Ja już dawno jestem po rozwodzie. Wolna, niezależna, ze wspaniałymi dziećmi, partnerem dochodzącym i pięknym domem. Zrezygnowałam z egoisty, kobieciarza, kpiarza i sknery. Życie obdarowało mnie radością, dobrem, miłością i przyjaźnią. Pieniędzy też mi nie brakowało i jeszcze z innymi umiałam się podzielić.
Tak więc podejmujcie kobietki ważne dla Was decyzje, bo szkoda życia na przepychanki i wykorzystywanie. Życzę Wam samych słonecznych i spokojnych dni.
Kobieta z 18:52 ale wiesz mnie czeka batalia o podzial mieszkania samochodu itp bo maz nie chce slyszec ze mi sie cos należy....BARDZO BYM CHCIAŁABYC SZCZESLIWA DLA SIEBIE DLA DZIECI NAPEWNO NIE CHCIALABYM MIEC KOGOS INNEGO NA JUZ NA JUTRO ALE NAPEWNO NIE CHCE BYC SAMA A Z MEZEM MNIE JUZ NIC NIE ŁĄCZY ON NIE CHCE SLYSZEC O ROZWODZIE O ALIMENTACH NIE WIEM BOJE SIE A Z DRUGIEJ STRONY CHCE COS ZMIENIĆ W SWOIM ZYCIU BO MAM 31 LAT..!!!!!!!!!
Tak trzymać kobietki.
Ja 12 lat po rozwodzie i cieszę się z życia.
Mam coraz młodszych kochanków. :):):) mimo że 50 na karku.
Dokładnie tak się dzieje jak powiedział Pan Jezus, kobieta po rozwodzie będzie przechodzić z rąk do rąk.
Tak naprawde jestem facetem i chcialem zobaczyc ile w ciagu 24 h bedzie wyświetleń ponad 1300 pozdrawiam facetow po rozwodzie
Rozwód to nie sukces tylko porażka.
Nie traktowałabym tego jako porażki. Poznajemy człowieka, a potem on się zmienia i my się zmieniamy (bo tak to jest skonstruowane na tym świecie, że jedyną stałą rzeczą jest zmiana). Zaczynami mieć inne oczekiwania, potrzeby niż mąż/żona. Przestajemy się dogadywać. Jeśli zaczynami się w związku bardzo męczyć, jesteśmy nieszczęśliwi i trwa to długo, to rozstajemy się i rozpoczynamy nową drogę w życiu. Gdzie tutaj widzisz porażkę?
Dodam jeszcze tylko, że oczywiście jest przykro, bo się kiedyś tę osobę kochało i zakładam, że każdy rozpoczynając małżeństwo ma dobre intencje (przynajmniej większość). Ale życie to nie je bajka.
To jest porażka, możesz próbować zaklinać rzeczywistość i wmawiać sobie, że jest inaczej ale faktów nie zmienisz gościu 09:08. Trzeba umieć przyznać się do błędu (porażki), wtedy dopiero można próbować układać sobie życie na nowo, unikając starych błędów.
09:08. Ciekawe, czy Wasze dzieci też rozwód rodziców uważają za sukces? Ręce opadają, jak się czyta te wątki o rozwodach. Najpierw jest gorączkowe szukanie kandydata na męża (też na forum bardzo często), żeby tylko starą panną nie zostać i żeby ludzie nie mówili, a nazywa się to szukaniem szczęścia. Potem rodzą się dzieci i są chwile szczęścia (szkoda, że tylko chwile) i zaczyna się rutyna, nuda, brak dążenia do porozumienia, brak rozmów rozstrzygających spory, "inne oczekiwania". No to fru, pozew do sądu i znów można szukać szczęścia i rozpoczynać nową drogę życia. Nie mówię tu o związkach patologicznych, gdzie w grę wchodzi alkohol, przemoc, brak jakiejkolwiek dbałości o rodzinę. Jest znana prawda, że niektórzy ludzie nie powinni się z nikim wiązać na stałę, bo nigdy nie dorosną do roli partnera czy partnerki życiowej. Są najczęściej dorośli i pal sześć, czy uda im się znaleźć to szczęście w osiemnastym, czy dwudziestym piątym związku, ale dramat, jaki przeżywają dzieci pozostanie w ich psychice na zawsze. Wiem coś o tym, bo jestem dzieckiem z rozbitego małżeństwa i wiem też, jaką rolę rozwód rodziców odegrał w moim, nawet już dorosłym życiu. Teraz czekam na ciosy zwolenników beztroski i szukania ustawicznego szczęścia, bez względu na krzywdę wszystkich dokoła.
Nie napisałam, że to sukces. Ale też nie porażka. Jeżeli rodzice się szarpią to myślisz, że dzieciom jest dobrze? Nikt również nie pisze, żeby szukać "ustawicznego szczęścia" i zmieniać partnerów jak rękawiczki. Ale jeśli coś się już wypaliło i żadne próby naprawy się nie powiodły, to pozostaje się rozstać. Bo porażką jest pozostawać w takim związku, zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Niemniej rozstać się z godnością i kulturą też trzeba umieć.
12:46. Widzę, że Ty masz swoją teorię na temat rozwodów i nie przekonam Cię, że jeśli powołało się do życia dzieci, to ich szczęście też jest ważne, a nie tylko szczęście mamusi i tatusia. Jakoś wszyscy zapominają, że małżeństwo zawiera się na dobre i na złe, a łagodzenie konfliktów( nie do uniknięcia w związku dwojga ludzi) powinno być najważniejszym dążeniem, ale jeśli każda ze stron stawia na swoim i ma swoje racje, to nigdy nie będzie dobrze. Czasem trzeba iść na kompromis, przymknąć oko, wybaczyć i to jest najczęściej rola kobiety i matki, dla której dobro dzieci powinno być najważniejsze.Tak powinno być w normalnych małżeństwach i powtarzam, że nie mówię o jakiejkolwiek patologii, bo to już inny temat.
Ty natomiast 13:27 masz problem z czytaniem ze zrozumieniem i czytasz wybiórczo. Wyraźnie napisałam, że dzieci w rodzinie, w której nie ma miłości pomiędzy rodzicami, są nieszczęśliwe. Trudno być szczęśliwym, kiedy widzi się, że rodzice są ze sobą permanentnie skonfliktowani. Ja też uważam, że o związek i miłość należy dbać i walczyć i zrobić wszystko, żeby to utrzymać. Ale czasem się po prostu nie da. Myślisz, że dziecko, które patrzy na nieszczęśliwą matkę lub nieszczęśliwego ojca jest szczęśliwe? Nie sądzę i wiem to z doświadczenia. Żadne dziecko nie chcę także kiedyś usłyszeć od swojej matki, że się dla niego poświęciła i na siłę pozostała w związku. To, jak ułożą się stosunki rodziców po rozwodzie to już osobna kwestia, która, jak napisałam powyżej, wymaga kultury, wzajemnego szacunku i właśnie miłości oraz umiejętności dostrzeżenia szczęścia dla własnych dzieci. Co do kompromisów - życie to jedna wielka sztuka kompromisów.
14:39. Nie mam zamiaru dłużej z Tobą polemizować, bo jak widać, masz już gotowy scenariusz na dalsze życie, a chcesz tylko uzyskać potwierdzenie słuszności swoich decyzji. Sorry, ale ode mnie nie dostaniesz akceptacji. Musisz szukać kogoś innego, kto Ci da rozgrzeszenie i uwierzy w Twoją wersję, że rozwód jest dla dzieci największym szczęściem, a "niedobrego" ojca z powodzeniem zastąpi im wujek, kolega mamusi.
Rozgrzeszenie. Ubawiłam się setnie. Wskaż mi w moim tekście, proszę, gdzie napisałam, że rozwód jest największym szczęściem?
13.27
Powiem ci pewną historię.Moja ciotka miała męża,który ja zdradzał,o czym ona wiedziała,no ale dla "dobra dzieci" przymykała oko,zeby zachować tzw pełną rodzinę. Postawa ciotki tak go rozzuchwaliła,ze zaczął kochankę przyprowadzać do domu i na oczach dzieci i ciotki migdalił się z nią.Suma sumarum rozwiedli się .No ale ze jemu w końcu z kochanką nie ułożyło się,wrócił do ciotki.A ona znów "dla dobra dzieci"'zlaczyla się z nim,ba,nawet ponownie wzięła z nim ślub.Wiesz co jej powiedziały dzieci po latach? " Mamo,dlaczego zgotowalas nam taki los? Dlaczego ponownie związałaś się z ojcem?"
W nawiasie dodam,ze to byl człowiek ogólnie szanowany przez społeczeństwo, w pewnych latach działający w strukturach politycznych.
I co powiesz o takich sposobach "łagodzenia konfliktów przez kobietę" ,bo to jej rola wg twojej teorii??