A co by zrobiła gdybyś wzięła urlop na żądanie ,bo przecież tak może się zdarzyć.Pewnie miałaby pretensje ,że nie zdążyła do pracy.
W czynszu mam wliczoną liczbę osób mieszkającą w lokalu (wywóz śmieci liczy się od osób) ;) Cały czas próbujecie dawać przesadzone przykłady z fundowaniem komuś jedzenia czy noclegu (poza tym nawet Cię nie znam, nie jesteś ani moim kolegą, ani znajomym). A przecież są trafniejsze przykłady drobnych przysług, bo to jest drobna przysługa. Pamiętam jak byłam dzieckiem, moja mama odbierając mnie ze szkoły, zgarniała dzieciaki mieszkające w tym samym bloku lub z bloku obok i szliśmy kilkuosobową grupką (ba, ile razy koleżanki z klasy po lekcjach były u mnie na obiedzie zanim odstawiliśmy ich do ich domów!). Teraz pewnie by to nie przeszło, bo chyba do odbioru dziecka mają prawo tylko określone osoby z rodziny, ale jeśliby się dało, a mieszkasz gdzieś blisko mnie, to może się umówimy, że zapiszemy dzieci razem do szkoły, a ja będę je odbierać? ;)
Moj maz jezdzi do Kunowa do pracy wszyscy ktorzy sie wzajemnie podwoza placa sobie po 5 zl nikt nie ma pretensji nie placisz nie jedziesz zostaje bus tyle
A masz świadomość, że im bardziej obciążony samochód tym więcej paliwa auto pali? Zawieszenie też się zużywa pod większym ciężarem szybciej, więc skoro piszesz że czynsz to koszty uzależnione od ilości osób, to miej świadomość, że w aucie też
00:31 dałam ale z myślą że nie przyjmie hahahha .Kiedyś też woziłam koleżankę i to jest obowiązek bo raz wyjeżdżam wcześniej raz później musiałam dzwonić informować itd.Potem powiedziałam że wolę jeżdzić sama i ona to zrozumiała(chyba :)
Kiedyś pracowałam poza Ostrowcem i musiałam codziennie dojeżdżać około 20 km a nawet więcej i wiem doskonale, o ile wygodniej się jedzie samochodem niż np PKSem czy też pociągiem.
Wolałabym nawet płacić więcej niż bilet miesięczny, byleby mnie ktoś zabierał spod domu i spod pracy. Ile czasu się zaoszczędzi...
Nie wyobrażam sobie nawet tego, jak można się nie zapytać osoby, która nas podwozi o wysokość tzw składki... Nawet, jeśli ktoś by powiedział, że nic, to położyłabym równowartość biletu miesięcznego....
Co innego skorzystać raz na jakiś czas a co innego regularnie jeździć.
I to jest właśnie myślenie jakie przejawia człowiek obdarzony chociaż minimalną ilością empatii - gorące pozdrowienia dla autorki.
Ja również nie bardzo potrafię sobie wyobrazić jak można żerować na czyjejś uprzejmości i nie starać się, choćby w symbolicznym stopniu, zrewanżować.
Jeśli o mnie chodzi, to zawsze staram się pomagać ludziom w swoim otoczeniu i nigdy nie spodziewam się za to zapłaty, jeżeli sam nie ponoszę przy tym znaczących kosztów. Z drugiej strony nigdy nie dopuszczam do sytuacji, że nie staram się jakoś odwdzięczyć osobie, która coś zrobiła dla mnie.
I nie chodzi tutaj o formę finansowej rekompensaty, tylko o mały gest: "rozumiem, co dla mnie robisz i jestem ci za to wdzięczny".
Tak funkcjonuje mój świat.
Nie dałam z myślą, że nie przyjmie, jak pisałam jeździła już z jedną osobą, która płaciła, a ja o tym wiedziałam ;) Jadąc z kimś przyjmuję jego zasady, ale nie muszę się chyba z nimi zgadzać? W polskim prawie jest wiele głupich przepisów, ale ich przestrzegamy ;) Ja od nikogo nigdy pieniędzy za podwózkę nie przyjęłam, nie jestem taksówkarzem ani szoferem, żeby jeździć za pieniądze, tylko koleżanką.
każda przysługa ma jakąś wartość i do tego też przyczepi się skarbowy:) serio- koleżanka odniosła korzyść=dochód =podatek, zgłoś do US:)
A Ty zgłoś się do psychiatry
A jak się kolega systematycznie zrzuca ze mną na flaszkę (ponosi połowę moich kosztów) to zgłaszać to do US? :)))
No właśnie i dlatego boli mnie to przeliczanie przysług na pieniądze. Myślałam, że bezinteresowna pomoc drugiemu człowiekowi jest dla wszystkich normalna i oczywista, a tu widzę, że to ja chyba po prostu jestem jeleniem nie biorąc pieniędzy od znajomych. Żadnych. Tak zostałam wychowana i nie wyobrażam sobie inaczej. Już jako dziecko kiedyś pomagałam nadrobić koleżance zaległości w szkole, potem wraz ze swoją mamą dawały mi czekoladę, a kiedy ja już chciałam ją wziąć, mama lekko klepnęła mnie w ręce żeby je odsunąć i powiedziała, że nie trzeba, przecież nie zrobiłam tego dla czekolady. I wytłumaczyła mi, że najlepszą zapłatą jest myśl, że zrobiło się coś dla drugiej osoby i jej radość i że od rodziny, przyjaciół i znajomych w żadnym razie nie przyjmuje się czegoś w zamian za pomoc. Potem nigdy nie przyjęłam od nikogo niczego, za zrobienie zakupów (poza oczywiście pieniędzmi za sam zakup, z reszty rozliczałam się co do grosza, a jeśli ktoś poprosił mnie o jedną rzecz widząc, że idę do sklepu, np. o mleko, to nawet nie przyjmowałam zwracanych za tę rzecz pieniędzy), pomoc w ogródku, wyprowadzenie psów, przypilnowanie dzieci, udzielanie korepetycji dzieciom znajomych czy pomoc w odrabianiu im prac domowych czy w końcu podwiezienie nawet w miejsce, w które nie miałam po drodze. Sąsiadom czy koleżankom daję za darmo owoce i warzywa ze swojej działki. Dlatego niepojętym jest dla mnie wołanie o pieniądze od koleżanki z pracy. Ktoś się tu powoływał na to, że nie każde towarzystwo jest mile widziane. Owszem, ale autorka nie pytała "jak się pozbyć nielubianej koleżanki", po prostu nie chce z nią jeździć jeśli ta nie płaci, ale jeśli sięgnie do portfela, to już z przyjemnością otworzy przed nią drzwi samochodu. Jakby sama obecność drugiego człowieka obok nie była cenniejsza od pieniędzy... A jeśli bezinteresowność nie jest w modzie, to zawsze można pomyśleć, że dziś ja tobie pomogę, jutro ty mi. Kiedyś autorka może potrzebować pomocy np. przy odśnieżeniu samochodu, albo autko może jej się rozkraczyć na środku drogi i nawet nie będzie miał go kto popchnąć, bo będzie jeździć sama. Może zasłabnąć w czasie jazdy (nawet nie trzeba na nic chorować, takie rzeczy się zdarzają, rzadko bo rzadko, ale jednak) i nie będzie miał kto przejąć kierownicy, a jak w coś uderzy, wezwać lub udzielić jej pomocy. Co zabawniejsze, autorka nawet sama nie wie, ile "kosztuje" ją podwiezienie koleżanki, a jeśli trasa dom-praca mieści się w ramach Ostrowca, to po podliczeniu i podzieleniu na dwie osoby mogłoby się okazać, że to kwota tak znikoma, że nawet wstyd o tym mówić ;) Pewnie, że koleżanka zachowała się nietaktownie wychodząc z założenia, że podwózka się jej należy i nawet nie proponując jakiejś opcji odwdzięczenia się, ale w moich oczach gorzej wygląda szukanie w znajomych łatwego zarobku.
Na pewno wszyscy znajomi chętnie Cię wykorzystują. Jeśli Ty to lubisz to ok. Ale nie wymagaj tego od innych. Ja na przykład nie znoszę cwaniactwa i wykorzystywania innych. Dla mnie np udzielanie za darmo korepetycji dzieciom znajomych to czysta głupota. Rozumiem jeden raz coś wytłumaczyć ok, ale stałe korki za darmo to już frajerstwo i uczenie innych cwaniactwa właśnie.
Nie wymagam, widzę zresztą, że jestem w zdecydowanej mniejszości ;) Po prostu po wielu latach takiego życia przeżyłam szok, że jednak pomaganie znajomym nie oczekując niczego w zamian nie jest tak normalne i powszechne jak mi się wydawało. Jeśli chodzi o wykorzystywanie, to nie narzekam ;) Poza tym pieniędzy nie przyjmuję, ale znajomi z reguły też o mnie dbają. Znajome fryzjerki czy kosmetyczki "załatwiają" mnie za śmieszne pieniądze, wręcz symboliczne, żeby nie było, że robią to za darmo, raczej dla mojego komfortu (bo jak pisałam ja nie przyjmuję pieniędzy, ale zawsze proponuję je kiedy to ktoś zrobi coś dla mnie) niż dla zarobku i jak już to prędzej w ramach zapłaty za wykorzystany produkty/sprzęt niż usługę, bo to prawie dosłownie grosze, tym bardziej jak na profesjonalistki, a nie amatorki, a ja znam ich normalne stawki. Jeden sąsiad czasem podrzuci złowione przez siebie ryby (których ja nawet nie chcę, bo nie przepadam :P ), drugi zawsze jak pojedzie na grzyby, to odstąpi jedno wiaderko. Sąsiadka, która ma już swoje lata i rzadko wychodzi z domu, a już na pewno nie chodzi sama po cięższe zakupy, ale piecze przepyszne ciasta, nieraz przyniosła taki specjał, że niebo w gębie :) Mąż koleżanki, której dzieciom zdarzało mi się udzielać korepetycji lub pomagać im w pracach domowych bywa w moim domu częstym gościem, kiedy mam jakiś problem z komputerem. Pewnie gdybym ja brała za pomoc ich dzieciom pieniądze, on też by mnie podliczył za przychodzenie do mnie i naprawianie komputera lub branie laptopa do siebie, żeby ogarnąć co nie gra. Kolega hydraulik, dla którego przetłumaczyłam kilka zagranicznych dokumentów i któremu pomogłam je wypełnić, w niedzielę popołudniu przyjechał kiedy miałam awarię i poza poczęstunkiem kawałkiem ciasta i kawą nie przyjął nic więcej. Znajomy taksówkarz lata temu czasem podwoził mnie za darmo (chociaż wsiadałam na postoju jak zwykły klient), bo jego syn chodził z moim młodszym bratem do klasy i pamięta, że czasem podrzucał go do nas i ja się nim zajmowałam. Cóż, nawet jeśli jestem przez to wszystko do tyłu niezłe pieniądze, to w sumie wolę takie życie i życzliwość ludzi dookoła, a innym gorąco polecam, wspaniałe uczucie, którego nie da się kupić :)
Jeśli ktoś będzie się chciał przyczepić do tego, że skoro inni też coś dla mnie robią, to ta pomoc już nie jest taka bezinteresowna - jest, bo ja niczego nie oczekuję, wielu znajomych nigdy mi się nie zrewanżowało, a ja nie mam z tym problemu. Wychodzę z założenia, że ci, którzy coś dla mnie robią, chcą po prostu mi pomóc albo uczynić jakiś miły gest w moim kierunku, a nie kierują się jakimś przyszłym interesem ;)
Cóż, w każdym razie dalsze wałkowanie tematu uznaję za bezzasadne, autorka postąpiła jak chciała, powiedziała koleżance co chciała, ja próbowałam tylko zwrócić uwagę na to, że czasem warto spojrzeć na człowieka, a nie na pieniądze ;)
Powiem tak. Ja osobiście wolę jasne sytuacje i wolę nie mieć żadnych długów wdzięczności. Ja zdecydowanie wolę normalnie zapłacić i sama też biorę pieniądze za to co robię ( poza najbliższą rodziną oczywiście) . Nikt wtedy ze znajomych nie czuje się skrępowany, wszystko jest jasne i tak jest lepiej i zdrowiej. Jak ktoś ode mnie nie chce zapłaty to zazwyczaj już więcej nie korzystam z usług tej osoby bo to krępujące jest dla mnie.
A jak pisałaś wcześniej, że nawet czekolady nie chciała mama żebyś wzięła - no cóż a nie pomyslałaś że to mogło sprawić przykrość drugiej stronie? Dla mnie to świadczy raczej o pysze - zobacz, jaka jestem dobra i szlachetna... A nie myślisz, że ktoś może się przez to głupio czuć.
14:13.Cały czas niczego nie rozumiesz.Starasz się wszystkich przekonać o swojej racji podając swoje przykłady, które nijak się mają do sytuacji z wątku.Ty, opisujesz normalne zachowanie wśród ludzi, polegające na okazjonalnym okazywaniu sobie bezinteresownych uprzejmości.Nie musisz się martwić o wszystkich dokoła, że ludzkość wyginie z powodu braku życzliwości i empatii, jak również nie pozostawaj w błędzie, że jesteś ostatnią dobrą duszą w naszej populacji.Każdy z nas ma swoich znajomych i swoje drobne uprzejmości świadczone na co dzień.Zapewniam Cię.Znajoma założycielki wątku z wyrachowaniem(jak widać dziś wyraźnie) zrobiła sobie z niej stałego, darmowego "stangreta", który przez wiele miesięcy(chyba 9,jak dobrze liczę) świadczył jej bezinteresowną usługę transportową i to zupełnie inna sytuacja od Twoich chwalebnych przykładów. Jeśli tego nie potrafisz odróżnić, to trudno.Ja Cię pewnie też nie przekonałam.Pozostaje mi życzyć Ci w życiu kontaktów tylko z samymi wdzięcznymi, dobrodusznymi, empatycznymi, oddanymi bez granic ludźmi, ale chyba to zahacza lekko o syndrom Pollyanny, dlatego na koniec życzę Ci wszystkiego dobrego.
Nie przypisuj mi czegoś, czego nie powiedziałam, gdybym uważała, że jestem ostatnią dobrą duszą, nie byłabym zaskoczona tym, że ludziom w ogóle przychodzi do głowy branie pieniędzy od swoich znajomych ;) A jak pisałam w poście, który jeszcze nie został zweryfikowany, od swoich znajomych również dostaję wiele dobrego. I żadnych chwalebnych przykładów nie było, wręcz przeciwnie, uważam to wszystko za drobne uprzejmości, za które po prostu wstyd brać pieniądze, tak jak wstydziłabym się brać je za drogę, którą sama pokonuję także w swoim interesie. I jestem zdania, że opłata za podwożenie do pracy byłaby uzasadniona tylko wtedy, gdyby codziennie jeździło się gdzieś specjalnie tylko po to, żeby kogoś gdzieś zawieźć, a nie zabierało się go przy okazji.
Również życzę wszystkiego dobrego :)