Zgadzam się ze Stelliną metrykalnie różnica zawsze będzie widoczna ale wiek to tez stan ducha można mieć 30 lat a zachowywać się jak 60 latek i odwrotnie. Temperament jest bardzo istotny:)))
Owszem istotny, ale nie najistotniejszy. Jeszcze nikt związku na temperamencie nie zbudował.
Nie wchodź w taki związek bo będziesz żałował. Mój mąż jest starszy ode mnie 17 lat. Wyszłam za niego wydawało mi się wówczas , że z miłości a dzisiaj wiem , że to chory układ chociaż jest dobrze między nami. Nie kłócimy się , nie sprzeczamy itp ale......ale seks niestety najlepszy jest z rówieśnikiem i z czasem Twoja wybranka będzie Ciebie zdradzać. Żyj jak chcesz i używaj życia tak żebyś czerpał z niego przyjemność ale nie niszcz tego co masz teraz. Pamiętaj jest takie powiedzenie "Wszystko można co nie można ale z wolna i z ostrożna..."
Jeśli nie kochasz już żony tak jak kiedyś to wiedz że tej kolejnej kobiety też nie będziesz kochał wiecznie
Trudno zniszczyć coś co już jest zniszczone, ładny obrazek jest tylko z zewnatrz dla ludzi a w środku beznadzieja i zimno brak ciepła, wspólnych relacji brak miłości...Na temat seksu i rówieśników mam inne zdanie na pewno nie był najlepszy z rówieśnikami a wręcz przeciwnie porażka...ale prócz seksu jest jeszcze to coś ta relacja która się wytworzyła chęć bycia blisko nie tylko dla seksu ale dla tego że ci jest dobrze przebywać z tą osobą, rozmawiać a nawet pomilczeć razem byleby razem
Ama, to, co piszesz, to jednak daje obraz zakochania, nie miłości do tej osoby. Owszem, znam pary, gdzie różnica wieku jest spora (mam koleżankę, która ma męża starszego o 25 lat), póki co jest ok, ale jak dalej będzie wyglądał ten związek? czy ja wiem? W zasadzie układa im się dobrze, przy czym ona narzeka na to, że jak idą do jego znajomych, to ona niebardzo się wśród nich czuje, bo to ludzie tacy 50-60 lat, on z kolei nie pójdzie z nią na dyskotekę czy ze znajomymi na piwo, bo się krępuje. Za 15 lat on już będzie w zasadzie dziadziusiem, ona jeszcze młodą kobietą.
Może takie związki są dobre przez kilka lat, ale uważam, że na całe życie to też nie utrzyma się tej miłości, nie czarujmy się.
Żeniłeś się, więc z pewnością w żonie też coś Cię ujmowało, a potem uczucia uleciały. Teraz kochasz inną. A czy nie może być tak, że minie kilka lat, ona spojrzy na Ciebie i stwierdzi, że już uczucie minęło?
Ludzie z jednej strony chcą szczęścia, nie chcą się dusić w czymś, co już wygasło. Ale czy naprawdę warto zostawiać rodzinę, nawet jeśli nie ma już namiętności, dla uczucia, które i tak prędzej czy później raczej wygaśnie? Tu ja przynajmniej bym się bardzo zastanawiał.
Życie jest takie krótkie, że trzeba z niego czerpać całymi garściami - młodszy, straszy - ważne uczucie - wiek nieistotny.
Zawsze ktoś ucierpi. Najczęściej cierpi, ta porzucona. Każdy z nas na pewno przeżył jakieś zauroczenie inną osobą niekoniecznie żoną czy mężem, często to mogło się też dziać w czasie trwania małżeństwa. Ale czy to oznacza, że mam od razu zdradzać , porzucać, oszukiwać. Zauroczenie, niegroźny flirt jest fajny, czasem dowartościowujący, ale to ulotna chwila. Rolą człowieka jest nie dopuścić do niczego głębszego.
Ciekawe czy ta zdradzająca osoba, chciałaby żeby w przyszłości jego dorosłe dziecko, ktoś tak potraktował, jak on żonę czy ona męża.
Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście w małżeństwie źle się dzieje, czy warto dalej się dusić. Ale czy nie zadziało się tak, że poznało się tę drugą istotę, tę z którą "milczeć nawet się chce" - jak to napisał Ama
Popieram w temacie Gienka chociaż zastanawiam się nad dojrzałością i celnoscią wypowiedzi. Mój mąz był ode mnie starszy o ponad dekadę i jak czytam wypowiedź Gienka to tak jakbym czytała swoją.
Każde uczucie może wygasnąć nie ma recepty nie musi być różnicy wieku żeby uczucie wygasło, namiętność z czasem też się zmniejsza i wygasa. Najgorsze jest to że gdy wygaśnie namiętność w pewnym momencie siedzi się obok żony/męża i na myśl przychodzi, że to jest zupełnie obcy człowiek, nie ma Nic wspólnych rozmów, ciepła porozumienia jedynie wspólne dzieci i jak tu żyć z taką osobą???, dzieci dorastają i zaraz wyfruną w świat i będą miały własne sprawy i życie. Nie powinno być tak że pomimo wygaśnięcia namiętności, porywów serca zostaje coś np wspólne rozmowy, chęć bycia we własnym towarzystwie, jakieś wspólne spacery itd a jeśli tego nie ma......jest sens być ze sobą???? A czy nie jest tak że spotyka się kogoś na własnej drodze( mimo że nie dąży się do tego) bo czegoś brak w związku właśnie tego ciepła i porozumienia i jeśli znajduję się to u kogoś innego....
Za to co się dzieje w związku winę nie tylko ponosi jedna osoba. Ja odnoszę wrażenie Ama że to jest usprawiedliwienie. Nie ma tak łatwo. Nawet jeśli coś wygasa , to nie tylko z winy tej drugiej osoby.
pewnie że tak wina leży gdzieś pośrodku nigdy nie jest jednostronna, ale czy w tym wszystkim chodzi o szukanie winnych zawsze winny się znajdzie chodzi o pewne aspekty życia na które nie ma się wpływu. Łatwo jest znaleźć winnego gorzej postawić się na jego miejscu bo każdego to może spotkać.
Może i tak, ale niestety te czasy to czasy ludzi egoistycznych, leniwych, którym łatwiej wpaść w nowe młode ramiona niż coś naprawiać i próbować ratować. Pewnie nic na siłę, ale trzeba próbować a wielu się nie chce. Ama nie wiem siebie czy drugą połówkę usprawiedliwiasz, że tak postąpił/ła. Chyba jednak coś cię sumienie troszkę gryzie i szukasz usprawiedliwienia?
Mialam mężczyznę mlodszego 15 lat, byliśmy razem 5 lat , mamy dziecko. Przystojny ,elegancki . Ja - przeciętna. Zostawilam go dla faceta nieciekawego, wszyscy twierdzą , że brzydkiego, ale tak jak ktoś pisze - z NIM nawet milczenie jest cudowne. Wiek nie gra żadnej roli , musi być miedzy partnerami więź i zgodność charakterów, temperamentów. A jeżeli chodzi o seks to nie zawsze to co mlode musi być seksowne i najlepsze .
Trafiłaś w sedno sprawy, że każdemu co innego się podoba jeden preferuje szczupłość inny okrąglejsze kształty, jeden blond inny itd oczywiście tyczy się to obojga płci. Ja nie znoszę chudy mężczyzn, ale zafascynował mnie właśnie taki facet. Nie widziałam tego, że chudy, że sporo starszy ale jego osobowość. Byłam zauroczona unosiłam się pół metra nad ziemią. Chciałam z nim przebywać cały czas. Było mi dobrze, wypadziki w góry, wakacje raz razem. Wiedziałam, że żonaty ale już lada moment miał dostać rozwód. Kiedyś przez przypadek spotkaliśmy jego żonę. I zobaczyłam starszą,sympatyczną kobietę, ale jakże smutną i cierpiącą. Od tego momentu, zauroczenie zaczęło mijać. Doszło do mnie, że zostawił żonę dla młodej dziewczyny, bo co tamta mu mogła dać? To były jego słowa. Biedny facet, którego nie rozumiała żona, coś wiecznie od niego chciała. I ten wspaniały, niby dojrzały mężczyzna okazał się zwykłym gówniarzem. Bo ją okłamywał , a miał kochankę czyli mnie. Mnie okłamywał, że poznaliśmy się gdy już niby nie byli razem. Odeszłam, bo nie mogłam się pogodzić że skrzywdziłam żonę i cierpiałam, bo kochałam. Dziewczyny nie warto rozbijać małżeństw. Nigdy bym tego nie zrobiła, gdybym wiedziała, że nie odszedł od żony. Podobno ja nie byłam pierwsza z którą zdradzał żonę, ale ja przyczyniłam się że formalnie rozpadło się małżeństwo.
Teraz mam super faceta, naprawdę rozwodnika a nie w gadce. Zanim się zaczęliśmy spotykać pokazał papiery rozwodowe. Był już 4 lata po. Żonę i dzieci poznałam, bo to taki fajny układ, rozstali się w przyjaźni. Ona ma też partnera.