Dzięki za odpowiedzi dzwieczyny:) I na pewno napiszę na maila. Ale to już jutro. Wiecie jak to jest....czekamy.....i znowu ciężko. Wkurzamy się..... ale zaraz znowu czekamy, trzymamy kciuki mamy nadzieję..... ech:( Pozdrawiam was serdecznie, oby już za chwilkę nadeszła ta cudna chwila:)
Witaj, NIE JESTEŚ SAMA, ja też wiem jak to jest i doskonale Cię rozumiem. Znam tą frustrację i rozczarowanie co miesiąc. Dla mnie w pierwszych miesiącach leczenia najgorsze było to poczucie bezradności i braku wpływu. No bo przecież robiliśmy z mężem to wszystko, co kazał nam lekarz, co miesiąc była nowa nadzieja, ale efektów nie było żadnych. Pierwszy raz w życiu poczułam, że nie mam na coś wpływu. Do tego jeszcze niektórzy ludzie z naszego otoczenia są tacy beznadziejni ! Najgorsi są kumple, którzy są już ojcami i czasem wyskakują z tekstami typu: "jeśli nie wiesz jak to zrobić to ja ci pomogę" KOSZMAR. No ale nie chwalimy się tym, że się leczymy, bo bardzo trudno nam się z kimkolwiek o tym rozmawia. Niepłodność to choroba i czekamy na dzień kiedy ktoś nas z niej wyleczy.
P.S. apeluję do osób, które są zdrowe i mylą pojęcia - niepłodność i bezpłodność to dwa całkowicie różne pojęcia, rozgraniczajcie je, to bardzo ważne, a ten wątek dotyczy niepłodności.
I ja się podpinam pod wszystkim, co napisałyście. To jest naprawdę straszne doświadczenie życiowe. A co najgorsze, nigdy się nie wie tak naprawdę, czy wszystko kiedyś będzie dobrze. Ja jestem niestety wielką pesymistką i zaraz sobie myślę, że na pewno co najgorsze to mnie spotka bo kogoś przeciez musi:(
I jak na razie niestety się sprawdza. A co do rodziny i znajomych - ja już prawie z nikim nie rozmawiam.Bo po co? Żeby znowu usłyszeć, że na pewno ( jak bym z bogiem rozmawiała:/) wszystko będzie dobrze? Żenada. Wszędzie gdzie się nie pojawię czuć zmowę milczenia:/ A nienawiedzę, gdy ktoś rozmawia o mnie za moimi plecami. Kończę bo to temat bez dna. Pozdrawiam was wszystkie gorąco i wierzę, mimo wszystko, że każdej będzie dane usłyszeć słowo mama:)