Tu na forum jest podobnie jak na ulicy. Spotykam rano przed domem znajomą, a ona pyta, czy ten dom kupiliśmy, czy wynajmujemy. Następne pytania dotyczą ceny i naszych zarobków. Ludzie, trochę taktu! W głowie mam dwa wątki stąd, o tym, ile kosztuje wybudowanie domu i ile wypada dać na osiemnastkę. Idę przed siebie i kręcę głową z niedowierzaniem, że można być aż tak złośliwym. To o tych, którzy za normę przyjmują obdarowanie chrześnika prezentem wysokości mojej niemal całej miesięcznej pensji. A pracuję w budżetówce, na pełnym etacie. I o tych, którzy kupują nie tylko fugę z najwyższej półki. Ja też kiedyś taką kupiłam i do dziś nie widzę różnicy pomiędzy nią w łazience, a najtańszą w pomieszczeniu gospodarczym. Już nie daję sobie wmawiać, że powinnam wybierać to, co najlepsze, czyli najdroższe. Aż skręca mnie, że ktoś wyrzuca nam, kobietom, narzekanie. Znam przynajmniej dwóch tutejszych mężczyzn, którzy są permanentnie niezadowoleni z życia. I żyją. Na koniec mam banalną konkluzję - wspierajmy się wzajemnie i bądźmy dla siebie ludźmi.
no i co z tego