wzywaja nas do tamtego swiata bo jestesmy tam potrzebni
"Nasi najblizsi umieraja razem z nami, bo nagle dowiaduja sie ze nie ma ratunku dla osoby która kochaja, ze ona odejdzie a oni zostana bez przyjaciela, meza, zony,czy kochanki'
Olu na raka nikt nie umiera nagle,ludzie chorują od miesiąca do kilku lat.Rodzina ma więc czas na przygotowanie i pogodzenie się z myślą,że już "niema ratunku"...
No chyba,że jest to rodzina tzw. na odległość,mieszka za granicą,czy nie utrzymująca żadnych kontaktów z chorą.
"Ile potem złosci w kims z rodziny, ze ,,zostawił mnie sama ze wszystkim problemami''-czy nie tak jest?"
Bliscy pozostają w złości o problemy,co ty piszesz ? Raczej w rozpaczy,ew. z "pretensjami do Boga",dlaczego akurat tę osobę zabiera,dlaczego w ogóle zabiera ....
Problemy są po to,by je pokonywać,rozwiązywać,a brak ukochanej osoby,podkreślam kochanej, nie zastąpi nic,ani nikt !! Zrozum to !!
Nawiązując do tytułu wątku. Nie każdy,kto ma raka zmienia swoje priorytety.Dlaczego nie wiem.Może dlatego, że nie można sprowadzać ludzi do wspólnego mianownika bo każdy z nas jest inny?