pracuje w Ostrowieckiej szkole i spokojnie w szkołach jest naprawdę ciepło. problem mogą mieć dzieci, które maja daleko o szkoły- stanie na przystanku nawet 10 min dla takiego malucha nie jest przyjemne i może zaszkodzić. Nic się nie stanie jak mama nie przyśle jeden dzień dziecka do szkoły -w mieście ten problem będzie jednostkowy.Zwłaszcza, że tylko dziś ma być tak niska temperatura.
Szkoły gdzie większość dzieci dojeżdża podejmą z pewnością właściwe decyzje jeśli sytuacja się przedłuży.
W poprzednich latach takie temperatury utrzymywały się od listopada/grudnia czasem do marca i jakoś nie pamiętam żeby ktoś myślał żeby szkoły zamykać. Temperatura tej zimy niektórych chyba za bardzo rozpieściła i teraz na taki mrozik narzekają. A nawet jakby szkoły pozamykali, to co by dzieci robiły? Pewnie by biegały po dworze, na sankach, bo taki jest właśnie urok zimy.
W poprzednich latach kiedy zimy bywaly nie bylo zbiorczych szkol gminnych (gimnazja i coraz czesciej podstawowki) i nie bylo dowozow. Dodatkowo dawniej dzieci chodzily pieszo do szkoly nawet kilka km i nic sie nie dzialo, nawet w czasie ciezkiej zimy. A dzisiaj jak samochodzik nie dojedzie to dziecko do szkoly nie idzie.
Zgodnie z obowiązującym prawem 14°C to za mało, by móc przeprowadzać zajęcia.
Graliśmy przy takich temperaturach w piłkę i hokeja (no prawie hokeja bo żaden nie miał łyżew :) ) ale teraz bym chyba syna nie puścił na dwór przy tej temperaturze :) .Na górkach Denkowskich się zjeżdżało najciekawiej było w tym miejscu co są teraz schody ^^ choć akurat to nie było najmądrzejsze .Nie lepiej było obok płotu ,większość miała sanki metalowe najczęściej aż dziw że nikt nikogo nie ubił na "skoczni " przy siatce gdzie niejeden się wywalił a następni już jechali .Teraz chyba bym zawału dostał jak by młody tak zjeżdżał :) .
Teraz ludzie robią z dzieci "kaleki". Deszcz pada podjeżdżają prawie pod same drzwi szkoły , bo z cukru i się rozpuści. Mróz, dziecko też pod same drzwi się podwozi, bo zmarznie. Mamusia dziś prawadziła synka ze szkoły na oko 3 kl i co? Niesie mu tornister, a on ledwie kroczy wciśniety w w grubaśne ubrania,(bo do szkoły ma pewnie z 3 km:) i na głowie grubaśna czapka kominiarka i wokoło szalik z 4 razy zakręcony i zasłonięte usta, a tam pożywka dla bakterii, bo wilgoć się zbiera i ciepło od ust.A potem cóż się dziwić, że choruje? Nie, no niektóre mamy i babcie powalają. Jednak przecież stwierdzono, że u nas dzieci są przegrzewane i najwięcej bierze się antybiotyków. My sami na to pracujemy.
Na Kierkucie jeździło się na sankach, nartach i tornistrach w drodze ze szkoły. Budowaliśmy skocznie. Wychodziło się na sanki po obiedzie i do wieczora. Wracałam przemoczona do suchej nitki, miałam byle jakie buty, bo tylko takie były:), stopy miałam mokre i szron na rajstopach. Jak to możliwe, że rodzice mi na to pozwalali i ja żyję do dziś? A na łyżwach jeździłam na stawie 'schaboszczaku", bo ja stara jestem... Przeręble były, trzeba było omijać, sprawdzaliśmy na przeręblu jaki jest gruby lód. Kto pamięta takie czasy?
Ja nie pamiętam schaboszczaka, ale młoda nie jestem :) Ale masz rację. Całe dnie łyżwy na trójce (mrozy też były oj były, lodowisko i miesiąc stało, tylko w czasem dolewała straż wody), sanki w górkach, że o zaspach w zimie stulecia nie wspomnę. A teraz ech szkoda gadać. Wyhodowane dzieci w cieplarnianych warunkach. Sąsiadka nie puścila dziecka do szkoły(z okna widać) bo mróz. Łoj nie wiem kocho żałować dzieci czy rodziców?
Oj to były czasy- górki, super zjazdy, ile razy tam się potłukłam ale nie zamieniłabym je za nic w świecie. Szkoda mi dzisiejszych dzieciaków i młodzieży - gg, nk fb itd...
W klasie mojego syna, gdzie każdy ma rzut beretem do szkoły, wczoraj rodzice nie posłali do szkoły dzieci ok 10. Nie, straszne. Biedne dzieci, najlepiej w domu sie kisić a potem byle co i choróbsko gotowe.
Właśnie jak to dawniej było że nie chorowałam a całe ferie na dworze siedziałam i przychodziłam mokra od śniegu rzeczy na kaloryfer a jak wyschły to dalej na sanki.Kiedyś w zimę wpadłam do rzeczki na Bałtowskiej brat mnie wyciągnął a potem sobie ze dwie godziny łaziłam mokra.....
"- Początkowo ludzie nie chcieli nam wierzyć. Ale gdy się przekonali, chętnych było aż nadto - mówi Leszek Sikora z partii "Racja Polskiej Lewicy", która w niedzielny poranek przy kieleckich bazarach rozdawała... kalesony."
Kiedyś przy -15C, to się do domu nie wracało, portki zamarznięte były że trudno zdjąć, o reszcie garderoby o ile była cała nie wspomnę. Po co ten larum, dzieci grubiej ubrać, nakazać im założyć czapki i rękawiczki bo widzę wielu co nadal wietrzą głowę i do szkoły. Szkoły mamy po termomodernizacjach, więc już nie wieje i nie ma mrozów. Byłem na wywiadówce u dziecka i ciepło w sali mieli, na korytarzach też nie najgorzej.
Po drugie teraz wolne będą musieli później odrobić, a to może być jeden z tygodni ferii i będzie pogmatwane, a przecież nie wszyscy w mieście siedzą. Jak to mówi koleżanka, co nas nie zabije to nas wzmocni.