W kościołach odczytano list arcypasterzy do ich arcybaranów. Biskupi doznali łaski pomieszania zmysłów. Z jednej strony ogłaszają kryzys spadku urodzeń w Polsce. Z drugiej potępiają związki niemałżeńskie, co w sensie społecznym oznacza: wpierw mieszkanie potem ciupcianie. Albo inaczej: najpierw zapłać klechom za ślub, a dopiero potem rozkładaj nogi do płodzenia. Katastrofa – woła episkopat. „Polska na naszych oczach się starzeje”. Wydłużanie życia jest jak wiadomo skutkiem postępu w medycynie i lecznictwie. Odchudzanie lub likwidacja służby zdrowia zapobiegłaby starzeniu się społeczeństwa. Na domiar absurdu biskupi zwalczają eutanazję – skuteczną formę odmładzania ludności.
Szczegółowe badania śmiertelności wskazują, że duchowni żyją szczególnie długo. Statystycznie postarzają więc społeczeństwo. Biskupi zaś żyją tak dobrze, że bez końca i nie płodzą, przynajmniej nie w małżeństwie. Jeśli biskupi chcieliby postępować za swoimi słowami powinni poślubiać dewotki, płodzić stada bachorów, nie chodzić do lekarzy, bo niech się dzieje wola boska i około sześćdziesiątki wieszać się albo prosić o eutanazję. Chętnie udzielę pomocy. Zastrzyk czy stryczek ekscelencjo?