Ostrowiec Świętokrzyski - Widok na fragment miasta

Ostrowiec Świętokrzyski www.ostrowiecnr1.pl

Szukaj
Właściciel portalu


- Reklama -

Logowanie

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
Zaloguj się, aby zbaczyć, kto jest teraz on-line.
Aktualna sonda
Czy w Ostrowcu Św. powinno się zlikwidować straż miejską?
Aby skorzystać
z mailingu, wpisz...
Korzystając z Portalu zgadzasz się na postanowienia Regulaminu.

Międzymorze - szanse i zagrożenia

Ilość postów: 81 | Odsłon: 4018 | Najnowszy post
  • Międzymorze - szanse i zagrożenia

    Realna polityka, czy tylko mrzonki?

    Ciemniak13
    Zgłoś
    Odpowiedz
    • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

      1. USA jako państwo dominujące - tak, ale to już nie jest ten kolos co 20 lat temu. Gdyby był, to właśnie Polski by nie potrzebował, tylko sam narzucał wszystkim swoją wolę. Wielu z moich adwersarzy zarzuca mi proamerykańskość nie rozumiejąc, że tu chodzi o propolskość. Moje nastawienie na opcję Atlantycką nie wynika z emocji, tylko że zwykłego wyrachowania - USA potrzebują nas w Europie dziś jak powietrza. Wykorzystajmy to. Możemy (jak proponują niektórzy) stawiać Amerykanom twarde warunki - tylko, że z Trumpem można łatwo się na takiej strategii przejechać. Próbowała Turcja i została sam na sam z Rosją, która najpierw odciągnęła Ankarę od swoich natowskich sojuszników, a następnie osamotnionym przyłożyła łupnia na pograniczu syryjski-tureckim, praktycznie zmuszając Erdogana do wycofania się z tego terenu z podkulonym ogonem (tak drodzy Konfederaci kończą się sojusze z Rosją).

      Przyjmują więc nasze władze inną strategię - wciągają ich niczym ruchome piaski (tu wspólny interes, tam może wspólna baza, a jak nie, to choć magazyny wojskowe takie jak w Niemczech itp), żeby miały USA z czasem coraz większe poczucie, że w razie czego nie porzucą tylko Polski ale i masę własnych interesów (a to jest dla nich znacznie dotkliwsze niż jakiś tam kraj, który większość Amerykanów nawet nie wie gdzie leży).

      2. Dlaczego Amerykanie mieliby wspierać Polskę? Bo Kościuszko? Pułaski? Nie. Bo od tysięcy lat prawda jest niezmienna : "dziel i rządź". I tu kłania się Friedman - współpraca rosyjsko - niemiecką wzmacnia oba kraje i uniezależnia ich od światowego hegemona (jeszcze).

      W interesie USA jest zatem przeszkadzać jak się da w tej współpracy - co akurat nie jest dla nas niekorzystne. Jeszcze nigdy w naszej historii dobrze nie wychodziliśmy na tym, kiedy oba te kraje ze sobą współpracowały. Dobrze aby o tym pamiętać.

      Od ponad 20 lat, kiedy Niemcy po zjednoczeniu w końcu w miarę uporały się z problemami byłej NRD, budują coś, co już za kajzera nazywane było MittelEuropa. Dla nas jak i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej miejscem i rolą wyznaczoną przez Berlin był wyłącznie rezerwuar taniej siły roboczej produkujący półprodukty na rzecz niemieckiego przemysłu i dostarczający niezbędną ilość surowca jakim jest tani pracownik w procesie produkcji.

      Gość zatem, który pisze, że powinniśmy trzymać się blisko Niemiec powinien zrozumieć, że Berlin nie ma dla nas nic więcej do zaproponowania oprócz tej roli - co prawda nie wszyscy będą tanią siłą roboczą - ktoś musi tym motłochem zarządzać - no i tym nadzorcom da się trochę więcej, pozwoli się żyć im na poziomie (te kilka, kilkanaście procent nie stanowi problemu), tylko po to, aby resztę hołoty ta wyznaczona przez "dominantę" elyta trzymała za pysk i zaganiała do fabryk pracujących na rzecz niemieckiego przemysłu.

      Chyba jednak nieciekawa to perspektywa? Tym bardziej, że funkcjonujemy w niej od prawie 15 lat.

      Wtrącę tylko o tej cywilizacji - czy na zachodzie jest cywilizacją łacińska? Mam poważne wątpliwości. Koneczny pisał raczej (muszę to sprawdzić) opisując Niemcy, że to cywilizacją bizantyjska. Gdzie na zachodzie masz liberalizm? Spróbuj wyrazić tam swoje poglądy, a zostaniesz wyrzucony z pracy lub nawet pójdziesz do więzienia.

      Ale zostawmy to na boku.

      3. Co może dać nam Międzymorze? Niemcy i Rosja i tak są potężniejsze od krajów tworzących ten pakt - owszem. Ale razem stanowią poważniejszą siłę niż osobno. Niemcy przepychają w Europie co chcą, bo za nimi idą zawsze kraje Beneluxu i Francja. Aby zrównoważyć ich głos w UE my musimy mieć podobną grupę - w pojedynkę nic nie zdziałamy, zawsze nas przegłosują.

      To jedna kwestia. Druga - Trojmorze to nie monolit i taki nigdy nie będzie. Węgry czy Czechy będą się trzymali z silniejszym. Jeżeli więc ten projekt nawet nie wypali (bo np. zmieni się w USA prezydent i zwinie z Europy żagle - co jednocześnie oznaczałoby konies światowej dominacji Waszyngtonu), to da nam czas do wzmocnienia swojej pozycji na tyle, żeby stać się atrakcyjnym partnerem dla naszych najbliższych nam sąsiadów - Ukrainy, Białorusi, państw bałtyckich. Dziś wspólne działania tych państw to bardzo odległa perspektywa, ale już pierwsze sygnały poszły w swiat przy pogrzebie powstańców styczniowych w Wilnie - co zresztą wzbudziło wściekłość Rosji zdającej sobie sprawę, że powrót idei Rzeczypospolitej na te tereny, to koniec ich marzeń o budowie mocarstwa lokalnego (o światowym już marzyć nie mogą - tu na tę pozycję zdecydowanie wysuwają się Chiny).

      Idea Jagiellońska niesie za sobą ogromne możliwości, ale i ogromne ryzyko.

      Pytanie więc czy wolimy spokój przy niemieckiej potędze gospodarczej, która nigdy nie pozwoli nam na nic więcej niż na rolę jaką już opisałem wyżej, czy też chcemy sięgnąć wyżej - co może skończyć się też nabiciem sobie guza, gdyż tak jak w XVIII wieku Berlin i Moskwa nie zamierzały spokojnie przyglądać się naszym reformom trzeciomajowym wzmacniającym państwo - tak dziś z pewnością też nie będą stały z założonymi rękami, aby Polska naruszyła ich interesy w tej części Europy.

      A nam (jeżeli chcemy mimo tych zagrożeń sięgnąć wyżej) właśnie do tego potrzebna jest obecność USA, które dają nam przynajmniej wrażenie (jeżeli nie gwarancję) , że sami będziemy wybierać jaką chcemy podjąć decyzję - proniemiecką ("europejską" - spokojna praca półniewolnika), czy projagiellonska - na której możemy nabić sobie guza, ale niesie tez za sobą nowe perspektywy, o których nasz kraj nie mógł marzyć od setek lat.

      Ciemniak13
      Zgłoś
      Odpowiedz
      • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

        Tylko do końcówki

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

          Co do końcówki?

          Ciemniak13
          Zgłoś
          Odpowiedz
        • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 5

          Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

          ...z przyczyn, o których wspomniałam.

          Jedno jest pewne, tylko ludzie wiary, tj. wolni mogą mieć wizje odbiegające od tego co było przez lata forsowane, czyli siedzenia pod jednym, czy drugim butem i to przecież nie w interesie Polski.

          Ta rola państwa półperyferyjnego przestała być dla nas intratna po tych piętnastu latach w Unii. Czas najwyższy wykorzystać szanse i wskoczyć to pietro wyżej ( niech kolejni nowi członkowie unijni robią za "murzynów) i o tę wyższą siłę przebicia powalczyć skoro nadarzyła się nam teraz taka możliwość w ramach rozgrywek wielkomocarstwowych..póki pionki w grze.

          T

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
          • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

            Felice - i tu dochodzimy..... uwaga, uwaga...... werble.... do fundamentów wszystkiego.

            .........

            ........

            .........

            Skąd ten przerywnik? Dla podkleslenia wagi.

            Zastanawiałem się nad tym gdzie tkwią źródła wszystkich podziałów naszego społeczeństwa.

            Właśnie tu - w tej istocie. Poruszamy teraz "jądro" wszystkich "polskich wojenek" - ono tkwi właśnie w charakterze, tym podstawowym problemie jaki nas trapi od chyba samego początku istnienia naszego państwa, że prawdopodobnie być może gdzieś w okresie upadku Imperium Romanum (a może i jeszcze wcześniej - bo przecież spór na temat Słowian cały czas się toczy), nastąpiło wymieszanie jakiś dwóch, a może jeszcze więcej żywiołów, które wzięte za przysłowiową gębę dały początek polskiemu społeczeństwu (zauważ że nie powiedziałem "narodowi", gdyż to zupełnie inna warstwa- wyjaśnienie później) tworząc z czasem twór zwany państwem Piastów czyli Polską.

            W tym "kotle" od już prawie 1.5 tysiąca lat (a może i dłużej - jak mówię, dyskusje trwają), żyją ci podbici jak i ci co podbijali. Kto kogo podbijał? Nie wiem - ci którzy głoszą panslawizm padną trupem na to co napisze, ale czy Słowianie podbijali czy raczej byli podbijanymi? Historia Rusinów i Bułgarów (czy raczej Słowian, których Bułgarzy podbili, a później w tych Słowian się wtopili) dowodzi, że byli podbijani. Ale ich walki z Konstantynopolem i "opanowanie" ziem od Wisły do Łaby ma być dowodem że podbijali.

            A jeżeli nie? Niemcy twierdzą, że Słowianie wyparli Germanów z doliny Wisły, przeszli Odrę i doszli do Łaby po upadku Rzymu.

            Tylko, czy to prawda? Genetycy i antropolodzy dowodzą, że Słowianie i Germanie rozdzielili się około 5 tys. lat temu. Gdzie, i w jaki sposób? Czy kultura łużycka to byli Słowianie czy Germanie? A Biskupin?

            Uffff.... Już wracam do sedna..... Jeszcze tylko jedno zdanie.... Jest też pogląd że Attylla, wódz Hunów był tak silny ponieważ sprzymierzyli się z nim właśnie Słowianie....

            Z drugiej strony jeżeli ci Słowianie tacy bitni do dlaczego na zachodzie słowo Słowianin stało się synonimem niewolnika? Praga była jednym wielkim targowiskiem sprzedaży słowiańskich niewolników. Przypuszcza się, że podobne źródło dochodów stanowiło podstawę skarbca pierwszych Piastów.

            Mamy zatem w tej części Europy same sprzeczności - z jednej strony bitni, podbijają pół Europy, a z drugiej dają się tak łatwo podbijać i zapędzac na powróz innym. Skąd ta sprzeczność? Może właśnie z tego wymieszania kilku źródeł tego naszego (i innych ludów słowiańskich) społeczeństwa.

            Już wracam do meritum - czy chłop pańszczyźniany w Koronie, na Rusi, Litwie, Pskowie, Nowogrodzie i Moskwie nie ma podobnej mentalności według ciebie? Wszędzie jest taki sam - dający się łatwo zniewalać, posłusznie wykonujący polecenia i będący biernym wykonawcą nakazów. Jego rolą jest trwanie. Czasami na tym wygrywa - Waregowie wtapiają się w słowiańskie morze i stają się częścią tego "morza", Bułgarzy identycznie. A czasami jak nad Łabą, przeciwnik jest na tyle potężny, że to on "przeflancowuje" ich na swoją stronę - choć siła trwania niektórych jest naprawdę imponująca - jak słucham radia Budziszyn to nie mogę pojąć, jak im przez tysiąc lat bez własnej państwowości, będąc pod germańskim butem, udało się tyle przetrwać? (chodź dziś to już ledwie około 60 tys. osób przyznających się do Serbo-Łużyczan).

            To trwanie i akceptowanie obcej władzy pozwala mu jednak, jak w przypadku Wschodu, na ostateczne zwycięstwo. Jego siłą jest czas. I spokój. Święty spokój. Obcy ich dziś podpija, a jutro jego wnukowie stają się częścią ich. Czy tak nie jest z tronem moskiewskim? A my i Jagiello? Litwin. A jego wnukowie niby Litwini dalej, ale ostatni z nich Zygmunt August o czyj interes dbał narzucając Litwinom Unię Lubelską?

            Więc tu może tkwi źródło naszych podziałów - że jesteśmy wymieszani z różnych szczepów - jedni godzą się na bycie pod butem (bo w ich duszach akurat odzywają się geny tych przodków), a inni potrzebują wolności niczym powietrza (bo akurat w nich inne geny przejęły górę). I to nie jest tak, że kogoś chcę teraz zdezawuować, że jak ty z rodziny Kowalskich to taki, a jak ty z Wiśniewskich to taki. Nie, bo te podziały idą po rodzinach. Jeden brat będzie taki, a inny absolutnie inny. I mimo, że ojciec i matka ci sami, to jednak okazuje się, że każdy z nas zewnętrznie inny. Ale i wewnętrznie. Czyli że inna kombinacja genów miała na nas wpływ - a zatem od jednego dziadka mamy to, a od drugiego tamto.

            A skoro jeden chce świętego spokoju, to jakich wyborów dokonywać będzie? Tych nie ryzykownych - czyli starczy co tam z pańskiego (niemieckiego) stołu skapnie i dobra. Byle trwać.

            A drugi znów chce wolności i za nią jest gotów nawet guza sobie nabić. Chcę przywódców, którzy sprawią że świat stanie przed nimi otworem, chce poczucia dumy, siły, energii. Nie chce trwać. Chce zmiany. I ten drugi dokonywać będzie wyboru, który mu otworzy do tego drogę - atlantyckiego (amerykańskiego).

            I tu jest fundament wszystkich naszych podziałów - ten za PiS bo wolność. Tamten za PO, bo święty spokój. I tak dalej i tym podobnie.

            Kto wygra? Zobaczymy. Ale dziś to my Polacy (jedni jak i drudzy) będziemy o tym decydować. A nie Berlin czy Moskwa. I ci którzy wolą święty spokój niech również docenią, że mają taką możliwość.

            Ciemniak13
            Zgłoś
            Odpowiedz
            • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

              *choć dziś to już ledwie 60 tys.

              *nieryzykownych

              Ciemniak13
              Zgłoś
              Odpowiedz
              • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                Ciemniak...mam prośbę. Wiem, że lubisz dzielić swoje wypowiedzi na kilka aktów. Jeśli i tu tak planujesz, to zanim to nastąpi proszę o przerwę techniczną, bo bardzo chcę nawiązać do tej części twojej wypowiedzi, a blokuje mnie "2×g"...i to bardzo.

                Felice123
                Zgłoś
                Odpowiedz
            • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 9

              Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

              Werble już ucichły choć w uszach ciągle wybrzmiewają dzwięki membrany utkanej przez ciebie z histiorii Słowian (i nie tylko) przeanalizowanej przede wszystkim - w dużym skrócie -  przez  pryzmat genów, jak pisałeś - z wieloma niewiadomymi.

              Co wybrzmi po drugiej stronie pola  tej słownej wymiany myśli?

              Nie trudno masz się domyślić, zwłaszcza, że - pewnie nie bez kozery- kończyłeś swoją wypowiedź frazą o "świętym spokoju" zostawiając mi niejako pewne przedpole, które postaram się zapełnić.

              Co więc słychać po tej drugiej stronie:

              Bynajmniej nie Wyspiańskiego treści:

              "Cóż tam, panie, w polityce?

              Chińcyki trzymają się mocno!?

              lecz...

              Po kolei:

              Jestem oczywiście pod wrażeniem twojej wiedzy historycznej,  do  której nie mogę  nawet nawiązać poszukując jakiejkolwiek  szczeliny, przez którą mogłabym się przecisnąć, a mimo to nie  czuję się zdeprymowana. Nawet w totalnie   wypełnionym obszarze dyskusji przez jedną stronę, potrafię znaleźć ten wąski przesmyk i idąc za światłem (własnej myśli) z niego przebijającym, kontynuować tok dyskysji uzupełniając treści tym, co w mojej ocenie wydaje mi się istotne, choćbym jeszcze i nawet nie czuła  do końca,  na czym ta nowa jakość ma  polega...tak jak w tym przypadku. Mamy czas, by to odkryć rozmawiając dalej (gdy okoliczności/obowiązki  pozwolą). Może - jak już bywało w naszych rozmowach- ta istotność, na końcu, sprowadzi się do wzajemnego przeniknięcia się męskiego i kobiecego sposobu odkrywania prawdy o rzeczywistości. W końcu przecież w takiej właśnie komunii - w zamyśle Boga - ludzie ten świat mieli eksplorować.

              Bardzo to ciekawe, co napisałeś. Starałam się jak mogłam, ogarnąć ten cały ogrom informacji podanych przez ciebie   na talerzu (dziękuję za tę formę) w sposób mistrzowsko zwięzły. Jak zwykle-  to,  co najciekawsze dla mnie, znajduje się na końcu twojej  wypowiedzi.

              Na początek, powiem coś, co dla ludzi żywej wiary, jak myślę,  wydaje się oczywistością, zaś dla tych, którzy wiarę sprowadzili tylko do pewnych religijnych rytów wynikających z tradycji, już niekoniecznie, a co więcej - może wydawać się nawet sprzecznością, a mianowicie....

              ŚWIĘTY SPOKÓJ NIE JEST MOTTEM ŻYCIOWYM LUDZI ŚWIĘTYCH...DĄŻENIE DO JEGO UTRZYMANIA WYKLUCZA POZNAWANIE PRAWDY/BOGA, GDYŻ TO POZNANIE JEST MOŻLIWE TYLKO DZIĘKI WIERZE, KTÓRA JEST DYNAMIKĄ...JEST DROGĄ/ NIEUSTANNYM POSZUKIWANIEM WOLI BOGA W KOLEJNYCH FAKTACH ŻYCIA.

              Wypada tu szybko dopowiedzieć kim jest człowiek święty, bo już słyszę to "święte oburzenie" "letnich", którzy może nawet gotowi są tu i znak krzyża wykonać na swoim ciele we wiadomym geście , a w swoje usta włożyć źle zrozumiany przez nich zwrot: "Bój się Boga Felice...bluźnisz". Nie...nie bluźnię. Pewien ksiadz - niegdyś jednej z ostrowieckich parafii powiedział, że człowiek święty to taki,  który rozeznaje czego chce od niego Bóg.

              Nic nie poradzę, że ten podkreślony przez ciebie "ŚWIĘTY SPOKÓJ" wybrzmiał w mojej głowie dosyć mocno i to nie tylko - stricte w kontekście tematyki tego wątku, ale mojego życia zarówno do, jak i  od  momentu, w którym drastycznie ze świętym spokojem w moim życiu należało skończyć w imię wyższego celu, a tym okazała się być konieczność obrony w zlaicyzowanym świecie  godności dziecka Bożego zarówno na płaszczyźnie prawdy, jak i wolności.

              Skoro wierzę, że jestem stworzona na obraz i podobieństwo Boga, to do właściwości mojego bytu, jako osoby także duchowej, należy zarówno rozumność, jak i wolność, a skoro Bóg do wolności nas stworzył, to jak mogłabym chcieć dla swojego dobra (skoro chcenie jest wyrazem wolnej woli) siedzieć pod "butem" innych, gdy prawdą zadaną  rozumowi ludzkiemu jest to, że panowaniu człowieka zostały poddane tylko byty od niego niższe, a nie drugi człowiek. A skoro tak, to tylko takie urządzenie relacji międzyludzkich ( także na płaszczyźnie międzypaństwowej) jest prawdziwe ( i jednocześnie dobre dla człowieka, skoro to co Bóg stworzył i urządził w Bożym porządku rzeczy, dobre dla człowieka miało być), które jakiekolwiek panowania jednych nad drugimi minimalizują, eliminują, czy też do nich nie dopuszczają. Czy - gdy analizując za pomocą rozumu rzeczywistość w procesie odkrywania o niej prawdy (a nie tylko przyjmując za pewnik to, co jest zastałe/zasiedziałe/ułożone według jakiegoś tam  ładu zakładającego dominację jednych nad drugimi podawanego jako coś niezmiennego i dobrego dla wszystkich jego uczestników), ustalimy, że ta rzeczywistość odbiega od zamysłu Bożego porządku ( a więc z jakichś powodów dobra dla nas nie jest), możemy chcieć - jako ludzie wiary - tkwić w źle, tj. pragnąć dalej posiadać, w łańcuchu zależności, status  niewolnika jadającego z pańskiego stołu okruchy i to pomimo ciężkiej pracy wykonywanej osobiście?  Skoro człowiek - jako obraz Boga- jest zdolny do samostanowienia i w tym stanie rzeczy jest suwerenem panującym nad widzialnym światem w odniesieniu do bytów od niego niższych, to podstawą tego jest panowanie samemu sobie będące wyrazem wolności. Dlaczego jednak jedni tak łatwo rezygnują z panowania samemu sobie nie chcąc nawet spróbować wprowadzenia mechanizmów, które taki większy poziom samostanowienia są w stanie im umożliwić?

              Jedna z maksym łacińskuch mówi: Nihil volitum nisi praecognitum, tj. tłumacząc: Czego nie poznasz, tego nie zapragniesz. Mając na uwadze to, co wyżej napisałam o rozumowym  poznaniu prawdy o rzeczywistości i wolnej woli umożliwiającej wybór dobra w tejże samej rzeczywistości, oznacza to, że tylko ci, którzy prawdę poznają, mogą dokonywać świadomych wyborów w akcie woli do tego dobra prowadzących....stąd to: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli."

              Oznacza to, że wszelkie dążenia człowieka zmierzające do istnienia/zaprowadzenia Boskiego porządku rzeczy mają dać mu wolność w pełnym aspekcie. Ceną jednak tej wolności jest ....uwaga, uwaga ... porzucenie tego, w czym człowiek żyjący dotąd bez Boga/nieznający prawdy upatrywał swojego szczęścia....czyli wyruszenia w drogę, a więc porzucenia świętego spokoju...czymkolwiek, czy też - przez kogokolwiek, ten spokój dotąd byłby gwarantowany.

              W kontekście strategii geopolitycznych będących domeną męskiej aktywności, już słyszę ten kobiecy głos kierowany w zaciszach domowych w kierunku mężczyzn mających wpływ na wielką politykę...tak głos matek, jak żon czy też tylko narzeczonych: uważaj, nie ryzykuj, nie warto, bo stracimy, nie wychylaj się, siedź cicho, itd....Oczywiście to wszystko dotyczyć może i bardziej prozaicznych spraw z zakresu indywidualnych związków damsko- męskich.

              Rolą mądrej kobiety, a za takie uważam tylko te, które współpracują z Bogiem (źródłem mądrości) w czasie, gdy ich mężczyźni współpracując z naturą zabiegają o lepszy (nie mówię idealny) byt dla swojej rodziny (lepszy w znaczeniu bytu zbliżającego się do tego, który ułożony według Bożego porządku, zakłada brak panowania jednych nad drugimi, bo tylko taki, na dłuższą metę jest dobry), jest najpierw dać wiatru w skrzydła swojemu mężczyźnie (czasami musi być to poprzedzone jeszcze szeregiem kobiecych zabiegów mających na celu wypchnięcie mężczyzny z fotela i kapci), a potem pomachać mu tylko "chusteczką" na progu domu wyprawiając go do "zapasów".

              Wracając teraz do tego drastycznego porzucenia przeze mnie świętego spokoju w imię obrony godności dziecka Bożego...

              Po 10 latach od tamtych zdarzeń nie jestem w stanie zrobić żadnego bilansu i raczej nie biorę się nawet za to, bo tego bilansu dokona inny "księgowy"...ten, który zapyta, co zrobiłam z tymi dwoma podstawowymi  talentami (rozumem i wolną wolą), które otrzymałam. I biada będzie tym, którzy  niestety, ale je zakopią w imię.....uwaga, uwaga....świętego spokoju właśnie.

              Dlaczego?

              Dlatego, że ten święty spokój to nic innego, jak oznaka letniości, a Bóg jak wiemy - letnich wypluwa ze swoich warg na jakimś tam etapie dziejowości historycznej i odbywa się to zarówno na płaszczyźnie jednostki, jak i organizmu państwowego (z jednostek przecież złożonego). Bóg zaś, jak wiemy, posługuje się tutaj jednostkowymi ludźmi, jak i szerszymi organizmami (państwowymi) w skład których ci ludzie wchodzą.

              Gdyby nie zmiana w naszym kraju tych, którzy nim sterują i otwarcie przez nich Polski na szersze horyzonty dziejowości w układach geopolitycznych (zobacxymy, co z tego wyjdzie), aż boję się pomyśleć na ile sposobów przeżuli by nas jeszcze w swojej "gębie" tak Rosja, jak i Niemcy i jakim procesom trawiennym byśmy zostali poddani jako "letnie" mięso, by na końcu ten skonsumowany "paw narodów i papuga" przyjął postać nic nieznaczących już resztek.

              Felice123
              Zgłoś
              Odpowiedz
              • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                Święty spokój to ulubione powiedzenie tych co to nastawieni są na trwanie.

                "A dajta wy mnie święty spokój z tą polityką!"

                "Ludzie chcą świętego spokoju, a nie ciągle słuchać tych waszych kłutni" (to częste stwierdzenie adresowane do polityków - bo nie ważne kto ma rację, i gdzie leży prawda. Ważne, aby nie przemęczać nazbyt tych biednych ludzi przed telewizorami :

                "- Panie, une się ino kłucu

                -A kto ma rację?

                - A cholerna ich wie. Jeden mówi tak, a ten drugi siak.

                -Czyli, któryś musi kłamać. Nie starał się Pan nigdy docieć, który z nich mówi prawdę, a który kłamie?

                - A daj mi panie święty spokój. Nie mam co robić tylko ich pierdołami się zajmować ".

                I tak ten ludek od "świętego spokoju", umeczony myśleniem, idzie do lodówki po kolejną puszkę piwa, zdenerwowany że ktoś próbuje wymagać od niego zaangażowania w sprawy wspólnoty jaką jest państwo.

                Tak jakby te "głupie redaktory" same nie mogły powiedzieć, że jest tak i tak i już. I człowiek by wiedział jak jest. A tak tylko namącą człowiekowi w głowie, że już nie wiadomo, czy to od tego piwa w tej głowie się kręci, czy od tej kłutni tych polityków.

                Dlatego dajta mi do cholerny świnty spokój!

                I ten świnty spokój to takie samo powiedzenie, które nie ma nic wspólnego ani że świętym, ani z pokojem jak:

                "O mój Boże! Co żeś ty zmajstrował?!"

                "Matko Boska! Posprzątaj zaraz ten bałagan! Goście dziś przyjdą!"

                "Jezuuuu! Widziałeś?! Ale dupa".

                Choć i tu laicyzacja postępuje i wszystkie te trzy określenia przywilujace Boga, Matkę Boską i Pana naszego Jezusa Chrystusa zastępowane są coraz częściej przez jedno słowo na "k", oznaczające niegdyś panią posiadająca licznych "sponsorów".

                I nie wiadomo tylko, czy to dobrze czy źle, że i tu nam się język laicyzuje, choć przecież może i powinno się cieszyć - wszak wzywanie Pana Boga swego nadaremno jest grzechem. Więc może teraz ludzie stają się w ten sposób mniej grzeszyć? Albo - co też nie należy wykluczyć - boją się, czy w końcu Ten, którego tak mimowolnie przywołują, nie przyjdzie i zajrzy im w ich "kajeciki" życia, co też tam w nim nabazgrali.

                Cdn.

                Ciemniak13
                Zgłoś
                Odpowiedz
                • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                  A ceraz co to tej równości.... Mówi się, że przed Bogiem wszyscy równi... Choć trzeba tu chyba co nieco wspomnieć o św. Tomaszu z Akwinu.

                  Ale zanim to zrobię znów zahaczę o historię.

                  Ludzie walczyli ze sobą, wojowali, zabijali się a nawet i organizowali czystki etniczne (i w Starym Testamencie znajdziemy o tym mnóstwo dowodów).

                  Ktoś się bogacił, kto inny mu zazdrościł. Ktoś chciał zostać władcą, a kto inny tej władzy bronić.

                  I mimo, że historia pełna jest miejsc i dat krwawych bitew, to jednak do czasów rewolucji społecznych jak i tych technologicznych (a może raczej kolejność winna być odwrotna i wytłumaczę zaraz dlaczego), śmierć nie zbierała takiego żniwa jak później.

                  Jak jeden władca chciał wziąć się za łby z drugim, to zbierali drużynę, szli nad jakąś polanę i tłukli się tak długo, az jeden się zmęczył lub stracił w skutek strat dalszą ochotę do walki.

                  A tymczasem bardzo często okoliczne pospólstwo właziło na drzewa i patrzyło z rozdziawioną gębą, jak to tam te pany się leju. A kto wie, może i o kurę, albo o prosiak zakłady były, kto kogo w tej bitwie pokona.

                  Zapyta się ten i ów - ale jakże to? Tam bili się Polacy z Krzyżakami, a oni tak na gałęziach siedzieli? Nie biegli pomagać?

                  W sporej części bitew, te toczone były pomiędzy rycerzami, a chłopstwo traktowane było niczym inwentarz.

                  Pan na włościach często spisywał (ten znamienitszy) "Mam 14 wsi, i dwie setki koni". Inny mniej zamożny wyliczał "dymy", a taki typowy przedstawiciel stanu rycerskiego zazwyczaj prawił, że ma siedem koni, osiem krów, trzy woły, piętnastu chudopachołków i innego pomniejszego dobra.

                  Kiedy więc jeden władca pokonywał drugiego, przejmował jego "inwentarz" i życie toczyło się dalej.....

                  Cdn

                  Ciemniak13
                  Zgłoś
                  Odpowiedz
                  • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                    Małe wyjaśnienie

                    Nie chodziło mi o rówmość w sensie matematycznym...każdemu po równo (to mrzonki ideowców socjalistycznych) sprzeczne z Bożą ideą. Bóg wszak nie każdego obdarzył po równo "talentami", ale każdego z tego, co otrzymał, rozliczy sprawiedliwie z punktu widzenia niezaprzepaszczenia potencjału...czy wykorzystano możliwości wiążące się z tym potencjałem, jaki by on nie był. Po prostu, szanse trzeba wykorzystywać, a nie dla świętego spokoju "zakopywać" kierując się złymi instynktami, przyzwyczajeniami, itp.

                    Felice123
                    Zgłoś
                    Odpowiedz
                  • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 13

                    Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                    To, że nie powinniśmy oddawać "pola" (państwa) w ręce "chudopachołków", którzy - tak jak dawniej - tak i teraz siedzą z założonymi rękami i obserwują wielkich graczy i to na dodatek z rozdziawoiną gębą, jest dla mnie oczywiste. Obserwatorzy nie będą uczestniczyć w podziale łupów i nikt z nimi liczyć się nie będzie, a co więcej, sami staną się łupem.

                    Felice123
                    Zgłoś
                    Odpowiedz
                  • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 14

                    Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                    ... Oczywiście taki sposób prowadzenia podbojów odpowiedni był dla naszej części Europy. Wynikało to z dużych przestrzeni Niziny Wschodnioeuropejskiej i ich małego zaludnienia.

                    Nie warto było zatem wybijać miejscowego "inwentarza", którego nie można byłoby szybko zastąpić innym materiałem ludzkim.

                    Wiedzieli o tym Waregowie, Litwini, Bułgarzy, ale i też Polanie i Czesi (i Mongolowie, którzy podbijali Ruś - o czym było w przytoczonym kilka dni temu artykule) .

                    Zupełnie inaczej miała się rzecz na Zachodzie.

                    Tu łatwa dostępność do surowca jakim jest człowiek w procesie produkcji (wtedy w większości związanej z rolą) pozwalała na stosowanie innej metody. Pierwsi doświadczyli tego Słowianie Połabscy. Podbici przez Niemców próbowali "trwać". I choć ta metoda przez wieki pozwalała im na przeżycie, to jednak zasób ludzki Słowian na tym terenie się kurczył. Powodem był inny sposób podpoju prowadzony przez najeźdźców - tu nie tylko, że nie oszczędzano "inwentarza" podczas utrwalania władzy niemieckiej, ale mając za Łabą wystarczające zasoby ludzkie żywiołu germanskiego uzupełniano nim i zagęszczano tereny podbite, powodując zmiany etniczne na terenie pomiędzy Łaba, a Odrą, a z czasem i dalej na wschód.

                    Oprócz zatem władzy niemieckiej, również ludzki element produkcji rolnej (o zakładanych miastach nie wspominając) stawał się podstawą germanizacji tych ziem - a Słowianie chcą nie chcą musieli albo się przeflancowywać, albo trwając godzić się z tym, że zawsze przez nowych gospodarzy będą traktowani gorzej (stąd już tylko pozostałości od Cottbus po Bautzen żywiołu słowiańskiego - reszta postanowiła stać się bardziej germańska od samych Niemców - stąd ten największy szowinizm w landach wschodnich (cechą charakterystyczną u przeflancowanych - pisał o tym np. Ziemkiewicz, że tym który najbardziej w skolonizowanej Afryce nienawidził czarnych tubylców, był kapral-murzyn, który wierzył, że im bardziej nienawidzieć będzie "czarną hołotę" tym sam stanie się szybciej cywilizowanym "prawie białym").

                    Zresztą identyczny mechanizm wprowadzili na terenach podbitych Prusów Krzyżacy, a później elektorzy brandenburscy a na końcu Otto von Bismarck - i to tak skutecznie, że bardziej zajadłych nazistow od potomków Mazurów nie miałeś w całych Niemczech...

                    Cdn

                    Ciemniak13
                    Zgłoś
                    Odpowiedz
                    • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                      Widzimy więc, że historia pełna jest walk, przelanej krwi, nienawiści, klęski jednych i zwycięstwa drugich.

                      A mimo to, dopiero wiek XX i poprzedzające go wydarzenia Rewolucji Francuskiej zmieniły oblicze świata na jeszcze gorszy, krwawszy niż dotychczas.

                      Tu już "inwentarza" nikt nie szczędził - najpierw stał się on elementem pola walki, a później jego ofiarą.

                      Aby lepiej przybliżyć myśl, musimy przyjrzeć się zmianom wyposażenia uczestników pola walki.

                      Przez cały okres średniowiecza władca opierał swoje panowanie na wąskiej grupie rycerzy (całego polskiego "wojska" w bitwie po Grunwaldem - nie licząc Litwy - było maksymalnie dwadzieścia tysięcy ludzi).

                      Rycerz to była kosztowna "zabawka" - opancerzenie, broń, koń i pełne wyposarzenie kosztowało niemałe pieniądze. Poza tym, aby nie polec w pierwszej lepszej potyczce musiał on przez lata ćwiczyć fechtunek i cały czas go doskonalić. Ale kiedy już przyszło mu stanąć na ubitym polu - stawał się maszyną do zabijania.

                      Siłę uderzenia konnicy mogła zazwyczaj w tamtych czasach powstrzymać tylko inna konnica - o tym zapomnieli po okresie średniowiecza przedstawiciele państw wchodzących z nami w konflikty zbrojne w wieku XVI i XVII, kiedy przychodziło im odczuć na własnych karkach siłę uderzenia polskiej konnicy zwanej husarią.

                      Ale wróćmy do średniowiecza - tak potężnej ścianie stali nie był wstanie przeciwstawic się żaden przeciwnik, a w szczególności "inwentarz", który tu czy tam nazbyt przyciśnięty podatkami, próbował w rozpaczy, chwytając drewniane widły skierować je przeciw swemu ciemieżycielowi i jego zbrojnemu ramieniu.

                      Zazwyczaj, jak to zwykle bywa, buntujący się "inwentarz" był przykładnie karany.

                      Poza tym, drugą kwestią był brak wyszkolenia - ówcześni rycerze byli niczym dziś najlepsi żołnierze Specnazu, czy innej jednostki specjalnej, która uczy jak zabić człowieka na 150 sposobów. Zwykły człowiek z ulicy nie ma z nimi żadnych szans.

                      Podobnie było wtedy - tu uzbrojony od stóp po czubek głowy rycerz, od dziecka szlifujący i doprowadzający do perfekcji sztukę walki, a z drugiej strony chłop, często z drewnianymi widłami, dla którego szczytem możliwości była bójka w karczmie.

                      I ta różnica pomiędzy nimi to był właśnie ten osławiony i nieraz przytaczany przeze mnie "duch czasu".

                      To ta zbroja, to wieloletnie wyszkolenie w walce decydowało o strukturze społecznej tamtego okresu.

                      Rolą rycerza było walczyć, rolą "inwentarza" pracować na rzecz króla i jego drużyny.

                      Ale pod koniec średniowiecza, zaczął w Europie pojawiać się proch. Początkowo nie odnosił on większych sukcesów na polach bitewnych - nawet jak wszyscy pamiętamy w bitwie pod Grunwaldem, był bardziej ciekawostką, nowinką techniczną, niż bronią, która mogła rozstrzygnąć losy wojny.

                      Ale ludzka inwencja nie próżnowała. Pojawiły się arkebuzy, a później muszkiety. Im były doskonalsze, tym miały coraz większy wpływ na pole bitwy.

                      Stal nie chroniła już przed kulą, której siłę rozpędu nadawał wybuch małego ładunku czarnego prochu zgromadzony w lufie.

                      Wieloletnie nauki władania mieczem również stawały się coraz mnie przydatne, gdy stojący o kilkadziesiąt metrów przeciwnik z muszkietem w dłoni jednym pociągnięciem spustu rozstrzygał los walki na swoją korzyść.

                      Szybko rysującą się zmianę na polu bitwy dostrzegli władcy, którzy zrozumieli, że nie muszą być już zależni od grupy rycerstwa i mogą ich zastąpić zwykłym chłopem, który po kilkumiesięcznym przeszkolenie mógł być równie skutecznym elementem machiny wojennej państwa, jak wcześniej przytaczany tu rycerz.

                      "Inwentarz" więc zaczął pełnić podwójna rolę - mógł pracować, pomnażając bogactwo władcy, jak i walczyć, gdy nastała taka potrzeba.

                      A, że "inwentarza" więcej jest niż kiedykolwiek rycesrstwa to i dla sprawnie działającego państwa wystawienie 100 tysięcy żołnierzy nie stanowiło już najmniejszego problemu.

                      Jak jednak niebezpieczną puszkę Pandory dzięki temu otworzono, miał się wkrótce jako pierwszy przekonać król Francji Ludwik XVI.

                      Cdn

                      Ciemniak13
                      Zgłoś
                      Odpowiedz
                      • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                        Widzę, że wypłynąłeś na szerokie wody, by kreślić horyzont patrzenia na sprawy projektu Międzymorza. :))

                        Felice123
                        Zgłoś
                        Odpowiedz
                      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 20

                        Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                        Oparcie swojego ramienia zbrojnego na dotychczasowym "inwentarzu" musiało przynieść opłakane skutki dla rządzących.

                        O ile wcześniej łatwo było obdarzyć bogactwem nieliczną grupę społeczną jaką byli rycerze (kilka procent całego społeczeństwa), która w zamian za udział w zyskach wyciskanych z "inwentarza" pilnowała porządku, o tyle przekazanie tej roli samemu "inwentarzowi" musiało skończyć się katastrofą.

                        Uzbrojone chudopachołki z racji swojej liczebności nie mogły być "obarczone" podobnymi przywilejami jak wcześniej rycerstwo - żaden system ekonomiczny tego by nie wytrzymał. Zatem nie byli oni zainteresowani utrzymywaniem dotychczasowego stanu rzeczy i kiedy tylko wybuchły pierwsze niezadowolenia z rządów suwerena, odwrotnie jak rycerze, nie skierowali swej broni przeciw "inwentarzowi" z którego sami się wywodzili, ale obrócili ją w kierunku tego, który tę broń do ręki im włożył.

                        I tak skończyły się rządy Ludwika XVI, który ostatecznie wylądował na szafocie.

                        Reasumując, okazuje się, że ten "duch czasu", który zmienił w społeczeństwach dotychczasowy układ sił i przewrócił do góry nogami cały system władzy, to nic innego jak proch (i dlatego pragmatyczni Amerykanie, rozumiejąc, że nie piękne deklaracje tylko namacalne "fakty" są podstawą otaczającej nasz rzeczywistości, tak bronią wolnego dostępu każdego obywatela do tego "wolnościowego ducha czasu" jakim jest proch).

                        Inne trony, które próbowały wyciągnąć naukę z francuskiej lekcji, albo wybrały model brytyjski (odsunęły się w cień oddając władzę dobrowolnie inwentarzowi i ograniczając swoją rolę jedynie do funkcji ceremonialnych - Hiszpania, Dania, Holandia, Szwecja, Norwegia), albo próbowały wprowadzić silniejszą dyscyplinę i powszechną militaryzację, co tylko dolało benzyny do ognia i po ponad stu latach zdmuchnęło ich władzę niczym płomień ze świecy (Prusy, Austro-Węgry, Rosja).

                        Cdn

                        Ciemniak13
                        Zgłoś
                        Odpowiedz
                        • Odp.: Międzymorze - szanse i zagrożenia

                          Obalenie monarchii absolutystycznych nie przyniosło jednak upragnionego szczęścia "inwentarzowi", bo nie mogło.

                          Pomimo teorii marksistowskich (które rozpoznając w częściowo słuszny sposób źródło problemów ludzkości - wyzysk ekonomiczny znikomej liczby posiadaczy i doprowadzanie do nędzy całej reszty - wskazały jednak błędne rozwiązania, które miały przynieść już wkrótce ludzkości opłakane skutki) głoszących, że ludzkość ma możliwość zbudowania na Ziemi raju, teoria ta okazała się w praktyce nie do zrealizowania. Wybicie arystokracji (jak w przypadku Rosji bolszewickiej), czy rozparcelowanie ich majątków (jak w pozostałych innych krajach chcących wprowadzić zasady państwa socjalistycznego), nie wpłynęło w sposób znaczący na poprawę losu "inwentarza".

                          Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta - żeby ktoś był bogaty, inny musi być biedny. Dysproporcja majątków pomiędzy ludźmi, sięgająca więcej niż kilkaset procent, nie wynika już z pracowitości jednych i lenistwa drugich.

                          Wynika wyłącznie z tego, że zysk wypracowywany przez jednych, staje się w większości własnością drugich.

                          Im więcej osób pracuje na rzecz jednej osoby, tym większe jest jego bogactwo i tym większa dysproporcja pomiędzy ich majątkami.

                          To z czasem wywołuje falę niezadowolenia, wybuchu zamieszek i rewolucji.

                          Wtedy albo dochodzi do krwawego ich stłumienia, albo dotychczasowy ład zostaje zburzony i proces bogacenia się jednych (tym razem jednak już innych niż dotychczas) zaczyna się na nowo.

                          Oczywiście możliwa jest również inna droga - jak w komuniźmie. Czyli wszystkim po równo, według potrzeb. Szybko jednak inwentarz zauważa, że "czy się stoi czy się leży, to tyle samo się należy", więc stojących jest z czasem coraz mniej, a leżących coraz więcej - aż wszystko upada i wszyscy leżący muszą powstać.

                          Wyjście? Nie ma takiego - człowiek nie zbuduje na tej Ziemi raju, ani żadnego idealnego systemu.

                          Więc co robić?

                          I tu przychodzi z odpowiedzią święty Tomasz z Akwinu....

                          Cdn

                          Ciemniak13
                          Zgłoś
                          Odpowiedz
2 posty w tym wątku zostały wyłączone z wyświetlania ze względu na sprzeczność z Zasadami Forum lub czasowo. Możesz wyświetlić wątek wraz z tymi postami.

- Reklama -
- Ogłoszenie społeczne -

- Reklama -

- Reklama -

- Reklama -
- Reklama -
Losowa firma:Dodaj firmę