W pogrążonej w kryzysie zachodniej Europie nasi imigranci zarobkowi przestają być mile widziani. Dobre czasy i dla specjalistów, i dla pracowników fizycznych już były. Teraz drzwi do kariery za granicą są przed nami zamykane.
Przypadki łamania regulacji o prawie do swobodnego osiedlania się i podejmowania pracy pojawiają się nawet w Irlandii, która entuzjastycznie otwierała w 2004 roku swój rynek pracy dla Polaków.
Rząd w Dublinie wprowadził pojęcie „habitual residence” jako warunek wypłaty zabezpieczeń socjalnych dla przyjezdnych pracowników. Spełnia go ten, kto udowodni, że przez ostatnie dwa lata bez przerwy przebywał na wyspie.
W Wielkiej Brytanii z kolei minister ds. wewnętrznych Theresa May poszła o krok dalej. Zapowiedziała, że swoboda osiedlania się obywateli innych krajów UE będzie przedmiotem renegocjacji z Brukselą. „Sunday Times” precyzuje: rząd chce uzyskać prawo do określania, z których krajów Unii imigranci mieliby pracować w Wielkiej Brytanii.
– Otwarcie w 2004 roku rynku pracy dla imigrantów z Europy Środkowej było błędem. Blair dał się zauroczyć globalizacji i beztrosko podszedł do potencjalnych kosztów takiej decyzji
Także w Niemczech, gdzie bezrobocie jest niskie, a kondycja gospodarki dobra, przykłady miękkiego wpływania na polskich pracowników nie są rzadkością. Dotyczy to w szczególności firm świadczących usługi za Odrą, nękanych nadgorliwymi kontrolami niemieckich urzędów. W tej sprawie stanowisko zajęła Komisja Europejska.
– W związku z nadmiernymi kontrolami i ograniczeniami, jakie napotykają w Niemczech delegowani pracownicy, można się spodziewać wobec tego kraju kolejnych postępowań z finałem w Strasburgu – mówił komisarz ds. zatrudnienia Vladimir Szpidla.
Zdaniem Komisji Europejskiej rząd w Berlinie wybrał strategię uporczywego nękania firm świadczących usługi na terenie Republiki Federalnej.
Chodzi np. o ciągłe sprawdzanie warunków bezpieczeństwa pracy na budowach, a także przestrzegania regulacji dotyczących higieny czy dziennego dopuszczalnego czasu pracy.