Super ogląda się takie stare zdjęcia. A jeszcze lepiej jak widzi się oczami Pana Kawińskiego, poprzez Jego listy.
Witam wszystkich. Dziś 8 grudnia od kilku minut, ale to już nowy dzień. Ci co rano zajrzą na naszą stronę znajdą dalsze losy naszego Wojtusia.
Tak oto leci c.d. tego poematu:
................o...............
Gdy ulegając synów swoich woli
Maciej budował gniazdo na topoli,
To nie przypuszczał, że nazajutrz z rana
W tym gnieździe ujrzy starego bociana.
Jednak pod wpływem wyrzutów sumienia
Bocian jak człowiek szybko się odmienia
I często mięknie nawet harda dusza
Nad swą niedolą, aż do łez się wzrusza.
Więc i nasz bocian, który w gniewnym szale
Burzył swe gniazdo tak zapamiętale,
Teraz powrócił bez gniewu i złości,
Bo rozważania w pełnej samotności
Coś odmieniły w jego ptasiej duszy
I widok gniazda tak go mocno wzruszył,
Że jak ta ryba wypuszczona z sieci,
Choć nie miał żony, ani małych dzieci,
Rozpostarł skrzydła i pomknął w przestworza
W górę go gnała jakaś iskra Boża,
Która i ludziom dodaje polotu;
Na gniazdo patrzył z tak wielką tęsknotą,
Że instynktownie i prawie bez woli
Lot swój skierował z góry ku topoli.
.
-------------------------------------(c.d.n.)
Właśnie skończyłem opisy zdjęć z Ameryki - jest już 10 stron albumu.
Ponieważ zaczął się już nowy dzień, więc wstawię c.d. losów młodego Wojtka, byście mieli co czytać przy porannej kawie :)
.
końcowy fragment z wczorajszego dnia:
.
Rozpostarł skrzydła i pomknął w przestworza
W górę go gnała jakaś iskra Boża,
Która i ludziom dodaje polotu;
Na gniazdo patrzył z tak wielką tęsknotą,
Że instynktownie i prawie bez woli
Lot swój skierował z góry ku topoli (c.d.n.)
............................o..........................
Witam ciepło wszystkich miłośników poezji odwiedzających ten, jakże urokliwy kącik literacki.
Na poezji niekoniecznie trzeba się znać. Trzeba jednak być człowiekiem o pięknej duszy, żeby ją po prostu czuć i przeżywać. Po swojemu.
A wniosek z tego jaki? Że wszyscy forumowicze, którzy nadali piękne życie temu wątkowi do tych osób należą. Z piękną duszą!
Warto czytać poezję, bo ona uszlachetnia, uwrażliwia, kształtuje osobowość, rozwija inteligencję emocjonalną. Ponadto poszerza horyzonty myślowe, zasób słownictwa. Poznajemy przeżycia twórców, ich warsztat twórczy i inspiracje.
To, że niektórzy zaczęli czytać poezję ST. Kawińskiego oznaczać może tylko ich subtelność intelektualną. Tu zaczęła się, przede wszystkim, dla mężczyzn przygoda z poezją.
Powiem więcej… Słowa doskonale dobrane wywoływały drżenie serca i umysłu a zarazem wzbudzały do dyskusji i wyznań. Dyskusja była piękna, a i wyznań nie brakowało. To wszystko dzięki umiejętności wnuka Januszko, który ten wątek tak doskonale poprowadził.
Jestem dumna z kobiet, które tak interesująco wypowiadały się tutaj. To Wy trzymałyście klasę i ubarwiałyście ten wątek.
Ja, książkę już posiadam. Jestem wdzięczna całej Rodzinie za uhonorowanie mnie takim wspaniałym wydawnictwem. Pozostanie już ta KSIĄŻKA na zawsze moim przyjacielem.
Teraz kolej na Was… Czeka wszystkich miłe spotkanie. Szkoda, że mnie tam nie może być!
Pozdrawiam serdecznie.
Poniższy wierszyk powstał z inspiracji listami z Ameryki
Tęsknota
On poleciał za wysokie góry
I za „siódme morze”
Ona ubrana w płaszczyk szaropióry
Doczekać się go nie może
Smutna i samotna spogląda w dal
Wróć i utul, od tęsknoty ocal
Tak sobie myślała siedząc na szezlągu
Frrr… odfruń, nabawisz się grypy w przeciągu
Cześć Arku!
Masz rację z tym poziomem życia. W Ameryce przed wojną było łatwiej, niż u nas 80 lat później.
To co opisywał Dziadek, odwiedziny w domach Polonusów, inżynierów dotyczyło Detroit, czyli miasta i okolic terenu wielce uprzemysłowionego. Tam były największe fabryki samochodów, kilka hut, a także wiele dużych zakładów przemysłu ciężkiego. Wszystko to pracowało w oparciu o gaz ziemny. Zapotrzebowanie na gaz było tak duże, że te dodatkowe ilości potrzebne dla ludzi do ogrzania domostw i do gotowania w kuchni, to była "pestka".
Ameryka od początku, jak wydobywano ropę, miała też olbrzymie ilości gazu, który zazwyczaj towarzyszy złożom ropy naftowej.
Ludzi, których było stać na własny dom, tym bardziej stać ich było na ogrzewanie gazem, który nie był zbyt drogi.
W 1980 r. wiem, że w Ameryce galon benzyny, (czyli ok. 3,75 l) kosztował tyle co 1 l. mleka. Można więc było powiedzieć, że benzyna była tania albo, że mleko drogie:)
Ludzi było stać i na jedno i na drugie.
Witam wszystkich w poniedziałek, 12.12.2016 r., z rana. Zbliżamy się do końca naszych spotkań z poezją Stanisława Kawińskiego. W tym tygodniu poznamy wszystko, co jest mi znane i umieściłem w książce.
Jutro poznamy końcowe losy naszego bocianka - Wojtka, ale na deser wrócimy do ostatnich wierszy, lub wierszowanych listów pisanych z sanatorium, których nie prezentowałem prawie.
Myślę, że akurat do czasu naszego spotkania, poznacie pozostałe wiersze i listy autorstwa mego Dziadka.
Teraz z rana wstawię już przedostatni fragment poematu Bociany II, ale poprzedzi go kilka strof wczorajszego odcinka:
...
I coraz częściej znosił bocian żaby,
Aż się dziwiły mądre wiejskie baby,
Skąd tyle serca i tyle miłości
Przejawia bocian, co kiedyś ze złości
Zniszczył swe gniazdo i własną rodzinę…
Nasz bocian odczuł w Wojtku swego syna,
Swe własne dziecię z jego krwi zrodzone,
Choć w pierwszym gniewie zabił swoją żonę,
To tyle cierpi teraz w samotności,
Że już na zawsze wyzbył się swej złości.
..........................o..........................
Witam.
"Nasz" Bocianek dorósł i szykuje się w podróż do ciepłych krajów.
Zdjęcia uzupełniające ten wątek też obejrzałem i jestem pod wrażeniem.
W sprawie spotkania mnie osobiście pasuje sobota o 16tej, ale - tak jak pisałem-dopasuje się do każdej daty, bo chętnie osobiście spotkam się z Wami, aby Was poznać i porozmawiać.
Ten wątek jest najlepszy na całym forum.
Pozdrawiam Wszystkich. Arek
Witam serdecznie. Koniec się zbliża. Ku dobremu idą dalsze losy Bocianów, co mnie niezmiernie cieszy.Nasze spotkanie również.
Ja też się "wkręciłem" :) Dzięki!
Dopiero teraz po wstawieniu tekstu z sanatorium nagle zwróciłem uwagę, jak to czyniła u nas Pani Jadwiga, że mamy odsłon 7777 - ale liczba !!!
Niestety, to się ma nijak do zainteresowania sobotnim spotkaniem.
Cały czas podawałem, że odbędzie się w bibliotece WSBiP, ale dokładniej powinienem mówić w sali czytelni tejże biblioteki.
Tak, czy owak, wszyscy odnajdziemy się.
Miłego dnia!
Januszko, ja na przykład obserwuję i czytam wątek, ale niestety odległość nie pozwala mi na przybycie na spotkanie...
Chwilę znalazłam pośród prania, prasowania, mycia okien i zaglądam co nowego u Nas. Już kiedyś pisałam,że styl pisania wzorowany na poezji Adama Mickiewicza. Stanisław Kawiński to Nasz ostrowiecki Mickiewicz. Pozdrawiam wszystkich.
Nowy Jork, dn.07-IX-1937r.
(21)
Moje Najukochańsze Kobity!
Pierwszy Wasz list otrzymałem w Chicago.
Później, w każdym mieście zatrzymywałem się już tylko jeden – dwa dni, więc prosiłem, żeby listy zatrzymywali w Konsulacie – dziś otrzymałem całą masę, miałem moc czytania.
Martwi mnie mocno tylko jedno, że Matuchna Nasza tak się rozklekotała. Widzę, że będziemy musieli razem wziąć się za Nią.
Moc nazwiedzałem.
Najpiękniejszy jest jednak Washington, skąd wysłałem list do Pani Buńci.
Opowiem Wam wszystko po powrocie; fotografii też trochę robiliśmy, tylko nie wiem jak wyjdą – dopiero w Warszawie damy je do wyświetlenia.
Obecnie, już od wczoraj jesteśmy w Nowym Jorku.
Dziś zwiedzaliśmy miasto – zmachałem się. Tu przynajmniej są nieco mniejsze upały. Sądzę, że na Batorku trzeba będzie jesioneczkę kłaść.
Jutro wieczorem wsiadamy, a o 12:05 (po północy), wyruszamy. Rżniemy na północ w stronę Kanady, a następnie w stronę Kopenhagi na wschód.
Ja już obecnie lecę myślą ku Wam Moje Najukochańsze Kobity Trzy i w myślach ślę Wam całusy i uściski.
W wolnych chwilach piszę sprawozdania dla Zarządu, a na statku chcę je skończyć, żeby nie myśleć o tym, po powrocie.
Jutro wyjeżdża statek Queen Mary, bardzo szybki, więc piszę żebyście jeszcze otrzymały ten list przed moim przyjazdem.
Z Gdyni kropnę Wam depeszę, a z Warszawy zatelefonuję do doktorowej * – prawdopodobnie wieczorem 18-IX, lub 19-ego, rano.
Tymczasem, całuję Was mocno i kończę, bo czekają na mnie na dole.
Wasz Stach – Tatuń.
Jeszcze coś mi umknęło. Myślę, że coraz szersze grono poznawać będzie Poezję St. Kawińskiego chociażby dlatego, że dysponujemy książkami, które możemy pożyczyć osobie chętnej do jej poznania, wśród naszych znajomych, przyjaciół, rodziny. Zaglądają na Forum też ludzie, którzy z jakiś powodów się nie ujawniają ale czytają ten wątek. A przecież Ten Wątek cały czas żyje!
Witajcie wszyscy, a zwłaszcza Kora, do której odpisuję.
Bardzo się cieszę z odzewu prawie wszystkich z Was i to nie tylko w temacie ponownego spotkania, ale też szukania jeszcze ciekawszej formy jego zorganizowania.
Rozmawiając z wieloma osobami, potwierdzają coś, co jest rzeczą chyba najcenniejszą. Mam na myśli całą tę twórczość Stanisława Kawińskiego zawartą w książce, którą gros osób nie tylko przeczytało i potem odłożyło gdzieś na półkę, jak to zwykle bywa z kupioną, czy pożyczoną książką, lecz co trochę wracają do niektórych wierszy, poematów lub ich ulubionych fragmentów. Podobnie słyszę, że jest z listami amerykańskimi, które też z tak wielką przyjemnością wertują, wczytując się w nie jeszcze dokładniej.
Wczoraj rozmawiałem przez telefon z pewną starszą panią, która nie tylko wychwalała osobę mego Dziadka, ale też mówiła, że z tak wielką ochotą czyta i czyta ponownie całą poezję i wszystkie listy, a zwłaszcza poezję i wyrywkowo wraca do pewnych fragmentów zachwycając się za każdym razem, jak to wszystko pięknie napisane.
Jak słyszę takie słowa, to powiem, że moim marzeniem było, by nie tylko wyciągnąć tę twórczość Dziadka na światło dzienne, ale też by trochę spopularyzować ją. Natomiast nie śniło mi się, że będzie ona wzbudzać aż tak wielkie emocje i to takie pozytywne.
Jestem ciekawy, choć nie dowiemy się tego nigdy, czy autor tych wierszy i poematów był świadom swych zdolności i talentu, którym był obdarzony przez Niebiosa? Znając Stanisława Kawińskiego, jako zwykłego, spokojnego, kochającego naszego Dziadziusia, sądzę iż pisanie musiało sprawiać Mu przyjemność, ale na pewno nie traktował tego jako coś nadzwyczajnego. Gdyby sądził inaczej, pewnie nie ugiąłby się naciskom swych Kobitek i pisałby dalej mimo ich rad.
Choć przeważnie kobiety obdarzone są większym rozsądkiem od facetów, to w tym wypadku mam trochę żal do naszej Babuni Kawińskiej oraz mej Mamy i Cioci, że nie doceniły wartości tych wierszy i poematów - pewnie nawet nie próbowały - lecz z góry założyły, że nie powinien On pisać i bawić się w "poetę", bo nie wypada człowiekowi na stanowisku tak zabawa.
Większość z nas dziś jest pewna, że to był błąd i to wielki.
Wszechstronne zdolności inż. Stanisława Kawińskiego nie były czymś wyjątkowym w jego rodzinie.
Jego starszy brat, ks. prałat Józef Kawiński
ur. się też w Wyśmierzycach dn. 19VIII.1879 r.
Po ukończeniu szkoły elementarnej w Wyśmierzycach dalszą edukację odbywał w Warszawie, gdzie w 1895r. ukończył Pierwsze Progimnazjum Warszawskie, a dalej Seminarium Duchowne w Sandomierzu. Następnie studiował na Akademii Teologicznej w Petersburgu w 1904r., uzyskując stopień Magistra św. Teologii. Święceń kapłańskich udzielił mu w Petersburgu arcybiskup mohylowski Jerzy Szembek /w Warszawie, na Pradze jest Plac Szembeka/.
W 1904 wrócił do swej diecezji w Radomiu, gdzie objął funkcję rektora kościoła św. Katarzyny.
Następnie w 1905r. został profesorem w Seminarium Sandomierskim.
Prowadził w nim wykłady między innymi z łaciny, filozofii, teologii moralnej, introdukcję do Pisma Świętego i ceremonii katedralnych.
Był sekretarzem konsystorza i rektorem kościoła św. Józefa w Sandomierzu.
W 1915r. władze kościelne ponownie wysłały
go do Petersburga i Czeczerska w Rosji, gdzie w czasie 3-letniej Jego posługi duszpasterskiej przyczynił się do przyjęcia wiary rzymsko-katolickiej przez ok. 300 protestantów, prawosławnych i Żydów.
Do Kraju i do Sandomierza powrócił w 1918r. i został regentem konsystorza diecezjalnego oraz promotorem sprawiedliwości.
W 1919 roku został: kanonikiem gremialnym, następnie radcą kurii oraz v-ce oficjałem, a w 1923r. - prałatem rzymskim.
Piastował kolejno coraz to bardziej odpowiedzialne funkcje.
Był też: skarbnikiem, kanclerzem, referentem, oraz cenzorem książek religijnych.
W kurii sandomierskiej posiadał ogromny autorytet oraz darzono go wielkim poważaniem, uznaniem i szacunkiem.
Po śmierci biskupów ordynariuszy trzy razy wybierano go na wikariusza kapitulnego, co oznaczało pełnienie obowiązków biskupa.
Był też egzaminatorem posynodalnym. Pracował także w Radzie Diecezjalno-Administracyjnej dóbr kościelnych, podlegając tylko biskupowi.
Awans na godność oficjała otrzymał w 1936 r., co jest najwyższym stanowiskiem w Sądzie Duchownym Biskupim – sądowi przewodniczy sam biskup.
Ks. prałat Józef Kawiński zmarł w dniu 8.XI.1944 r. już po wyzwoleniu Sandomierza spod okupacji hitlerowskiej. Niestety, na wielu frontach wojna jeszcze trwała przez wiele miesięcy.
W uznaniu Jego wielkich zasług dla Kościoła Katolickiego , pochowany został jako jedyny z prałatów w podziemiach Bazyliki Katedralnej w Sandomierzu
obok biskupów ordynariuszy sandomierskich.