Ile wynosi dodatek fynkcyjny dyrektora i wicedyrektora szkoły? Czy w każdej szkole jest jednakowy? Czy w wakacje gdy dyrektorzy są na urlopach też przysługuje? Czy jego wysokość zależy od zaradności i efektywności pracy?
Dla dyrektora około 1500 zł, często więcej i może równoważyć wysokość pensji i niestety nie zależy od wydajności jego pracy(a powinien). Zresztą zależy to od typu szkoły(przedszkola), którą kieruje.Wysokość dodatku dla wicedyrektora ustala dyrektor.
ZALEŻY TO GŁÓWNIE OD LICZBY ODDZIAŁÓW. Im mniejsza liczebnie-chodzi o uczniów-liczbę oddziałów, tym mniejszy dodatek i odwrotnie
a i tak pracę wykonują nauczyciele w większości
Są niektórzy tacy dyrektorzy (dokładnie panie dyrektorki)- wiem, że tak jest - co w godzinach pracy załatwiają sprawy prywatne twierdząc, że idą załatwić sprawy służbowe. I wracają np. prosto od fryzjerki, czy kosmetyczki albo widziane są na prywatnych zakupach. A podwładnych rozlicają z każdej sekundy.
W każdym zakładzie pracę wykonują pracownicy 20:34. Dyrektor jest od czegoś innego. A wracając do tematu, jak może mieć identyczny dodatek funkcyjny dyrektor który ma tylko 8 oddziałów, a dyrektor który ma 24 czy 26 oddziałów? A są jeszcze dyrektorzy zespołu szkół czyli tam jest jeszcze więcej. To chyba zrozumiałe że są zróżnicowane, nic dziwnego. Ale rzeczywiście nie macie już czym interesować?
W szkole każdy ma wyznaczone zadania. Dyrektor jest od tego, żeby kierował placówką i jeśli robi to dobrze, to "idzie na jego konto", na co składa się również praca nauczycieli i uczniów. Nauczyciele realizują różne zadania- wyznaczone przez dyrektora i zaplanowane z własnej inicjatywy, a zdobyte osiągnięcia oznaczają dobrą pracę szkoły. Nie ma szkoły bez uczniów, bez nauczycieli i bez dyrektora- wszyscy wspólnie pracują na sukcesy, a sukcesy oznaczają dodatki- (to taki rodzaj premii).
Wynagrodzenie dyrektorów za minione lata można zobaczyć w oświadczeniach majątkowych na stronie urzędu miasta. Zakładka BIP, a następnie JEDNOSTKI GMINY. Są spore rozbieżności w wynagrodzeniach, to raczej nie efekt ilości oddziałów :) :)
Jest jeszcze sprawa wicedyrektorów szkół. Kiedyś takie stanowisko tworzono, gdy było minimum 12 oddziałów. W niektórych szkołach liczba dzieci i oddziałów znacznie zmalała a wicedyrektorzy nadal są.
O tym, jak funkcjonuje szkoła decyduje dyrektor. W mojej szkole mamy taką dyrektorkę, że można śmiało o niej powiedzieć - kobieta z klasą. Bardzo życzliwa, ciepła, taktowna, wyrozumiała, zawsze pomoże i doradzi, po prostu jest CZŁOWIEKIEM na poziomie. Rozumie, ze jestesmy tylko ludzmi, mamy swoje prywatne problemy i nie zawsze jestesmy doskonali. Nigdy nokogo nie uraziła, nikt przez nią nie płakał, do pracy przychodzi się z przyjemnością, bo nie wprowadza atmosfery stresu i nerwówki. I wie, że niezestresowany pracownik jest efektywniejszy i wydajniejszy, co wpływa z korzyścią przede wszystkim dla uczniów. A my mając taką dyrektorkę z przyjemnością staramy sie jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, co widać po coraz lepszych wynikach sprawdzianów. Wiadomo, czasem popełni się błąd, coś nie wyjdzie jak trzeba, nie zawsze jest różowo, ale wtedy nasza szefowa nie podnosi głosu, tylko wytłumaczy co jest nie tak i da wskazówki, jak dalej postepować. A my, by nie sprawić jej zawodu robimy wszystko, by pracować jak najlepiej. Dlatego myślę, że całe nasze grono nie miałoby nic przeciwko temu, żeby jej dodatek funkcyjny był jak najwyższy. I wiem, ze nie wszyscy dyrektorzy są na poziomie, bo moja poprzednia szefowa była Jej przeciwieństwem, na szczęście nie nabyła sie długo dyrektorem.
Powinny być przeprowadzane anonimowe ankiety o pracy dyrektora szkoły czy przedszkola wśród pracujących w danej placówce nauczycieli na koniec każdego roku szkolnego. Znam wielu wartościowych i zacnych nauczycieli, którzy są kłębkiem nerwów za przyczyną zdziczałych dyrektorów. Głośne były też przypadki samobójstw nauczycieli z powodu tzw. nagonki dyr. na nauczyciela. Chwała takim dyrektorom jak opisany przypadek 07:42, większość jednak tzw. dyr. nigdy jednak nie powinna piastować takiej funkcji.
Też tak uważam, wszyscy z budżetówki, których utrzymujemy powinni być kontrolowani, nauczyciele również. Głośne są też przypadki samobójstw wśród dzieci. Różnica jest taka, że nauczycielem być nie trzeba a obowiazek szkolny niestety istnieje.
Jeśli chodzi o przypadki samobójstw u dzieci to proszę zauwazyć, że zwykle przyczyna tkwi nie w nauczycielu, lecz rówiesnikach. Oczywiscie jak coś sie stanie to najpierw wszyscy chórem wołają: winna szkoła. A potem po zbadaniu sprawy okazuje się, że dokuczali rówierśnicy, brak tolerancji i akceptacji wśród kolegów lub koleżanek, wyśmiewanie, odizolowanie od grupy,, szantażowanie, obraźliwe wpisy czy zdjęcia w internecie, zawiedziona młodzieńcza miłość. Alko btak dobrych relacji w rodzinie. Zresztą wielokrotnie ta sprawa poruszana była na tym forum. Więc nie zwalajmy wszystkiego na szkołę.
Niemniej jednak były dwa głośne przypadki poruszane w tv, gdzie wina prawdopodobnie ( nie mnie osądzać) leżała po stronie nauczycieli. Moje dziecko przeszło wiele przez nauczycielkę, nie tylko moje dlatego nie mam najlepszego zdania o wszystkich nauczycielach. A samobójstw nauczycieli nie poruszali choćby w Uwadze.
Tzn, źle się wyraziłam, nie mam dobrego zdania o wielu nauczycielach. Choć zmieniło się trochę od czasów, gdy sama do szkoły uczęszczałam. Dziś na szczęście więcej tych normalnych niż kiedyś, choć nie zmienię zdania na temat studiów pedagogicznych i nauczycieli uczących najmłodsze dzieci. Nie idą na nie geniusze.
W ten sposób obrażasz, tych co naprawdę chcą pracować z dziećmi. Dla mnie laika praca z maluchami jest po stokroć trudniejsza, niż nauczanie historii, przyrody czy muzyki w klasach starszych. Akurat tego można samemu się wyuczyć z książek a muzyka teraz to śpiewanie, śpiewanie( i ok). Mnie wystarczyło być dwa razy na wycieczce z małymi dziećmi. Ile ta pani musiała się namówić, ile spraw wychowawczych a oczy miała naokoło głowy. Takie podejście, że dzieci uczą byle jakie panie jest krzywdzące. Bo można być super panią klas młodszych i trójkową mgr np. w-f czy historii.
A no, można gościu 10:41. Jednak ja akurat miałam nieprzyjemność (poza naprawdę wyjatkiem pewnie) na panie, które robią błędy, frustrują dzieci i wywołują bóle brzucha. To nie tylko moje dziecko przechodziło a spora część klasy. I znam przypadki naprawdę baardzo słabo radzących sobie już w pierwszych klasach podstawówki osoby, które poszły na pedagogikę. A ten mgr np. historii czy chemii ma wiedzę jakąś. Nie zmienię zdania, ponieważ znam kilka przedszkolanek, jedną dokładnie i z matematyką w 1kl miała już problemy. Tu się liczy tylko serce i chęć pracy z dziećmi, bo wiedza, nie oszukujmy się niewielka.
