Jak sobie radzicie, radziliście ze stratą?
Jeszcze gorzej jest, jeżeli nie ma się wsparcia, okazania choćby odrobiny współczucia, zrozumienia od tych, z którymi przebywasz codziennie. Uważają, że każdy kiedyś umrze i należy z dnia na dzień przejść do swoich obowiązków jakby się nic nie stało.....Zostaje się wtedy samym ze sobą i rozpaczą,załamaniem,brakiem normalnej rozmowy,bliskości,jak w szklanej bańce-niby jest koło ciebie a nie możesz nic zrobić.W jaki sposób wytłumaczyć, że to czas, kiedy nie mam ochoty na nic, na sprzątanie, gotowanie itp.,pracuję bo muszę, ale wiem, że muszę też mieć czas na pogodzenie się z tym co się stało, a takie podejście raczej mi nie pomaga i wydłuża czas przejścia do normalności i przeżycia żałoby godnie.
A jak sobie można radzić? Nijak. Czas... potrzebny czas. Mija dzień, mija tydzień, potem miesiące...lata. Z czasem oswajasz się z rzeczywistością, że ta bliska osoba już nigdy nie przyjdzie, już jej nigdy nie ujrzysz. Trudne bardzo ale człowiek nie ma wyjścia musi żyć dalej.
Chyba łatwiej sie dziecku uporać z tym niz dorosłemu , mialam 11 lat jak zostałam sierotą , w sumie w jakis sposob wczesniej czlowiek sie oswajał ze najgorsze nadejdzie ,czas i tyle nie ma innego sposobu
Trzeba życ dalej, bo życie w miejscu nie stoi. Czas goi rany, niektórych jednak zaleczyc się nie da, może je jedynie zaleczyć. Najgorsze sa święta, rocznice. Najważniejsze to nie być samym, bo wtedy łatwo popaśc w depresje.
Nie powinno się zostawać samemu wtedy jest gorzej a z czasem już nie patrzysz w stronę drzwi,że je otworzy i wejdzie,po prostu czas zatrze ślady.......
ja sobie wogóle nie radze,,,,,minęły dwa miesiące a ja nadal nie wierze w to co sie stało niby mój rozum wie ale niewiem trudno to okreslic, łapie sie na tym ze biore telefon do reki i dzwonie,,,po sygnale uswiadamiam sobie ze przecież jej nie ma,,,,,,,ciągle mam w głowie ostatnie rozmowy, śmiechy, wyraz twarzy jakis gest ,,,,,,niby wiem ale nie ogarniam tego,,,,,wiem a niewiem,,,,cieżko mi bardzo
U mnie minął dopiero wczoraj tydzień. Też ciągle łapię się na tym, że chcę Mu coś powiedzieć, jakąś nowinkę itp. Też wciąż myślę o ostatnich wspólnych chwilach, przeglądam zdjęcia........ Oj nie jest lekko, nie jest. Całe szczęście że mam absorbującą pracę, córkę nastolatkę, której trzeba czasem przy lekcjach pomóc. W domu też obowiązki, trzeba w piecu napalić, itp, wciąż staram się być zajęta, wtedy mniej się myśli.
Będzie trudno,inaczej nie może być.....czas leczy rany ale pewnych ran nigdy nie zagoi.....najważniejsze abyś miała wokół przyjaznych ludzi,którzy zadzwonią,wpadną, nie zostawią samej....mam nadzieję że masz takich....
Dokładnie najcięzej jest wtedy gdy uporasz sie z pogrzebem i przychodzi codziennosc,wszyscy bliscy wracaja do swoich obowiazków,zajec a ty zostajesz z własnymi myslami i problemami niby zwyczajnymi a kazdy przedmiot,miejsce,mysl jest w głowie i to jest masakra:(wszystko wraca jak bumerang...dosłownie pózniej swieta najgorsze,smutne,i pustka...az kiedys wychodzi słonce zza chmury i człowiek je dostrzega...czas...czas...czas nie goi lecz zabliznia ciut...
bardzo ciezko,trudno ale trzeba isc dalej szczególnie jak ma sie dzieci to dla nich trzeba byc oparciem,trzeba i juz.
Na szczęście jest rodzina i znajomi, z którymi dużo rozmawiam. Wiem, że muszę wychodzić do ludzi, nie mogę zaszyć się w domu, bo wtedy będzie tylko gorzej. A że jest ból........ no cóż, trzeba będzie nauczyć się z tym żyć.
Ten ból z czasem oswoisz ale nie minie już nigdy.
Tak wiem, że ból będzie towarzyszył do końca życia. Wystarczy jakiekolwiek wspomnienie i już się zaczyna.
Ja straciłam 23 lata temu dziecko i nie mogę zapomnieć. Boli tak samo, a może bardziej, bo widzę jej rówieśników.
u mnie minęło 4 miesiące, mam to samo...