bo niestety mlode malzenstwa tzn zawarte w mlodym wieku owocuja rozpadami bo dzieciaki nie dorosly ani do uczucia ani do odpowiedzialnosci. A kolejny powod zawarcia i jednoczesnie rozpadu to milosc do dziecka czyli slub bo byla wpadka , dzieciaki troche ze soba pozyja pobawia sie w rodzine i jak sie znudzi to czesc czapka. a bardzo czesto nikt nie zauwaza ze lepiej zyc skromnie z osoba na ktorej mozna polegac i ktora sie kocha niz zyc w dostatku i miec swiadomosc ze np maz czy zona od czasu do czasu sobie kogos "przeleci" na boku ot tak z nudow. I popatrzcie ile trzeba miec w sobie , nie wiem jak to nazwac, braku pogardy dla samego siebie zeby tolerowac takie zachowanie partnera ale zeby za wszelka cene trzymac sie mamony. pieniadze a uczucie to kwestia charakteru albo jestes sprzedajny albo wierny.
Zgodzę się z tym, że wykreowała się swoistego rodzaju moda na rozwody, singli i singielki, kreowana szeroko w mediach, które psują głowy ludzi. Ponadto, pojawia się społeczne przyzwolenie na bardzo łatwe zamykanie małżeństw z czasem niezwykle banalnych powodów.
I to jest szokujące.
Efekt: degradacja wartości rodziny i łatwe odpuszczanie walki o tą najwyższą w życiu wartość.
Nie zawsze, nie w każdym przypadku, ale niestety coraz częściej.
Kwestii dzieci już nawet nie będę tu podnosił...
Warto się nad tym wszystkim na chwilę pochylić i zastanowić... Naprawdę warto.
Nie do końca się zgodzę z ChuckiemNorrisem, że to młody wiek jest tym powodem. Generalnie teraz później ludzie się żenią, my jak braliśmy ślub mieliśmy po 24 lata, moi rodzice 21 i 22 lata, babcia miała 17 lat jak wychodziła za dziadka. Teraz młodożeńcy po 30 nikogo nie dziwią. Myślę, że to nie o sam wiek chodzi tylko o dojrzałość i realne oczekiwania wobec związku. Ludzie pobierając się myślą, że będzie jak w reklamie. Już samo to do jakich absurdów dochodzi przy organizacji ślubów, jakie ludzie mają fanaberie. Patrząc na to wydaje się, że małżeństwo polega jedynie na ślubie i weselu, ewentualnie na późniejszym oglądaniu zdjęć i filmu z uroczystości, oprawa staje się ważniejsza niż sam fakt. I masz rację, że to jest raczej zabawa w dom niż prawdziwe budowanie rodziny.
A my nie mieszkaliśmy razem przed ślubem, co prawda pod jednym dachem bo w tym samym akademiku ale jednak nie wspólnie - i jakoś zdążyliśmy się poznać i dograć:)
Kochaneczku, my jesteśmy małżeństwem z dwójką nastoletnich dzieci - jakbyś przeczytał cały wątek, to byś wiedział:)))
A co do mieszkania ze sobą przed ślubem uważam to za dobry pomysł, po prostu u nas tak się złożyło , że nie mieszkaliśmy. Chciałam jedynie zaznaczyć na swoim przykładzie, że nie ma reguły.
Nie zgadzam się, że wspólne zamieszkanie przed ślubem ma wpływ na późniejsze małżeństwo. Nigdy przed ślubem nie mieszkałem ze swoją przyszłą żoną a jesteśmy szczęśliwym małżeństwem od dziewięciu lat..To tzw sprawdzanie się to mit. Zgadzam się natomiast co do tego, że wszystko zależy od wychowania i zasad moralnych wprowadzonych przez rodziców.
No ja tylko współczuję normalnym facetom, którzy biorą sobie takie " księżniczki- gładkierączki"... kiedyś byłam świadkiem takiej rozmowy w Americanosie w Galerii- przyszli dziewczynie dżinsy kupować mama, tata i jej chłopak. Ona mierzy Lee za 300 zeta a mama przyszłemu zięciowi na cały głos odpaliła coś w stylu: " A dasz Ty radę ją ubierać tak jak ona jest przyzwyczajona się nosić?" Chłopak cegłę spaliuł jak cholera, chociaż nie był to już taki chłopaszek- oboje z dziewczyną byli grubo po 20- tce.. :-/
Najlepiej to wszystko spontanicznie. Ja nie mam nic, ty nie masz nic, ale pobierzmy się i będziemy się wtedy razem dorabiać i jakoś to będzie, jakoś się ułoży. Po co w ogóle rozmawiać o pieniądzach w związku? Przecież najważniejsze jest uczucie i jak dwoje ludzi się kocha, to pieniądze nie mają żadnego znaczenia. A potem jest płacz i zgrzytanie zębów, bo zaczyna brakować na wszystko. Niektórzy lubią układać sobie życie od tyłka strony, ale zejdźmy na ziemię - jak nie masz pieniędzy to nic w życiu nie zrobisz i żadnym uczuciem nie zapłacisz za chleb w sklepie.
Pieniądze szczęścia nie dają ,ale bardzo pomagają...
Jestem w długoletnim związku,poprzedzonym długim narzeczeństwem , więc znam swoją partnerkę na wylot i jestem pewny iż nigdy nie leciała na kasę ( jaką kasę ?hehehe )
Teraz są dzieci co dzienna praca .
Każdy z nas wie jak się ciągnie koniec z końcem i niestety czasami ten koniec z końcem się nie zachodzi ze sobą. Parę razy się tak zdarzyło . Obserwuje wtedy dziwne zjawisko jakby przed okresowy szał...
Gadaliśmy o tym i po uzmysłowieniu problemu nerwowość znikła .
Ostatnimi czasy jakoś lepiej idzie i koniec z końcem się zachodzi więc nie wiem czy uzmysłowienie działa na dłużej (:
Tak jak mówię pieniądze szczęścia nie dają ale bardzo pomagają.
Miłość ogrzeje nasze ciała , ale nie da nam jeść , a gdy już są dzieci to hormon u kobiety działa ,w głowie program się trochę zmienia i nie sądzę aby coś takiego było godne potępienia.
W końcu chodzi o byt o przetrwanie gatunku, największą biologiczną potrzebę każdego gatunku (:
pozdrawiam
Oczywiście 00:23 . Zauroczenie minie , jak zacznie na wszystko brakować. Zacznie sie wypominanie, kłótnie i w rezultacie rozpad związku. Niestety miłościa rachunków nie opłacisz , nie napalisz w piecu i nie włożysz jej do garnka. Takie jest życie!
Nie ma się co dziwić bo czasy takie a nie inne. Ja też szukam kobiety takiej żeby była pracowita , miała pracę . Nadmieniam , że ja pracuję niestety za najniższą ale jeżeli dwie najniższe złoczymy to już będzie lżej. Życie to nie bajka i zwiazek budować trzeba w oparciu o inne priorytety. Cóż mi z tego jak wezmę sobie żonę piękna np o 10 lat młodszą , a laleczkę , która sypia do południa , a później spacerek , kawiarnia , zakupy i tyle na głowie. Ja mam na to wszystko zarobić sam?? Ile pociągne rok , może 3 i po co mi to? Dzisiaj niestety ,żeby mieć udany zwiazek , to obydwie strony muszą sie angażować w równym stopniu.
Wiadomo, że łatwiej się żyje jak jest co do garnka dzieciom włożyć. Jak ciągle brakuje pieniędzy, nie ma możliwości współnego, beztroskiego spędzania czasu na rozrywkach to wynikają ciągłe kłótnie i jedno drugiemu zaczyna wypominać, że niezaradne jest. Bieda amorom nie sprzyja niestety. Ale z drugiej strony- jak już są te pieniądze to zaczynają się jeszcze inne problemy i tak czy inaczej człowiek spokojnie nie śpi.
Wszystko zależy od charakteru ludzi, od zażyłości między nimi. Znam osobiście kilka par, gdzie związek się rozpadł, bo facet stracił pracę i potem długo nie mógł jej znaleźć. Odwrotnych przypadków nie kojarzę, że kobieta straciła, a facet z tego powodu się rozwiódł ;) Ale ma to swoje uzasadnienie, bo choć mamy równouprawnienie (?), to nadal się uważa, że to mimo wszystko mężczyzna jest odpowiedzialny za utrzymanie rodziny. Może i słusznie.
W sumie trudno się dziwić, jak powstaje sytuacja, że pieniędzy brakuje, a facet siedzi, nic nie robi, jest nieudolny, a kobieta musi prać, prasować, gotować i jeszcze do pracy chodzić i ogarniać to wszystko. Też by mnie pewnie szlag trafił i wymieniłbym gościa na lepszy model ;)
Gościu 9:10 Nikt Ci nie każe takiej brać. Ile sam masz lat, że od razu o 10 lat młodszej piszesz? Możesz brać młodszą starszą oby jakakolwiek pracę miała, a nie księżniczkę. Jak młodszą to musisz liczyć się z tym, że dopiero startuje w sferę zawodową. A nasze miasto niestety możliwości pracy zbytnio nie daje. No chyba, że sam masz z 40 parę lat i ta 10 lat młodsza do 30 parę latka i nie pracuje.
I to jest też niestety smutna prawda gościu z 11.06: młodzież z Ostrowca po ukończeniu szkoły w przytłaczającej większości wyjeżdża z braku perspektyw. Zostają Ci, którym rodzina zapewniła jakiś start na przykład i to nie jest przecież wina tych młodych ludzi, że po szkole idą się rejestrować do PUP-u a tam tablice ogłoszeń pustkami świecą :-(