Znaczna, martik nie musi pytać się braciszka o zgodę w odróżnieniu od figuranta
brawo ekipa pani Kopacz..fachowcy, co się zowie....a ile było chwalenia za sprawne działanie..
słów kilka w kontekście wystąpienia szefa panującej szajki itradycyjnej już bezczelności
http://www.rp.pl/artykul/9158,937395-Premierowi-zabraklo-klasy.html
zawsze ta pani spada na 4 łapy jak niesioł.brak samokrytycyzmu i ciężko oderwac ich od korytka.
prokurator generalny twierdzi że ciała pomylili bliscy ofiar i dlatego taka pomyłka,już wszystkiego się czepią aby bronić swoich z firmy,niedługo to powiedzą ci z po że po kiego tam lecieli a ogólnie to nie sprawa rządu
"- Błędne rozpoznanie przez rodziny było główną przyczyną pomylenia zwłok Anny Walentynowicz i innych ofiar katastrofy smoleńskiej - mówił wczoraj w Sejmie prokurator generalny Andrzej Seremet"
jasne, a inne przypadki- zagwarantował, ze nie było pomyłek???
pismen jeżeli nawet rodzina się pomyliła to miała prawo (rozpacz, stres itd), ale powiedz po co pobierano próbki DNA po to żeby sklonować zmarłych czy móc ich zidentyfikować? Jak myslisz po co już w Polsce wdzierano się do mieszkań ofiar żeby zabrać włosy, szczoteczki do zębów itd? A po co pobierano próbki do zbadania DNA na miejscu w Moskwie?
Mało tego, z wczorajszego wystąpienia Seremeta wyszło, że o tym iż mogła nastąpić pomyłka w identyfikacji zwłok prokuratura wiedziała już 28 kwietnia 2010 r. Czemu czekali aż dwa i pół roku?
pismen kiepsko oglądałeś wczorajszą debatę, padło takie pytanie i co? i nic się nie stało Polacy!!!
A poza tym sześć rodzin się pomyliło i to przy zwłokach, które były w niezłym stanie tzn do rozpoznania? To co teraz czują ci, których bliscy byli rozkawałkowani? Wiedzą kogo pochowali, jeśli próbki pobierane do zbadania DNA można o kant wytrzeć?
W niezlym stanie bylo 14 i tam pomylek nie ma, reszta byla w stanie o ktorym trudno powiedziec "niezly". Pyskowka nie miala na celu zwracanie uwagi na slowa prokuratora. Bo zadnej debaty wczoraj nie bylo, byly "pisie jeki". A normalnych wystapien tylko kilka.
Pismen czy tego chcesz, czy nie państwo dało plamę i temat będzie wałkowany aż do skutku czyli do końca kadencji tego miernego rządu!
Plame od poczatku dali ci, ktorzy przez 2 lata zwalaja wine na wszystkich innych.
No i jak w dziobie - piszę do tych co tak psioczyli na nieudolnośc naszego rządu w sprawie zamiany ciał - cierpliwości i wyjaśniło się kto nie poznał ciał. Jeśli rodzina się pomyliła to macie pretensje do P. Kopacz.
Mówi brat Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej (drugiej z ekshumowanych teraz ofiar):
"Byliśmy tam we trójkę – ja oraz Agnieszka Surmacka (cioteczna siostrzenica Teresy) ze swoim bratem Jerzym Wojtczakiem. Po pierwszych czynnościach proceduralnych, związanych z opisem, kogo szukamy, znaków szczególnych mojej siostry, okazano nam pierwsze ciało. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to Anna Walentynowicz. Rozpoznaliśmy ją we trójkę. Natychmiast. Jasno stwierdziliśmy: to jest pani Anna Walentynowicz, a na pewno nie Teresa Walewska-Przyjałkowska. Na tym pierwsza identyfikacja się zakończyła.
Później oglądaliśmy jeszcze dwa ciała. Nie wiedzieliśmy, kto to był. Wyczerpywały się już możliwości, więc zaczęliśmy szukać na podstawie zrobionych przez stronę rosyjską fotografii rzeczy znalezionych przy ofiarach. Żadnej charakterystycznej noszonej przez Teresę nie znaleźliśmy. Naszą uwagę zwróciła obrączka, która wydawała się być z okresu, gdy ona wychodziła za mąż.
Rosjanie kazali nam czekać, informując, że to ciało jeszcze nie jest gotowe.
Upłynęło około sześciu godzin od pierwszej identyfikacji – pani Walentynowicz.
Przywieziono nam ciało, które nie miało twarzy… Mimo, że minęło już dwa i pół roku, ciężko o tym mówić…
Zgadzały się włosy, inne charakterystyczne cechy też. Poprosiliśmy, by odsłonięto stopy, bo Teresa miała haluksy. To też się zgadzało. Powiedzieliśmy, że na 99% to jest Teresa Walewska-Przyjałkowska. Zapisano to.
Przyszedł polski kapelan, zmówiliśmy pożegnalną modlitwę i ciało zabrano do miejsca, w którym wkładano ofiary do trumien. Tam już nas nie było. Poszedł tylko kapelan, by włożyć do trumny jakiś drobiazg.
Przed nami były jeszcze czynności urzędowe. W jednej sali zebrało się kilka osób, które rozpoznały ciała. Był wśród nich pan Walentynowicz.
Rosyjska prokurator powiedziała, że chce mi zwrócić obrączkę, na co pan Walentynowicz stwierdził, że to obrączka jego mamy. Powstała konsternacja. Wykonaliśmy szereg telefonów do Polski, by ustalić datę ślubu Teresy. Nie pamiętałem tego zdarzenia dokładnie, bo byłem od niej młodszy. Wiedziałem tylko, że chodziło o początek lat 60.
Potwierdziliśmy jednoznacznie, że to obrączka pani Walentynowicz. Została dokładnie sfotografowana, przyjrzano się napisowi na wewnętrznej stronie.
Muszę jeszcze raz podkreślić – ta obrączka nie była elementem identyfikującym Teresę czy panią Anię. Był to przedmiot, nic ponadto. Nie był przywiązany na sznurku przy ciele. Po prostu nam go okazano. Nie mógł być podstawą ewentualnego wycofania się z naszych rozpoznań.
Rosyjska prokurator stwierdziła, że to nasza sprawa i poleciła, byśmy obrączkę sami przekazali odpowiedniej osobie, wedle naszego uznania. Zwróciłem uwagę, że trochę się nie godzi, byśmy to zrobili bez jakiegokolwiek odnotowania. Wtedy dopiero zapisano, kto wziął obrączkę.
Poczekaliśmy na tłumaczenie protokołu rozpoznania, wypisano akt zgonu. Na tym czynności w Zakładzie Medycyny Sądowej się zakończyły.
Jeżeli teraz słyszę, że rodziny się pomyliły, to nie wiem, o które rodziny Prokuratorowi Generalnemu chodzi. Na pewno nie pomylił się pan Walentynowicz ani my, którzy rozpoznaliśmy zarówno naszą bliską, jak i panią Annę Walentynowicz.
O pomyłce między nami nie mogło być mowy. Przecież nie chodziło nawet o ciała, które były obok siebie. Teresa była oznaczona symbolem 95, a pani Ania – o ile się nie mylę – 21.
Po sejmowej debacie zadzwoniło do mnie kilka osób spośród rodziny, znajomych informując o słowach Andrzeja Seremeta.
Chcę absolutnie oświadczyć, że myśmy się nie pomylili.
Nie mam jakichś wielkich pretensji do kogokolwiek, ale nie chciałbym, aby mówiono, że to rodziny popełniły błąd. To nam należała się tam pomoc, a nie odwrotnie. Wszystkie służby powinny mnie chronić, bym się nie pomylił. I powtórzę to – nie pomyliłem się.
Powiem więcej. Z Zakładu Medycyny Sądowej wyjechaliśmy około 22., jako ostatni. W hotelu byliśmy przed północą. Ministrowie Kopacz i Arabski zarządzili wieczorną odprawę dla rodzin dotyczącą spraw proceduralnych. Po jej zakończeniu podeszliśmy do pani Kopacz. Poprosiliśmy, by spowodowała, aby na wszelki wypadek przeprowadzono dodatkowo badanie genetyczne.
Przed wylotem, w Warszawie, mówiono nam, że taka procedura trwa około pięciu dni.
Rano zapytaliśmy panią Kopacz, czy badanie się odbędzie. Powiedziała, że wszystko jest w porządku, wszystko jest sprawdzone.
Słyszałem to ja, Agnieszka Surmacka i Jerzy Wojtczak.
Cudów nie ma. Nie można było tego wykonać w ciągu kilku godzin."
http://wpolityce.pl/wydarzenia/37229-ujawniamy-rodzina-teresy-walewskiej-przyjalkowskiej-nie-miala-watpliwosci-seremet-klamie-kopacz-wprowadzala-w-blad