bo to są wieśniaki, wchodzą nawet dzień dobry nie powiedzą, drzwi też nie potrafią zamykać kultura buraków !!!
Więcej niż połowa klientów jest niewidzialnych.Część z nich nie raczy nawet odpowiedzieć na moje dzięń dobry,pomimo,że to oni wchodzą do sklepu.Jest miło jak wejdzie ktoś powie dzień dobry,jeszcze milej jak się uśmiechnie...ale niestety niewielu jest takich klientów.
Ja o kulturze ekspedientek też bym pewnie niejedną napisała. Od razu widać, ze to osoby po podstawówce.
Tak właśnie zwykle jest. Stoją trzy lumpy i obrabiają jeszcze d..pę temu kto wyszedł 5min. wcześniej. Ja ostatnio wybieram markety bo tam uczy sie ogłady sprzedawców, a w małych sklepikach jakby trzoda naprzeciw mnie stała.
A odnośnie kultury...to, czy kulturalne/higieniczne jest krojenie wędliny czy też sera przez ekspedientkę bez rękawiczek (chodzi o dotykanie produktu bezpośrednio gołymi rękoma, gdy np chwilę wcześniej wydawała komuś pieniądze, albo dokrajanie kilku plasterków i przenoszenie je z krajalnicy na wagę właśnie w ten sposób? )
Sklep jest lokalem użyteczności publicznej.Jako klient wchodzę do sklepu po konkretny towar i zależy mi na szybkiej i sprawnej obsłudze. Nie przychodzę do sklepu na pogaduchy, ani w celach towarzyskich. Sympatyczny personel sklepowy może zawsze liczyć na moją życzliwość i dobre słowo. Stwierdzenie "Sklep (...) to miejsce prywatne" wyjaśnia dlaczego w niektórych sklepach klient jest traktowany jak intruz, który wtargnął nieproszony komuś do domu na obiad. Zniechęceni takim zachowaniem klienci omijają takie sklepy z daleka. Dlatego nie dziwmy się kiedy kolejne sklepiki bankrutują, znikając w niebycie .
Ja się zawsze czuję zażenowany, kiedy stojąc w kolejce do kasy muszę wysłuchiwać "a gdzie to beła, co robieła, co kupieła" wypowiadanego przez komóreczkę. Najczęściej schemat jest taki: dwudziestoletnia "pindzia" ze swoim Samsungiem, lub innym wynalazkiem, dzięki któremu wygląda jakby przyłożyła do twarzy deskę do krojenia. Czy wy ludzie naprawdę musicie zarażać innych swoją głupotą i sprzedawać publicznie prywatność? To samo tyczy się innych miejsc publicznych np. autobusu, czy przychodni. Osobiście doskonale pamiętam czasy, kiedy minuta połączenia kosztowała tyle, co dzisiejszy "nołlimit" na jeden dzień i wtedy nawet najbardziej zawzięty "telefonista" nie rozmawiał dłużej niż 5 minut. Niestety - dwadzieścia lat później taryfy "nołlimit - napier... ile możesz" są na początku dziennym i stąd taki wysyp kasztanów widzących tylko czubek własnego nosa. Mam to szczęście, że nie moja praca nie jest w żaden sposób związana ze sprzedażą i obsługą klienta, ale naprawdę nie zazdroszczę tym, którzy muszą przez 8-12 h stać na nogach, obsługiwać na kasie i dodatkowo być zmuszonym do przyjmowania "na klatę" słowotoku i pretensji ludzi wychowanych na współczesnej telewizji. Szacunek panie i panowie!
ps. czy zwracam uwagę? Owszem zdarzyło się wielokrotnie, ale do urodzonych po 1990 roku to jak grochem o ścianę :)
Ja proponuję poszukać sobie w "internetach" słowa "savoir vivre", a potem zacząć brzęczeć o wymaganiach. Tutaj jest perełka: "Ja proponuję udać się do banku jakiekolwiek, do retauracji albo do sklepu gdzie obsługuje właściciel i przypatrzyć się jak się tam traktuje klienta i bynajmniej nie chodzi tu jakieś uniżanie się przed klientem ale o zasadę frontem do klienta bo klient nasz pan" - ależ oczywiście. Widziałeś kiedyś żeby jakiś osioł w banku napier... przez komóreczkę o tym, co zrobi na obiad, czy psiej kupie zrobionej na trawniku przed blokiem? Ja nie. Zwykle siedzą jak trusie i czekają na swoją kolejkę. Skoro potrafisz wytrzymać bez telefoniku siedząc w kolejce w banku, urzędzie, czy u lekarza, to idąc do sklepu, czy klubu (zaraz - w miasteczku nie ma czegoś takiego), równie dobrze możesz się bez niej obejść. Proste? Nie dla wszystkich. "Niek poszewka peknie - mnie siem należy. Płacem i wymagam".
no cóż...przykro ,że nie rozróżniasz rangi , funkcji jakie pełnią dane instytucje...,że niby z jakiego powodu w sklepie ma panować cisza???Dokładnie płacę i wymagam-przynajmniej ja tak mam bo ciężko zarobiłam te pieniądze i chce za nie kupić cos dobrego coś co mi się podoba a przy tym nie chce mi się być narażoną na zły humor sprzedawcy jak również nie chce mi się bez potrzeby paplać do sprzedawcy bo najzwyczajniej w świecie mi się nie chce a Ty jak tam sobie chcesz płac i nie wymagaj, powiem więcej najpierw przeproś ,że ośmieliłeś się wejść do sklepu, potem się przywitaj należycie następnie weź towar który wciśnie ci sprzedawca /broń boże nie ten który podoba się tobie/ i znowu przeproś zapłac, podziękuj z ukłonem ,pożegnaj się i wyjdź cichutko a i nie zapomnij przed wejściem do sklepu wyciszyć telefonu
Zgadzam się. Pracuję w miejscu gdzie jest tabliczka o zakazie rozmowy przez telefon. Oczywiście sporej liczbie osób nie interesuje to ze jak trajkotają przez telefon najzwyczajniej w świecie przeszkadzają w pracy innym ludziom. Ludzie szanujmy się nawzajem.
tylko jak wchodzimy do malych sklepow to sie witamy,w duzym nikt na nas uwagi nie zwraca,raczej pilnuja zeby ktos cos nie ukradl.
Żyjemy w wolnym kraju nie mamy PANÓW nad sobą i dla mnie wyrażenie "klient nasz pan"to przeżytek.Tak moze myslec prywatny właściciel sklepu, dla którego każdy klient przeliczany jest na złotówki.Inaczej odbieraja to pracownicy marketów którzy nic z tego nie mają.Suche dzień dobry i zapraszam ponownie.Nie muszą spoufalać się z klientem.Chociaż z własnego doświadczenia wiem,iż klienci nadal sugerują się tą zasadą i są naprawdę upierdliwi a nawet wręcz chamscy.
a to dobre:)pracownicy marketów pracują charytatywnie ????dostają pensje za obsługę klienta .Nic w tym dziwnego ,że włascicel sklepu klienta przelicza na złotówki..na Boga gościu z 19:02 toz to jego sposób na zarabianie na życie
Dokładnie. Każdy jest taki sam.
ten pan mieszka u mnie w bloku na Rosochach i też mówi wszystkim dzień dobry-w tym ludziom 20 lat młodszym od niego.Jest przy tym sympatyczny i uśmiechnięty i wszyscy go lubią