł drugie oraz dwa mieszkania warte ok. 350 tys. i 200 tys. zł.
Władysław Kosiniak-Kamysz z Polskiego Stronnictwa Ludowego posiada ok. 210 tysięcy złotych oszczędności oraz działkę rolną wartą 26 tys. złotych, działkę budowlaną o wartości 200 tys.zł oraz garaż warty 50 tys. złotych.
Ciekawe skąd te majątki Petru i Schetyny?
Bede to powtarzal i powtarzal, Polakom ( dobrze , ze nie wszystkim ) mozgi wyprano i zrobiono z Was idiotow, niezdolnych do samodzielnego myslenia. Jezeli uwazacie, ze Kwasniewski, Walesa czy Komorowski wyniesli Polske na "wyzyny", a Duda wszystko zmarnowal to jestescie tylko potwierdzeniem tego co wczesniej napisalem. Poprzednie prezydentury to dopiero byl pokaz wyksztalcenia, wiedzy, podstawowych zachowan, obycia i mozna bylo obserowac jak to sie wszyscy z nimi liczyli. To byly takie obrazki malowane od krecenia lodow z kolesiami.Nie jestem zwolennikiem PiS i z wiloma zmianami PiS sie nie zgadzam ale prezydent Duda mi sie podoba. Kij w mrowisko wlozylo PO, tudziez Nowoczesna , PSL i KOD. Czego wiec sie spodziewac. Ich glowne osiagniecia to demontarz polskiej gospodarki, zadluzenie Polakow na stulecia i ostatnio darcie geby wszedzie gdzie sie tylko da. Prosze pokazac jakies konkretne propozycje zmierzajace do uzdrowienia czegokolwiek zamias opilowani ryji i opluwania obecnego rzadu. Duzo podrozuje i zylem w roznch krajach ale czegos takiego co sie dzieje dzisiaj w Polsce nigdzie nie widzialem. Mowie tu oczywiscie o krajach europejskich, USA i Canadzie. Patrzac no to wszystko z boku to nie PiS przynos nam wsyd tylko tzw . opozycja. W moich oczach opozycja to takie polityczne prostytutki, ktore juz niezbyt dobrze wygladaja, warsztat i narzedzia im sie rozklekotaly ale nadal udaja mlodki i to cnotliwe i maja w zwiazku z tym duze wymagania. Im sie przeciez nalezy. Zastanowcie sie wy wszyscy ujadacze za co oni dostaja pieniadze. Jezeli juz chcecie to zacznijcie bronic siebie i swojego podworka zamiast przyslugiwac sie nierobom. Jezeli Petru, Schetyna i Kijowski maja byc autorytetem to juz wole PiS. Pomyslcie w ten sposob, dostajecie nowa prace, macie duze ambicje i wiele projektow do zrealizowania, ale trafiacie na beton i uklady. Co wtedy uda Wam sie zrobic. Wszyscy, rzucaja wam klody pod nogi, donosza ....itp, itd. Skad ten wielki ryk i kwik. Dajcie PiSowi szanse, niech pracuja spojkojnie. Jezeli sie nie sprawdza to za 3.5 sa wybory. Problem polega na tym kogo wybrac.
Rewelacyjnie gościu z 18:26. Podpisuje się pod Twoim felietonem obiema rekami.
Kaczyński rozgrywa Brukselę i „opozycję” jak dzieci
Trzy elementy doskonalej polityki opierają się na: komunikacie wewnętrznym, komunikacie zewnętrznym i grze zakulisowej. Zastosowanie tej triady w praktyce widzimy w ostatnich dniach jak na dłoni, mamy wręcz darmowa lekcję poglądową. Mniej więcej w środku ubiegłego tygodnia poszła informacja, że Komisja Europejska przygotowała radykalne stanowisko – Polska dostała ultimatum z terminem na poniedziałek. Podniecona opozycja biegała po sejmie i krzyczała do zaprzyjaźnionych kamer, że „żarty się skończyły”. Pierwszą reakcją polityka Kaczyńskiego na wygłupy krajowych i zagranicznych amatorów było wystosowanie komunikatu wewnętrznego. Ostre, ale w pełni wyreżyserowane wystąpienie Beaty Szydło w sejmie, dało poczucie wartości wyborcom i tej części Polaków, którzy bez względu na sympatie polityczne nie życzą sobie obcych decydentów. Z komunikatu wewnętrznego w sposób naturalny skorzystała Komisja Europejska, bo w przeciwieństwie do zwykłych Europejczyków, ci biurokraci wsłuchują się w nastroje polityczne w Polsce, w końcu za to im płacą. Polacy dostali potwierdzenie, że rząd dba o polski interes, brukselska administracja zobaczyła nową i zaskakującą dla siebie grę. Od 8 lat, a nawet więcej, nie było z Polską żadnych problemów, poprzednia ekipa wręcz się prześcigała w okazywaniu poddaństwa, dość wspomnieć niesławne wystąpienie Sikorskiego w Berlinie. Nagle nastąpił zwrot akcji, którego dłużej nie dało się czytać jako politycznej zabawy na potrzeby wewnętrzne. Każdy polityk i ten niezbyt lotny również, doskonale wie, że zobowiązania wobec elektoratu są święte.
Komisja Europejska też pojęła, że PiS dokładnie taką postawą, jaką prezentuje wygrywa wybory i utrzymuje poparcie. Owszem niemal wszyscy w Europie marzą o powrocie do starej sytuacji, w której Polskę można było traktować gorzej niż pionka, ale nikt się nie spodziewał, że klasycznymi środkami załatwić się tego nie da. Pokrzykiwanie na polski rząd i Prezydenta nie wywołało żadnej destabilizacji politycznej, nie licząc śmiesznych i sztucznie pompowanych demonstracji. Z drugiej strony brukselscy decydenci ponoszą niemałe koszty, bo w obecnych warunkach politycznych konflikt z Polską to dla nich zabójstwo. Bruksela chciała zatankować paliwo „polskiej” opozycji i zatankowała do pełna, ale widząc, że to nie tylko nic nie daje, a wręcz przynosi odwrotny skutek, musiała dokonać korekty. Nikt w Europie nie będzie odwalał roboty za nieudacznika Schetynę, chodzącą kompromitację Petru i jakiegoś na szybko wyhodowanego trybuna Kijowskiego. Po staropolsku brzmi to tak: skórka nie warta wyprawki. Zaczyna do europejskich graczy docierać, że będą musieli nauczyć się żyć z nową wersją Polski, bo dalsze eskalowanie konfliktu z rządem będzie przynosić wyłącznie straty. Kaczyński po pierwsze doskonale i znacznie wcześniej to rozumiał, po drugie nie panikował i spokojnie przeczekał, po trzecie dał komunikat na zewnątrz. Proszę bardzo, rozmawiajmy, ale wiecie już na jakich warunkach? Sprawa jest do bólu prosta, my mamy swoje polityczne cele, wy macie swoje, więc jeśli w ogóle będziemy o czymś z wami rozmawiać, to o takim rozstrzygnięciu, które da korzyści nam, a z was nie zrobi przegranych.
Odwieczne reguły politycznej gry, które jednak muszą być wsparte działaniami zakulisowymi i tutaj mamy kolejny przykład politycznego kunsztu Kaczyńskiego. Prezes wykasował Waszczykowskiego, który poprzez swoje ostre wystąpienia jest spalony na europejskich salonach i do boju rzucił człowieka o zupełnie innym usposobieniu i kontaktach zagranicznych. Konrad Szymański przygotował grunt pod kompromis, który miał tylko jeden koszt dla obu stron, jak się wydaje mało istotny. Otóż Kaczyński dogadał się z KE na jednej zasadzie – my rozmawiamy ze sobą i my jesteśmy dla siebie partnerami, tak zwana „opozycja” wylatuje z gry. Politycznie wszystko ułożone w taki sposób, że nikomu nie dzieje się krzywda. Kaczyński jednocześnie pokazuje, że ograł opozycję i potrafi rozmawiać z partnerami zagranicznymi. Biurokraci z KE w końcu czują się dowartościowani poważnym traktowaniem ze strony polskiego rządu, tym samym mają obrazek do kamer, że coś znaczą.
Gdy się patrzy na te partię wyłącznie politycznymi oczami, łapki się same składają do oklasków, tym bardziej, że to nie koniec. Cała akcja jest rozpisana na etapy, które mają kupić czas. Kaczyńskiemu potrzeba odrobinę spokoju w Polsce, przed wizytami Watykanu i NATO, potem będą wakacje, a po wakacjach Rzepińskiemu zostaną trzy miesiące zabawy w piaskownicy. Jak to było? Polityka jest sztuką osiągania celów realnych? Dokładnie tak i Kaczyński za jednym zamachem osiągnął kilka celów. Polakom pokazał siłę polskiego rządu, opozycję sponiewierał na oczach wyborców, ustawił do kąta i wyłączył z gry. W bonusie zapewnił sobie parę tygodni spokoju i kupił czas, by dalej obracać na ruszcie Rzeplińskiego. W zależności od rozwoju wypadków będzie mógł Jarosław Kaczyński przykracać i luzować jedną z dwóch śrubek albo podkręci komunikat wewnętrzny albo poluzuje komunikaty na zewnątrz. Wszystko dodatkowo może być korygowane różnymi wariantami i natężeniem. To się po prostu nazywa polityka!
Krystian Maj/FORUM
Będąc członkiem Unii Europejskiej, Polska ponosi coraz większe koszty, a biorąc pod uwagę rozwiązania alternatywne, korzyści z tego członkostwa nie są wcale tak oczywiste. Czy nie nadszedł czas, by przynajmniej zastanowić się nad procedurą opuszczenia tego bloku?
W Wielkiej Brytanii przygotowywane jest referendum w sprawie opuszczenia przez ten kraj Unii Europejskiej. Całkiem niedawno rząd Islandii wycofał swój wniosek w sprawie członkostwa w Unii. W Finlandii rosną w siłę poglądy eurosceptyczne i w tamtejszym parlamencie ma się odbyć debata na ten temat. Również w Polsce słychać coraz liczniejsze głosy, że należy przeprowadzić referendum w sprawie dalszego członkostwa Polski w UE.
Jeśli nie byłoby możliwości powrotu do tego, co słusznie proponuje minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, czyli czterech podstawowych swobód, wolności przemieszczania się ludzi, usług, towarów i kapitału, to trzeba wycofać się z UE. Zgodnie z artykułem 50 Traktatu o Unii Europejskiej (traktatu z Maastricht) w wersji zmienionej traktatem lizbońskim, każde państwo członkowskie może podjąć decyzję o wystąpieniu z Unii. Aby do tego doszło, państwo członkowskie notyfikuje swój zamiar Radzie Europejskiej, następnie Unia prowadzi negocjacje i zawiera z tym państwem umowę określającą warunki jego wystąpienia, uwzględniając ramy przyszłych dwustronnych stosunków. Umowa jest zawierana przez Radę większością kwalifikowaną po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego. Zgodnie z artykułem 238 ustęp 3b Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej większość kwalifikowana stanowi co najmniej 72 procent członków Rady reprezentujących uczestniczące państwa członkowskie (czyli 19 z 27 państw członkowskich, bo państwo występujące nie bierze udziału w obradach ani w podejmowaniu decyzji), których łączna liczba ludności stanowi co najmniej 65 procent ludności tych państw.
Tyle teoria i unijne prawo. A co z praktyką? Po pierwsze, należy domniemywać, że w negocjacjach chodzi o rozliczenie transferów finansowych pomiędzy Unią a krajem chcącym ją opuścić. Oznacza to, że Polska prawdopodobnie musiałaby zwrócić łączną wartość pozyskanych dotacji unijnych (około 210 mld euro w latach 2004–2020). Po drugie, unijni politycy i urzędnicy już obawiają się skutków referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, bo to może spowodować efekt domina. Dlatego należy się spodziewać, iż wszelkie próby opuszczenia Unii będą torpedowane i blokowane przez rządzący Unią niemiecko‑francuski dyktat. Może się to dziać pod płaszczykiem ochrony demokracji, praworządności czy praw człowieka przy pomocy agresywnej propagandy.
Co polskie władze mogłyby zrobić, gdyby się okazało, że legalna droga opuszczenia UE jest zablokowana? Co by się stało, gdyby polskie władze bez formalnego występowania z Unii nagle zaprzestały harmonizacji polskiego prawa z prawem unijnym? Co gdyby zaprzestały płacenia unijnej składki i wycofały się z unijnych regulacji? Gdyby, na przykład, wprowadziły VAT na poziomie 10 procent i obniżyły akcyzę na paliwa oraz zrezygnowały z dotacji, wspólnej polityki rolnej i polityki klimatycznej? Co jeśli w ramach retorsji Bruksela nałożyłaby kary finansowe, a Polska jako suwerenny kraj by ich nie płaciła? Jakie sankcje czekałyby wtedy polską gospodarkę, a jakie polskich urzędników i polityków? Zostaliby wyrzuceni z unijnych instytucji? Może z Komisji Europejskiej, ale czy demokratycznie wybrani europosłowie również? Czy przestano by nas zapraszać do Rady Europejskiej i do Rady Unii Europejskiej? Pozbawienie prawa głosu w Radzie Unii Europejskiej nie byłoby zbyt dotkliwą sankcją, biorąc pod uwagę fakt, że w tej instytucji decyzje podejmuje się większością głosów, więc Polska i tak może zostać przegłosowana i zmuszona do przyjęcia prawa niezgodnego z jej własnym interesem. Może więc wprowadzono by kontrole graniczne? Układ z Schengen to przecież nie Unia Europejska. A może Niemcy wraz z sojusznikami, w ramach bratniej pomocy, dokonałyby militarnej inwazji na zbuntowaną Polskę? Bo na szczęście UE jeszcze nie dysponuje własną armią.
Elity i rząd koalicji PO-PSL przez osiem lat przyzwyczaiły się do tego, że rządzenie było jasne i klarowne. Polegało tylko na tym, że gdy Unia coś nakazała, to wiadomo było, iż trzeba to wykonać natychmiast. Przez całe dwie kadencje płynęliśmy w głównym nurcie, a koalicja zamiast dbania o interesy narodowe, dbała tylko o własne (casus D. Tuska). Dzięki temu na salonach unijnych była chwalona, stawiana za wzór i poklepywana po plecach. Dla dzisiejszej opozycji nie ma większej nagrody jak pochwała płynąca z ust brukselskiego urzędnika, która nic go nie kosztuje. Do dziś wierzą w to, że byli szanowanymi i liczącymi się partnerami, tylko jakoś tak się dziwnie składało, że nikt się ich nigdy nie pytał o zdanie, gdy łożono na dnie Bałtyku gazociąg Nord Stream, odmówiono nam statusu stałego obserwatora na szczytach Eurogrupy, ponad ich głowami do dziś trwają próby narzucenia nam stałych kwot imigrantów muzułmańskich, a za ich nieprzyjęcie grożą karami.
Dokładnie tak gościu 21:15. Chcieli mieć spokój na unijnych salonach i dobrą opinię, a w kraju uprawiało się prywatę. Zdecydowane i odważne, przypominające o naszej suwerenności jako kraju wystąpienie w piątek szybko zaowocowało zmianą klimatu u unijnych decydentów. Po wczorajszej wizycie Pan Timmermmans stwierdził, że sprawa Trybunału jest naszą wewnętrzną sprawą i musimy ją sami rozwiązać.
I trzeba było tak od początku, ale nasza opozycja wywierała presję i myślała, że PIS się wystraszy.
Oczywiście chodzi piątkowe wystąpienie Pani Premier Beaty Szydło - do postu z 08:26.
18:26 bardzo mądrze ale lemingów jest ogrom. Oni są głupsi niz dzisiejsza młodzież, która chciała zmian ale jeszcze nie mogła głosować. Na szczęście za te kilka lat kadencji PIS już będą pełnoletni o mam nadzieję, ze wtedy już nikt z PO i PSL czy jakiś ziutek od swetrów, nie będą mieli wpływu na nasz kraj.
Sam gardzę obecną "opozycją" do granic możliwości. Pisem nieco mniej.
Jastrzębowski: Komisjo, odczep się od Polski.
Dziennikarz apeluje do Komisji Europejskiej, by nie pouczała Polaków.
„Kochana Komisjo Europejska, ja w imieniu wyłącznie swoim apeluję: odczep się od Polski” – pisze Sławomir Jastrzębowski w swoim felietonie na łamach „Super Expressu”.
„My, Polacy, dokładnie wiemy, czym jest demokracja i korzystamy z niej. Demokratycznie wybraliśmy lat temu dziewięć Platformę Obywatelską, żeby rządziła Polską, i nikt nie mówił, że wybory nie były demokratyczne” – pisze naczelny „SE”.
Jastrzębowski przypomina też, że:
„Demokratycznie lat temu pięć wybraliśmy znów partię Tuska, żeby rządziła Polską, i nikt nie mówił, że nie wiemy, co to demokracja. Lat temu sześć demokratycznie wybraliśmy na swojego prezydenta Bronisława Komorowskiego, bo kochamy demokrację” – pisze dziennikarz.
Jastrzębowski zwraca uwagę Komisji Europejskiej na to, że Polacy wciąż popierają nowo wybrane władze RP.
„Wybraliśmy nowego prezydenta, a potem demokratycznie nową partię do nowego demokratycznego rządzenia. Bo taką my, Polacy, mieliśmy ochotę. Może nam się za parę lat odwidzi i wyślemy PiS w niebyt. Może. Ale na razie sondaże wskazują, że jesteśmy zadowoleni z naszych rządów. Ty, Komisjo Europejska, nie jesteś” – czytamy.
Naczelny „Super Expressu” zwraca się do KE, by ta zajęła się ważniejszymi niż polska demokracja problemami Europy.
„Nakaż stosowanie demokracji władzom Niemiec, które bez żadnych unijnych uzgodnień dopuściły do niekontrolowanego zapalania Europy przez emigrantów ekonomicznych, w tym niebezpiecznych islamistów. Czemu tego, Komisjo, nie widzisz?” – pisze Jastrzębowski.
PIS ma 37% poparcia wśród Polaków. O jakim łamaniu demokracji panowie z opozycji krzyczycie? Od wczoraj chyba w UE nie macie sojuszników. Znudził im się ten wasz jazgot.