W praktyce wygląda to tak, że dzieci muszą do szkół przynosić różne rzeczy aby zarobić punkty. Czy to jest zgodne z prawem?Jak dziecko dokucza, ma ujemne punkty, które może dostać nawet za to, gdy pisze po tablicy (zgroza, przecież wiadomo, że po tablicy pisać nie wolno sic!!!), ale aby je odrobić i uzyskać punkty dodatnie, musi do szkoły wynieść pól domu. I nie jest to jak dawniej makulatura, tylko książki o określonej tematyce, których w bibliotece, lub świetlicy nie ma, stroiki świąteczne, łańcuchy, bombki. Cholera mnie już trafia, bo syn mimo, iz ma zachowanie wzorowe przychodzi i mówi, ze nie chce być gorszy i pakuje pod moja nieobecność do plecaka nasze książki. Potem pani na wywiadówce dziękuje, ze oddałam najnowsze pozycje do biblioteki. Raz wyniósł kwiatka, bo inne dzieci przynosiły, raz drogie zabawki, które po miesiącu zniknęły ze świetlicy. Czy szkoły mają świadomość na jakiej zasadzie to się odbywa? Płace na komitet rodzicielski i szkoła ma obowiązek zapewnić sobie za to wyposażenie szkoły.
No cóż Panie mają różne odbicia ..... Nadchodzi reforma szkół pora na wyeliminowanie tych, którzy nie powinni być nauczycielami.
Porozmawiaj z synem a nie najezdzasz na szkołę.
Takie coś jest niezgodne z prawem. Szkoła po to dostaje pieniądze od ministerstwa, aby miała za co wyposażyć bibliotekę i klasy lekcyjne.
niezgodne z prawem i karalne moze okazać się niesłuszne oskarżanie szkoly ...
O jakich niby oskarżeniach piszesz i wobec, której konkretnie szkoły te oskarżenia dostrzegasz? Czyżby prawdziwe okazało się przysłowie "uderz w stół, a nożyce się odezwą"? :)
A w której to dokładnie szkole ?
Proponuję na początek przypilnować swojej pociechy ,żeby nie wynosiła z domu rzeczy wbrew rodzicom. Wychowanie dziecka zaczyna się w domu ;)
tylko że szkoła na nic nie ma pieniędzy. Nikt nie żąda od dzieci aby przynosiły książki do biblioteki czy zabawki do świetlicy. Aby kserować dla uczniów różne materiały potrzebne do lekcji nauczyciel sam musi kupić papier, tusz do drukarki za własne pieniądze.
Nie, szkoła publiczna.
Muj syn chodzi do szkoły ktura jest pod opieką stowarzyszenia i wiem że dla dzieci Panie dużo drukują a żadnych składek na papier i tym podobne nie robimy, a córka chodzi do szkoły gimnazjalnej i tam wiecznie jakieś składki są.
Tak kieruje ale w praktyce to na początku roku jest w klasie składka na papier , tusz i różne drobiazgi wie niech nie nazekaja ze za własne piniadze tylko za pieniądze uczniow
To nie jest kwestia wychowania, tylko rygoru w szkole i chęć dorównania reszcie dzieci, aby nie odstawać.
Syn nie jest złodziejem. Badziej naiwny, który nie chce być gorszy od reszty. Każdy przynosi jakieś szpeje stare, a on to co mamy w domu. Niby go rozumiem, ale denerwuje mnie podejscie szkoły.
ale z was dziwni ludzie.....przypiluj dziecka zeby nie wynosil z domu....kazde dziecko nie chce byc wysmiewane i nie chce byc gorsze od drugiego!!!!! takze ludzie nie proponujcie rozmowy z dzieckiem tylko z dyrekcją szkoły!!!
Dziecko ma w szkole jedno prawo,UCZYĆ SIĘ.Reszta to dyrdymały.
Obawiam się ze najpierw należało by porozmawiać z Dzieckiem - chore jest to ze kradnie w domu aby się "pokazać"...
Później do wychowawcy ze jest to problem i poprosić o zwrot rzeczy jakie dziecko bez rodziców wiedzy przyniosło.
To nie jest tylko wina szkoły ale również twoja ze pozwalasz na to...