podpowiedzcie ile powinny dac chrzesny na slub cywilny (mala imprezka bez kamerzysty i dj) nie idac na nie prosze o porade
Licytujmy się. Ja bym powiedział od 4000 do 8000. Trzeba mieć gest :)
Od męża chrzestnego dostaliśmy 1000 zł od mojego 2000 zł i od mam chrzestnych też po 2000 zł. W zeszłym roku.
2000zł
nie chodzi o licytację, ale wydaje mi się że 1000 to minimum. no chyba że naprawdę jest ktoś w bardzo ciężkiej sytuacji. to rozumiem. ale wiele jest osób które jęczą, a konta mają dość pokaźne. są tacy wierz mi :)
Dzięki wszystkim za zainteresowanie tematem i rozjaśnienie sytuacji. Nie miałem zielonego pojęcia jakie kwoty można dawać. Dawno nie byłem na weselu, znajomi też. Wiele młodych wokół żyje bez legalizacji związku i nie chciałem być zielony w tej kwestii.
ja od chrzestnego dostałam 4000 tysie ale to było 4 lata temu
Mój chrzestny dał mi 400zł i co z tego? Znam jego trudną sytuację, a że to wspaniały ciepły i mądry facet, to jego sama obecność była dla mnie prezentem.
A argumenty typu, że musi się zwrócić miejsce, za które płaci para młoda, są niesmaczne. Wesele to nie skarbówka, żeby liczyć na jakiś "zwrot". A jeśli ktoś nie ma pieniędzy i liczy, że koperty od gości pozwolą mu zwrócić długi zaciągnięte na zorganizowanie wesela - to może się przeliczyć. Niech robi takie wesele, na jakie go stać, a nie oczekuje od zaproszonych gości, ze za siebie zapłacą, pokryją wszystkie koszty i jeszcze jakiś "zysk" będzie...
ale dlaczego tak mówicie, przeciez każdy liczy, ze przynajmniej wesele się zwróci, a jak młodzi dostana coś ponadto to ich fuks. Zaczynaja nowy start w życie. A prawda jest taka ze dużo osób zapraszasz na wesele nie dlatego ze chcesz ale że musisz, bo np rodzice nalegają... i co... jak się rodzice dołożą to fajnie, a jak nie...
mówcie sobie co checie, ale są takie rózne sytuacje w życiu, ze cieżko jest ocenić. np u nas na weselu była kuzynka z narzeczonym. jak twierdzi jej matka, świetnie zarabiajaca, jej szef jej kierownikiem działu, oboje pracuja w wawie... i dlai nam 200 zł. sorryt, ale ja byłam zbulwersowana. ale gdy druki kuzyn dał symbolicznie - ok. wiem że jemu się nie przelewa.
Nie mniej jednak, moje zdanie jest takie, nie powinniśmy skąpić, to jedymny dzień w życiu tych młodych ludzi, same czasem wydamy wiecej na ciuchy i błyskotki w ciagu miesiaca, ale jak przyjdzie dac komuś to ....bida oj bidaaa panie..
Dla młodych to jedyny dzień w życiu, dla ich gości już niekoniecznie - ja miałam w tym sezonie wiosenno-letnim 7 wesel, 8 w Boże Narodzenie.
Ja organizując swoje wesele nie liczyłam, że się zwróci. Zorganizowaliśmy dużo mniejsze niżbym chciała, ale na takie akurat nie było nas stać - i dzięki temu spędziliśmy ten dzień ciesząc się z obecności bliskich, a nie nerwowo zaglądając do kopert, czy prezent cioci Kazi pokryje koszty, którą na ciocię Kazię i wujka Mariana ponieśliśmy.
ok. słuchaj nie chodzi tylko o pieniadze, nie twierdzę, ze to jest najważniejsze w weselu. nie zrozum minie żle, ale uważam, zę jest wiele osób w kręgach naszych bliskich i znajomych co maja węza w kieszeni. jak przyjdzie dac cos komus to wielki problem. naprawdę to jest przykre...Powinniśmy spojrzec tez na pewne fakty oczmi tych młodych ludzi ot i tyle w temacie. Ja miałam akurat to szczęście że dużo mi się rodzice dołożyli do wesela, na które zbierali dłuzszy czas. Nawet jak nie byłam jeszcze zaręczona. ale znam mnóstwo młodych co nawet kredyty zaciagają. Nie idzie się na wesele jak na sylwestra. płace 125 zł z aimpreze io tyle, idę jak do przyjaciół rodziny w goscinę i chce im dac prezent. majac na uwadze że ktoś za mnie zapłacił po to żebym mógł dobrze się pobawić.
Ok, wiem, że są osoby, które mają problem z podarowaniem innym czegoś od siebie, także kasy, ale to problem ich kultury.
Natomiast śmieszą mnie te krążące "stawki", ile wypada itd. Ot przykład z dzisiejszymi stawkami dla chrzestnego - dla mnie osoby pracującej, kiepsko zarabiającej, ale jednak mającej stałą pracę - te 1500 zł czy 2000 dla chrześniaka nie byłoby wielkim problemem. Ale 4000 czy 5000 jak się niektórym marzy, to już trochę kosmos. A co ma powiedzieć chrzestny, który utrzymuje rodzinę, dzieci z jednej pensji, a żeby wystarczyło na żarcie do 1-ego, to już musi do Prowidenta dzwonić? Że jak nie da przynajmniej 1500/2000, to lepiej wogóle nie przychodzić?!
A moze by tak bilety wprowadzić dla weselnych gości - na pokrycie kosztów+10% zysku, na nową drogę życia?
Zaczynając ten temat nie chciałem wkładać kija w mrowisko. Anka nie można tak komentować i wymagać. Czasem ten, który wydaje nam się, że ma kasę żyje na kredyt. Wydaje mi się, że nie można liczyć na to, że wesele się zwróci. Wtedy po prostu nie rób go, zaproś najbliższych i tyle w temacie. Jako chrzestny rozumiem , że w granicach 1500 - 2000 będzie ok. Nie mam zamiaru brać pożyczki. Może to co powiem będzie okrutne, rodzonemu siostrzeńcowi dałbym więcej. Tego chrześniaka widziałem może 4 razy(dzieli nas 600 km), bardzo daleka rodzina i podawałem do chrztu, bo wiekiem tak chyba pasowało . Dziecku się nie odmawia, więc zostałem chrzestnym. Tak niestety to wygląda często. Trzeba się zastanowić kogo się wybiera. Często bywają to kumple rodziców, a koleżeństwo nie wytrzymuje próby czasu. Różnie to bywa.
mysle ze dajac mniej jak 3 tys to wstyd sie pokazywac na slubie.
To dawaj! Wydaje mi się, że ty nie ojciec chrzestny tylko ojciec młodej lub młodego i nabić kieszonkę dziciom chcesz! Dla mnie to rzecz okropna, żeby wymagać od ludzi dawania kwot tak wysokich. Dla wielu to pensja a nawet 2. Wszystko powinno być w granicach własnych możliwości. Fajnie, jak wie się o weselisku dużo wcześniej to można odkładać kasę. To jest łatwiejsze. Ja się dowiedziałam 1,5 miesiąca przed imprzezą i dałam 1500. Więcej nie mogłam.
Wstyd się pokazywać mówisz? Moja chrześnica olewa mnie tak, ze nawet na święta życzeń nie złoży, a na ulicy to jak wydusi z siebie dzień dobry, to już sukces. Jak leżałam 2 miesiące w szpitalu, nawet nie zadzwoniła zapytać jak się czuję. Dopóki nie ukończyła 18 lat, odwiedzałam ją ( z fajnymi prezentami) na każde urodziny/imieniny/ dni dziecka/mikołajki i inne pierdoły. A teraz zaproszenie na ślub wręczyła swojej matce, nawet nie chciało jej się do mnie przyjść ( obie mieszkamy w ostrowcu). Ona ma mnie w d..., to ja mam w d... stawki "ile wypada". O ile zdecyduję się iść na jej ślub, dam jej tyle, aby "pokryć koszty" - czyli myślę, że nie płaci więcej niż 200 za osobę - idę z mężem, więc wypada 400 max, no może tę stowkę jej dorzucę, na więcej nie zasłużyła. Dwadzieścia parę lat temu zgodziłam się zostać jej chrzestną, a nie sponsorką.