czego młodzi ludzie się zabijają ostatnio powiesił się 17 latek ..:(
........... ::) Bo nie radzą sobie z problemami życiowymi,
a w życiu raz z górki a raz pod górkę ........... :::)
bo nie mają z kim porozmawiać o swoich problemach? dla nich to, co dla dorosłego jest błahostką urasta nieraz do rangi tragedii, a że nie ma komu się zwierzyć choćby po to żeby doradził czy pocieszył...brak zaufania do szkolnych pedagogów też robi swoje, ja swoją pedagog wspominam jako chłodną...nie powiem kogo, ważniejsze było czy paznokcie ma ładnie opiłowane od problemów dzieciaków...
Brak wsparcia niezrozumienie odrzucenie nieleczone lęki nerwice depresje
Ja powiem tak.....
Z perspektywy czasu dzisiejsza młodzież ma wszystko na tacy podane, bezstresowe wychowywanie wpływa na psychikę , co chcą to mają a to bardzo złe podejście. W latach 70 i 80-tych kiedy ja dorastałem na wszystko musiałem zapracować własnymi rękami, ceniłem to co miałem, chleba nie wyrzucało się jak dziś ale szanowało bo ciężko trzeba było na niego pracować. Człowiek musiał być twardy i o wszystko walczyć w kolejkach długich i kilkunastogodzinnych. Zostaliśmy zahartowani i nie straszne nam porażki bo podnosimy się z nich, otrzepujemy i idziemy dalej.
Dzisiejsza młodzież nie ma nawyku przetrwania, byle jaki problem urasta do kolosalnych rozmiarów ,że nie radzą sobie z tym. Ktoś pisał o pani pedagog, a ja sie pytam kto to taki, bo nigdy nie miałem do czynienia z taka osobą. Wartości wynosiło się z domu, tam sie rozmawiało, szukało oparcia w rodzicach, dziadkach, słuchało sie ich, radziło i korzystało z ich doświadczenia zyciowego. Tak wykształciło sie w nas tzw INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY, którego brak dzisiejszej młodzieży.
Dzisiejsza młodzież nie umie sobie radzić z niczym. Wszystko mają podane na tacy. A jak się chcę z nią rozmawiać to albo Cię ignorują, albo są mądrzejsi od wszystkich i sami wiedzą lepiej. Nie słuchają. Nie umieją rozmawiać.
Do tych czynników powyżej dodałbym jeszcze fakt, że zioło mają teraz jakieś chemiczne. Skunks to nazywają (czy, może teraz coś nowego). Pomimo wielu właściwości leczniczych palenia konopii, jest też niezaprzeczalny wpływ na psychikę. Mianowicie fakt, że thc (psychoaktywny związek chem. zawarty w konopiach) utrzymuje się w korze mózgowej od sześciu tygodni do sześciu miesięcy po zapaleniu joint'a. W tym okresie osobnik jest znacznie mniej odporny na stres i wysiłek psychiczny niż normalnie.
Dlatego m/in przestałem jarać grass.
Powyższe wypowiedzi 10:12 , 10:16 jak najbardziej trafna. Jedna rzecz w obecnych czasach uderza. To zanik wartości rodzinnych. Coraz rzadsze spotkania w gronie rodzinnym, szukanie odpowiedzi w internecie a nie rozmowa z rodzicami i czytając wiele postów jedna rzecz mnie uderza narzekanie dorosłych. Jeśli dziecko w domu tylko słyszy , że źle, że głupcy, że wszystko do bani, że szef taki, że kierowniczka beznadziejna itd , to do kogo ma się zwrócić. Piszecie, gdzie pedagog. Pedagog to nie psycholog, a ja się pytam gdzie jesteśmy my rodzice w tym wszystkim. Czy nie lekceważymy problemów, albo przesadnie wyolbrzymiamy? Jeśli widzimy, ze coś się dzieje z dzieckiem udajmy się do psychologa. Bądźmy z nim, rozmawiajmy i jeszcze raz rozmawiajmy. Każde dziecko jest inne, a w wieku dojrzewania przewrażliwione na swoim punkcie. Kontrolujmy też dzieci, a nie łażą po dyskotekach 2-3 w nocy, bo nikt nie wspomniał o jeszcze jednej rzeczy - kontakt z narkotykami. Psychikę to wypacza. Niedawno był program w TV, w którym warszawska dziennikarka opowiadała o samobójstwie swojego nastoletniego syna. Uważała, ze kontakt mają super, mówił jej że jest przeciwnikiem narkotyków a brał. Dzień przed wigilią popełnił samobójstwo.
XXI wiek następne pokolenia powinny nazwać "depresjonizmem".
Zgadzam się zarówno z @Ferdkiem, 10:16 i 10:38.
Dodam jeszcze tylko, że ludzie dziś chcą "mieć", a nie "być". Jak czegoś się nie ma (i obojętnie, co by to nie było), to jest tragedia, a w życiu tak to już jest, że jednym wiedzie się lepiej, innym gorzej, a nawet tym, co lepiej, to nie zawsze tylko z górki. Więzi międzyludzkie są coraz słabsze. Młodzi ludzie, choć otwarci i wylewni w Internecie, mający po 2000 znajomych na fejsie, w rzeczywistości są osamotnieni, nie potrafią rozmawiać, rozwiązywać swoich problemów, są niecierpliwi. Używki też, narkotyki, które wpędzają w psychozy, depresję, które media kreują na lżejsze i bezpieczniejsze od alkoholu, gdzie celebryci mówią, że są cool.
Pokolenie niecierpliwców, którzy nie potrafią poczekać na lepszy los, ale jednym cięciem żyletki, sznurem, skokiem z bloku czy paczką tabletek, rozwiązują życiowy problem.
A bullizm w szkole? Młodzi ludzie potrafią zaszczuć rówieśnika tylko dlatego, że nie ma smartfona i markowych ubrań. I to zaszczuć za pomocą wszelkich możliwych środków przekazu. A nauczyciele są bezradni. Swoją drogą 20 lat temu połowa dzisiejszych nauczycieli nie skończyłaby nawet matury więc co się dziwić.
Nie można skończyć matury. Matury nie zdaje się. Nie przesadzaj młodu człowieku. Przeczytałeś to co napisałeś. Przecież oni właśnie 20 czy 30 lat temu zdawali maturę. Myślę, że teraz nie zdaliby maturę. Nie byłoby tak źle. Pewnie , że wiele wiadomości z różnych przedmiotów im umknęło. Jednak nie masz racji. Teraz każdy może studiować , nawet gdy zda byle jak. Kiedyś oprócz matury należało zdać egzaminy na wyższą uczelnię. Nie otwierano takich samych kierunków wieczorowych czy dziennych płatnych. Nie było łatwo dostać się na studia, bo miejsc malutko.
Młodzież się zmieniła, chowana jest "pod kloszem". Jestem rocznik 73, potrafię ocenić zmiany w wychowaniu. Kiedyś życie było twardsze i ludzie też bardziej zahartowani. Otoczyliśmy swoje dzieci nadmierną opieką, chuchamy i dmuchamy na nie z każdej strony. Odizolowujemy je od realnego życia.
Od najmłodszych lat staramy się zapewnić im spokój i bezpieczeństwo, bardzo często przesadzając po prostu. Nikt nie pozwala dziecku taplać się w błocie, łazić po drzewach, za wszelką cenę staramy się odizolować je od wszystkich zagrożeń. Zachowania rodziców, które dziś są normą, kiedyś byłyby uważane za nadopiekuńczość.
Kiedyś bójka w szkole była normą. Jak dwóch chłopaków miało problem, to rozwiązywali to pięściami i nic się wielkiego nie działo. Dzisiaj - pedagog, psycholog, dyrektor, Policja, rodzice gotowi są do mediów ze skargą lecieć, że dziecko ma oko podbite.
Kiedyś jak groziło dziecku, że nie zda z klasy do klasy, to ojciec zdejmował pasek. Dzisiaj ojciec biegnie do dyrekcji szkoły ze skargą na nauczyciela, jakie dziecko jest szykanowane.
Nauczyciele boją się agresywnych uczniów i ich nie mniej agresywnych rodziców, którzy nie potrafią dostrzec wad swojej pociechy.
Nigdy nie miałem stałego kieszonkowego. Zbierałem makulaturę i puste butelki, żeby mieć na swoje przyjemności, choćby kupno nowej zabawki. Czasem udało się załapać do jakiejś dorywczej pracy. Nie miałem ciśnienia, żeby mieć markowe ubrania czy jakieś nowoczesne sprzęty elektroniczne - wówczas nie to było wyznacznikiem pozycji w grupie, tylko zaradność. Dzisiaj rodzice dają dzieciom wszystko, co się tylko zamarzy, jakby chcieli spełnić swoje własne marzenia z czasów, gdy sami nic nie mieli. Rodzice potrafią wziąć kredyt, żeby kupić dziecku telefon - tylko po to, żeby miało najlepszy telefon w klasie!
Hodujemy pokolenie inwalidów życiowych. Chowani pod kloszem, bez stresów, bez zmartwień załamują się, gdy przyjdzie im się zmierzyć z pierwszym większym problemem. I często wybierają wyjście, które wydaje im się najprostsze...
Śmieszne jak wrzucacie wszystkich do jednego worka, pokazujecie tylko jakimi jesteście ignorantami i pustymi ludźmi.
12:03 wątek nie dotyczy całej populacji, ale mowa w nim o grupie młodych osób, które popełniają samobójstwa, więc skąd Ci przyszło do głowy owo "wrzucanie wszystkich do jednego worka"?
Samobójstwo jest pod każdym względem naganne - ktoś odchodzi, ktoś zostaje i właśnie dlatego: 1) szkoda straconego życia (choć, kuźwa, niektórych może i nie?), 2) pozostają bliscy, dla których jest to trudna sytuacja.