Tu na forum jest podobnie jak na ulicy. Spotykam rano przed domem znajomą, a ona pyta, czy ten dom kupiliśmy, czy wynajmujemy. Następne pytania dotyczą ceny i naszych zarobków. Ludzie, trochę taktu! W głowie mam dwa wątki stąd, o tym, ile kosztuje wybudowanie domu i ile wypada dać na osiemnastkę. Idę przed siebie i kręcę głową z niedowierzaniem, że można być aż tak złośliwym. To o tych, którzy za normę przyjmują obdarowanie chrześnika prezentem wysokości mojej niemal całej miesięcznej pensji. A pracuję w budżetówce, na pełnym etacie. I o tych, którzy kupują nie tylko fugę z najwyższej półki. Ja też kiedyś taką kupiłam i do dziś nie widzę różnicy pomiędzy nią w łazience, a najtańszą w pomieszczeniu gospodarczym. Już nie daję sobie wmawiać, że powinnam wybierać to, co najlepsze, czyli najdroższe. Aż skręca mnie, że ktoś wyrzuca nam, kobietom, narzekanie. Znam przynajmniej dwóch tutejszych mężczyzn, którzy są permanentnie niezadowoleni z życia. I żyją. Na koniec mam banalną konkluzję - wspierajmy się wzajemnie i bądźmy dla siebie ludźmi.
Konkluzja wcale nie jest banalna. Co do wątków pt. Ile chrześnikowi, ile na komunię to są one całkiem zrozumiałe, nikt nie chce popełnić faux pas, które bliższa i dalsza rodzina będzie latami komentować. A to, że lubimy się chwalić statusem majątkowym i według niego postrzegamy ludzi... no cóż tacy jesteśmy: zresztą to takie łatwe- nie analizować moralności, intelektu, człowieczeństwa drugiej osoby tylko otaksować czego, ile i za ile ma i na tej podstawie wydać opinię: TO JEST KTOŚ... Ale chwalić nie wolno- o co toto to nie. Trzeba wyśmiać, wykpić, ploteczkę soczystą w obieg puścić, bo ci co nie mają są głupi, a ci co mają to pewnie kanciarze. A nam tak źle w życiu: wszyscy dokuczają, kłody pod nogi rzucają... eh
A wystarczy sobie odpuścić tą gorycz, tą zawiść, pesymizm i od razu życie staje się łatwiejsze, od razu słychać, że kosy gwiżdżą tak ładnie i wszystko jest zielone. I burze nas omijają, grad też. Żaden ostrowiecki samolot się nie rozbił;-) zdrowi jesteśmy. I wiem, to co piszę to dopiero jest banał ale to narzekanie naszych krajan wydaje mi się o wiele gorsze. Nigdy nie jest tak źle, by gorzej być nie mogło, bawmy się więc czasem w Pollyannę i szukajmy tych weselszych stron życia.
o rany! a co Ci przeszkadza kto ile komu i dlaczego???Ludzie wypowiadają swoje zdania aTy robisz jak chcesz i w czym problem?
tak maja pytania więc pytaja
a na wesele bys poszedl,zabawil sie,a czy wiesz ile kosztuje taka impreza,mlodym musi sie to zwrocic,nie powinni dokladac do przyjecia weselnego,powinno im jeszcze zostac,dawniej to rozice za wszystko placili,a teraz sami mlodzi.
Ale co to za gadka - jak kogoś nie stać na wesele to niech nie robi . Od kiedy to wesele "ma się zwrócić" - przecież to nie jest biznes , na litość boską tylko święto ! Jak chcę się zabawić to idę na sylwestra i płacę a na wesele idę dlatego bo jak rozumiem młodzi i ich rodzina chcą się ze mną razem cieszyć ze swego szczęścia skoro mnie zapraszają .Na pewno bym nie poszła na wesele , które jest organizowane tylko dlatego , żeby się zwróciło !