Obydwoje pracujecie ale to nie znaczy że on sam ma poświęcać się budowie a Ty latasz po imprezach. Nie chciałbym takiej żony.
I dziwić się, że ludziom się do żeniaczki nie spieszy. Jak się poczyta co wypisujecie to po ślubie już tylko praca, obowiązki, koniecznie zaharowywanie się na budowie, zero wyjść, imprez i przyjemności.
I dziwić się, że potem tyle rozwodów, jak ludzie tylko praca i praca, chałupa i gromadzenie kasy... A potem się okazuje, że nie ma nawet o czym rozmawiać, nie ma nawet miłych wspomnień z fajnych chwil razem.
A gdzie wspólne spędzanie czasu na przyjemnościach? Gdzie wspólne celebrowanie radości życia?
13:19 ale ty naiwna jesteś zeby nie powiedzieć co innego.
Życie to nie imprezy a szczęście i radość mozna czerpać na wiele sposobów. My z mężem nie lubimy imprez a czas wolny spedzamy w ogrodzie przy gryllu albo w domu z rodziną,zapraszamy wąskie grono znajomych i świetnie sie bawimy. Jaka mi to przyjemność siedzieć w knajpie i słuchać bełkotu podpitych ludzi a potem po nocy szukać podwózki i sterczeć gdzieś na postoju . No serio sama " radość życia"
No jeśli tylko tak widzisz wspólne wyjścia to współczuję doświadczeń.
My też mamy grono przyjaciół, też czasem urządzamy grilla ale wyjść potańczyć też lubimy. No bo ileż można siedzieć przy tej kiełbasie i gadać ?
A swoją drogą autorka wątku pisze, że jej mąż nawet do rodziny nie chce wychodzić.
Jak to gdzie? Pod mopsem i w szałasie.
Pracuj, tyraj, wypruwaj żyły, żeby postawić wymarzony dom, a ona ci powie, że zły jesteś, bo nie masz siły balowac w weekend. Mam propozycje dla autorki: ty zarób ma budowę, a mąż niech poimprezuje
Tzn jak buduje dom to już w innych dziedzinach nie musi się starać? Dom wystarczy za wszystko w małżeństwie?
To tak jakby żona mówiła " ja Ci sprzątam i gotuję to nie wymagaj ode mnie tych głupich gimnastyk w łóżku jeszcze. Masz dobrze - dom zadbany, obiad na stole to nie narzekaj i nie wymyślaj tylko się ciesz, że masz taką zaradną żonę. Trzeba się ustatkować kiedyś, mamy już dzieci to po co ten seks? "
09.48.Cóż za głębia filozoficznej wypowiedzi:)Niech imprezuje.jej sprawa tylko niech potem nie zakłada wątku "Miałam wszystko i przez imprezowanie straciłam" i oczekuje,ze wszyscy będą jej współczuć i płakać razem z nią.
Gość 09:48, brawo! Dokładnie tak. A mieszkanie mam zawsze ogarnięte i głowa też mnie nigdy nie boli ;) ale czuje jak cała energia ze mnie ucieka, a ja mam raczej taki tempament-petarda.
10.26.xyz-jak jesteś taka "petarda",to może znajdź sobie dodatkową pracę(jeśli w ogóle pracujesz,bo siedzisz na forum całymi dniami).Podobno masz prace biurową to teraz jesteś w pracy????"
Kiedy nareszcie faceci nauczą się że kobieta też ma swoje potrzeby i jeśli nie są one zaspokojone to rodzi się frustracja i niezadowolenie, które narasta potem latami ? Kiedy nauczą się widzieć związek między zadowoleniem kobiety z życia a szczęsciem w związku? Kiedy zrozumieją, że dla kobiety, zwłaszcza młodej i pełnej temperamentu największym szczęściem nie jest mycie podłóg, pielenie ogródka i szydełkowanie ? Kiedy zrozumieją, że tlamszenie kobiety im się po prostu nie opłaca bo jak zabiją w niej radość życia to będą mieli w domu zamiast radosnej dziewczyny, w której się zakochali zrzędliwą i wiecznie niezadowoloną jędzę?
12.09.Niektórzy mężczyźni są jednak strasznie prości w obsłudze.Wystarczy,żeby panienkę, z którą chodzą "nigdy głowa nie bolała"(stary,odwieczny numer na złapanie męża) i już uważają ją za najlepszą kandydatkę na żonę, nie zważając na liczne jej wady, a może liczą,że po ślubie się zmieni.Niestety,nie zmieni się, a jeśli już, to raczej na gorsze, choć nadal ją nigdy głowa nie boli, ale z czasem, to już nie jest takie oszałamiające.Jedno wielkie rozczarowanie i dylemat, co z tym zrobić?Kiedy wreszcie faceci żeniąc się zaczną myśleć głową, a nie zupełnie czymś innym?Jak bierzesz "baletnicę" na żonę,to musisz się przygotować na spektakle "Jeziora łabędziego" co tydzień albo otrzeźwieć i rzucić to wszystko póki nie zainwestujesz ileś tam lat życia,pieniędzy,nadziei,złudzeń, aby potem zostawić wszystko w prezencie i odejść z honorem, gdy nie da się już wytrzymać.
Gość 12.09,popieram w całości.
I dodam od siebie,ze w związku trzeba zawsze dojść do jakiegoś kompromisu jesli jest różnica zdań czy poglądów.
Tak jak w przypadku zalozycielki wątku.Moim zdaniem kompromisem byloby u nich,ze raz mąż ustępuje i gdzieś razem wychodzą,raz ustępuje zona i spędzają weekend razem w domu,np przy lampce wina i dobrej kolacji,lub z popcornem przed telewizorem.Musza liczyć sie nawzajem ze swoim zdaniem i potrzebami.
Oczywiście, że tak. To takie proste, że aż banalne ale jak widać z wpisów w tym wątku i tak zbyt trudne dla większości. Ludzie tu opisują same skrajności, strasznie potępiają to, że kobieta chce wyjść z WŁASNYM MĘŻEM tak, jakby to był jakiś straszny grzech. Zaraz pijaństwo do tego włączają i rozwód.
Jakby same koszmarne teściowe tu pisały....
A dla mnie takie wpisy jak twoje gościu 14:52 to przykład myślenia na poziomie nastolatka. Idź do pracy, często fizycznej, haruj po 12 godzin dziennie, również w weekendy, po to, żeby zapewnić rodzinie i w przyszłości dzieciom DOM. Zobaczymy jak chętnie będziesz biegać po mieście. A już użalanie się na forum i nazywanie sztywniakiem to szczyt niedojrzałości. Też jesteśmy z żoną na etapie budowy własnego domu i pracujemy na nadgodziny, często bierzemy weekendy, by zarobić i jak najszybciej wprowadzić się do własnego wymarzonego lokum. W sobotnie wieczory żadnemu z nas nawet na myśl nie przyjdzie biegać po imprezach, bo marzymy tylko o chwili odpoczynku. Taka sytuacja nie będzie trwać wiecznie, bo domu nie będziemy budować całe życie, ale chyba nawet dziecko to zrozumie i wtedy będzie czas na wyjazdy, wypady, imprezy i intensywniejszy towarzysko tryb życia. Teraz mamy inne priorytety i wg klasyfikacji autorki wątku jesteśmy pewnie sztywniakami, bo po co przejmować się jakąś budową. Lepiej całe życie wynajmować/żyć na garnuszku rodziców/budować ale nie przejmować się, za co się buduje.
Nie jestem nastolatką, we własnym domu mieszkamy z mężem już kilkanaście lat. I z perspektywy czasu widzę, że naprawdę nie ma sensu zaharowywać się na dom i rezygnować w tym czasie ze wszystkich przyjemności. We wszystkim trzeba mieć umiar, w pogoni za dobrami materialnymi też, bo to nie one dają szczęście. My nawet w najgorętszym okresie budowy i pracy oraz zajmowania się małymi wtedy dzieciakami znajdowaliśmy czas na wspólne wyjścia - to były złote czasy klubu Perspektywy i wspomnienia z czasu budowy przeplatają się ze wspomnieniami świetnych zabaw na koncertach.
Umiar, umiar i jeszcze raz umiar we wszystkim. I żeby w pogoni za urządzeniem sobie życia nie zgubić samego życia.
Gość 14:43 czy tak trudno zrozumieć to, że ktoś nie lubi imprezować? I jest mu tak dobrze i jest szczęśliwy? Natomiast męczył by się i zmuszał do imprezowania;) Każdy jest inny. Jedni wolą na dyskotekę czy do baru a inni do lasu lub w góry.
Glupi jest ze taka zone jeszcze trzyma w domu. Pogonilbym juz dawno