Czas na akcję odKODowania naszego miasta. W najbliższy poniedziałek (6 czerwca) o godz. 17.00 w siedzibie NSZZ "Solidarność" Aleja Jana Pawła II 65E odbędzie się się spotkanie z Panem Wojciechem Sumlińskim. Autor "Niebezpieczne związku Bronisława Komorowskiego" sprawił swoją książką, że były prezydent do dziś spać nie może spokojnie. Pan Sumliński przedstawi nam system funkcjonowania III RP, system który w szczególny sposób odczuł na własnej skórze. Dla uczestników spotkania przewidziana jest niespodzianka.
Wojciech Sumliński, najbardziej inwigilowany i prześladowany dziennikarz śledczy w Polsce, opowiada o paranoicznym świecie służb specjalnych, o niewyjaśnionych samobójstwach i zabójstwach na zlecenie, o przestępstwach najważniejszych osób w państwie i spisku zawiązanym na szczytach władzy. Polacy nie dowiedzieli się o tych faktach, bo uznano, że prawda jest zbyt szokującą, by o niej mówić. Nie bez powodu.
Wow super, ale chyba trochę za mała sala. Dzięki za info.
W obecnych warunkach pan Sumliński nie powinien tułać się po małych prowincjonalnych salkach, nadeszła " dobra zmiana"
Pisze o "samobójstwie" (zabójstwie na zlecenie) Andrzeja Leppera?
A o "samobójstwie" Barbary Blidy?
Akurat samobójstwo Blidy było faktem, natomiast odpowiedzialność za nie została zrzucona złe osoby. Dopuściła się czynów, które później wyszły na jaw i nie wytrzymała presji. I nie ma tu znaczenia czy była to prowokacja czy nie. Człowiek uczciwy nie dał by się złapać w prowokację...
Ta pani była dyrektorem jednej z dużych firm i to co tam wyprawiał to nadaje się do prokuratury i na duży wyrok. Nic dziwnego sze popełniła samobójstwo.
pan Sumliński, który w swoich książkach przepisuje całe rozdziały z innych słynnych autorów, co mu udowodnili tłumacze, czy po prostu kradnie czyjąś własność intelektualną nadal rozpowiada maluczkim swoje nocne zwidy?
Po książkę Wojciecha Sumlińskiego "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego" sięgnąłem dopiero wtedy, gdy "Newsweek" ujawnił, że spore fragmenty to plagiaty z Alistaira MacLeana, Raymonda Chandlera i Stiega Larssona. Najbardziej byłem zaskoczony tym, że to przecież nie są klasycy dziennikarstwa, tylko literatury sensacyjnej. Nie wiedziałem, że Sumliński napisał powieść!
I chyba nie tylko ja. Choćby niedawno ukazał się w "Gazecie Wyborczej" wywiad z Zygmuntem Staszczykiem, w którym mówił m.in.: "Ukazała się książka o Komorowskim Wojciecha Sumlińskiego, którą przeczytałem od deski do deski. Pojawiały się tam poważne zarzuty o związkach głowy państwa z WSI, inne jeżące włosy na głowie historie. I co? Zero reakcji. Taki temat w normalnym kraju byłby wiadomością dnia".
Nie wierzę, że Staszczyk naprawdę przez to przebrnął. Po pierwsze dlatego, że to się bardzo ciężko czyta. A po drugie dlatego, że wtedy również zauważyłby, że to powieść, a w "normalnym kraju" powieści nie stają się "tematem dnia", nawet jeśli w tych powieściach padają "poważne zarzuty".
Jo Nesbo, Philip Roth, Frederick Forsyth - wszyscy w swoich książkach umieszczali prawdziwych polityków, często pod imieniem i nazwiskiem. Ronald Reagan występuje w drugim sezonie serialu "Fargo", Margaret Thatcher - w jednym z filmów o Bondzie. Z polskich przykładów - bardzo złośliwy portret ministra Zdrojewskiego odnajdziemy w powieści "Bezcenny" Miłoszewskiego. To normalne w thrillerach, dodaje im smaczku.
Danie wegańskie
Od literatury faktu oczekiwalibyśmy - no właśnie - faktu. Klarownej tezy typu: "oskarżam Bronisława Komorowskiego o to i o to na podstawie następujących dowodów". Dowody - fotokopie dokumentów, zapisy rozmów, zdjęcia - są w literaturze faktu zamieszczane w przypisach czy osobnym aneksie.
Wypełniacze w rodzaju opowieści o okolicznościach, w jakich reporter dotarł do dowodów, mogą się oczywiście pojawić, ale kluczowe są te dowody. Żargonowo nazywamy je w branży "mięskiem".
Pod tym względem książka Sumlińskiego to danie wegańskie. Nie ma tu konkretnych dowodów, nie ma też klarownej tezy.
To co jest zamiast tego? Mamy narratora, który co jakiś czas widuje dowody winy Komorowskiego, nawet przez chwilę trzyma je w rękach - ale zawsze ktoś mu je w końcu zabiera, niczym dowody na UFO w serialu "Z Archiwum X".
Pierwsze 113 stron to rozmowa z informatorem opisanym po prostu jako "nadkomisarz". To do niego narrator przyjeżdża do Darłówka (via Ustka) w okolicznościach splagiatowanych z powieści Larssona.
Nadkomisarz długo nie chce przejść do rzeczy, ale ciągle coś mętnie sugeruje. Wygląda to tak:
"Nadkomisarz przez krótką chwilę spoglądał na swoje dłonie, a potem przełknął kilka łyków kawy, jak gdyby potrzebował przerwy, nim przejdzie do sedna.
- Chciałbym, żebyś zrobił to samo co przy » Masie «, tylko skuteczniej. Będzie łatwiej, bo akta » Masy” masz w małym palcu, a w tej historii Jarosław Sokołowski odgrywa bynajmniej niemarginalną rolę”.
Nadkomisarz się wykręca
"Bynajmniej niemarginalną" to już chyba własna inwencja Sumlińskiego, podobnie jak stylistyczne kwiatki typu: "Powoli, z rozmysłem, zdusił niedopałek papierosa. Wydawało mi się, że ten gest zawierał w sobie dziwny przedsmak ostatecznej decyzji, jakby coś w sobie ważył i przełamał" albo: "Zniżył głos do szeptu. W pełnej napięcia ciszy zgrzytnęło kółko zapalniczki. Pochylił się do przodu, oparł o stół i mówił dalej cichym głosem".
Nadkomisarz ciągle nie chce przejść do rzeczy. Na s. 104 bohater ma tego dość (czytelnik dużo wcześniej): „Pomyślałem, że grunt to oryginalność. Ponieważ jednak nie byłem w nastroju do rozmów typu vide film pt. » Dzień świstaka «, w którym bohater po wielokroć przeżywa ten sam dzień, to samo robiąc i to samo mówiąc, a już tym bardziej nie byłem w nastroju do rozmów o niczym, postanowiłem skrócić jałowy dialog i zagrać w otwarte karty”.
To nic nie daje, nadkomisarz się wykręca od odpowiedzi. Bohater idzie się upić. Jest noc, ale na szczęście w grudniu w Darłówku mnóstwo jest restauracji czynnych całą dobę. W jednej z nich przypadkowo spotyka Krzysztofa, opisanego jako "oficer ABW, lat czterdzieści cztery".
Krzysztof, okazuje się, przypadkowo ma przy sobie dowody związków Komorowskiego i jego żony z organizacjami przestępczymi założonymi przez byłych oficerów WSW. Ma je nawet spakowane do poręcznej plastikowej teczki, którą Krzysztof tak po prostu wręcza głównemu bohaterowi (s. 132). Niestety, dwie strony dalej samochód widmo zabija Krzysztofa, a głównego bohatera tylko lekko rani. Po teczce nie ma śladu.
Związki z WSI bez dowodów
Na szczęście na następnych stronach już się roi od informatorów. Nikt z nich nie ma nazwiska, tylko nieliczni mają imiona. Są to: "kapitan służb tajnych" (s. 163), "Były Premier" (s. 197), "Marek, który wszystko wiedział i o wszystkim słyszał" (s. 202 i 269), "oficer Wojskowej Akademii Technicznej" (s. 207), "starszy aspirant" (s. 311), na koniec ktoś opisany po prostu jako "mój rozmówca" (s. 377).
Ten ostatni wreszcie bohaterowi "opowiedział wszystko od początku", ale tutaj książka się urywa. Poprzednie, niekonkretne rozmowy narrator relacjonował z absurdalnym szczególanctwem, teraz po "od początku" mamy trzy gwiazdki i... to już wszystko. Narrator idzie na spacer, by to sobie przemyśleć, i "na przekór wszystkiemu uśmiecha się do swoich myśli. KONIEC" (s. 388).
Rzecz jasna żadnej z tych rozmów bohater nie nagrywa. Nie tylko więc nie padają tu żadne konkretne zarzuty pod adresem Komorowskiego, to jeszcze na dodatek mętne aluzje o "związkach z WSI" nie są udokumentowane literalnie niczym - zdjęciem, dokumentem, relacją konkretnego świadka.
Wszyscy ci rozmówcy wyglądają po prostu na postacie literackie. Często charakterystykę mają zerżniętą z innych kryminałów ("starszego aspiranta" przepisano z Chandlera, "nadkomisarza" z Larssona).
Bohater spotyka ich w miejscach, które ewidentnie nie istnieją, np. Marka na s. 269 w "przydrożnej restauracji w Dziekanowie Leśnym". W Dziekanowie Leśnym nie ma nie tylko restauracji pasującej do tego opisu, ale w ogóle żadnej (przypadkowo to akurat wiem na sto procent, przede mną w promieniu paru kilometrów żadna się nie ukryje).
Nie ma też restauracji na Mokotowie, w której na s. 198 spotyka "Byłego Premiera". Raz, że jej opis zerżnięto z "Lalki na łańcuchu" MacLeana, a dwa, że mimo wszystko w Warszawie nie ma knajp, w których "mała kawa kosztuje kilkadziesiąt złotych, a ceny czegoś mocniejszego zaczynają się od setek złotych".
Sumliński bagatelizuje oskarżenia o plagiat, twierdząc, że tezy jego książki są ważniejsze od opisu pogody w Ustce. Ale jeśli zmyślił te spotkania i tych informatorów, to już nic po jego tezach nie zostaje!
Nie wierzę w istnienie kogoś, kogo ta książka mogła przekonać do winy Komorowskiego. Nie wierzę, że Zygmunt Staszczyk ją naprawdę przeczytał "od deski do deski" i właśnie pod jej wpływem zmienił zdanie. Myślę, że już przedtem miał uprzedzenia do Komorowskiego i ucieszył się, słysząc, że jakaś książka może te uprzedzenia uzasadnić.
Dlaczego sztab Komorowskiego na tę książkę nie zareagował przed wyborami? Nie wiem, nie znam się na kampaniach wyborczych, znam się na książkach. To jest po prostu słabo napisany thriller, a nie literatura faktu.
To Ostrowiec jest zaKODowany?
Kazdy moze isc, czy trzeba sie zapisywac? Słuchałam tego co ma pan Sumlinski do powiedzenia, wiec spotkanie na pewno będzie bardzo ciekawe.
A co ma takiego ciekawego do powiedzenia?
Idzcie na to spotkanie z człowiekiem, który wszędzie widzi podsłuchy i knowania. A potem prosto do kościoła, potem do domu, siusiu, paciorek, zdjąć beret i lulu.
A ty gościu 09:37 chcesz chronić społeczeństwo przed mroczną prawdą polskiej transformacji ?