Z tego co widzę to dobrze dla Lucka, że bogobojni nie wiedzą gdzie go szukać. Stosy i cenzura wam się marzy.
Cenzurę już nam zafundowali europejscy decydenci z dużą pomocą polskich POsranych "liberałów". Teraz czekamy kiedy zdecydują się na powrót stosow.
Ochronę praw autorskich powiadasz? To przeczytaj dokładnie art 11 i 13 tego dokumentu i postaraj się go zrozumieć, lub poproś kogoś bardziej kumatego żeby ci to wytłumaczył. Hasło o ochronie praw autorskich jest skierowane do takich dzbanow jak ty.
No dobrze, wiele osób pyta o #ACTA2, bo w sieci faktycznie poza tekstami o cenzurze memów i problemach jutuberów niewiele można znaleźć.
Zatem poniżej analiza słynnych artykułów nr 11 oraz 13
Najpierw sprawdźmy czego dotyczy artykuł 11. Za Spidersweb:
"Artykuł nr 11 pozwala na wprowadzenie tzw. „podatku od linków“ albo „podatku od odnośników“. Na mocy prawa autorskiego i praw pokrewnych właściciel/wydawca medium w sieci będzie miał prawo do czerpania zysków z powoływania się na jego materiały. Biurokraci wymyślili sobie, że skoro powołujemy się na konkretne źródło i linkujemy do niego we własnym tekście, owo źródło będzie mogło rościć sobie prawo do należytego wynagrodzenia. Dyrektywa nie precyzuje jakiego – stawki mają być uzgadniane podczas procesów negocjacyjnych z poszczególnymi państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Z kolei indywidualne licencje będą pozostawione do decyzji właścicielom mediów internetowych"
link: https://www.spidersweb.pl/…/acta-2-dyrektywa-ws-praw-autors…
O co tu chodzi? Najpierw przenieśmy się w czasie.
11 września 2001, TVP w relacji z zamachów na World Trade Centre wrzuca takie oto info (screeny w załączeniu). Za profilem Nagroda Złotego Goebbelsa:
▪"Za chwile zobaczą Państwo to co w tej chwili dzieje się na ulicach Palestyny (...) To wielka radość, ludzie są szczęśliwi, że taka tragedia zdarzyła się w USA" ~J.Pieńkowska
▪"Materiał nagrany rzekomo podczas ataku na WTC, okazał się wcześniej zarejestrowanym świętem"
Pamiętacie to? Ja doskonale pamiętam, bo widziałem wtedy te obrazki kilkanaście razy przez cały dzień. Najpierw zdjęcia zamachów, a potem rzekoma reakcja z Palestyny, która była totalnym fejkiem. Czy Pieńkowska i TVP o tym wiedziała? Być może nie, to nawet całkiem prawdopodobne, że taki materiał dostali od CNN czy innej stacji, które albo same go stworzyły (świadomie bądź nie) albo wręcz dostały takie zdjęcia od służb USA. W efekcie, obrazki rozlały się po całym świecie i patrząc z perspektywy 17 lat, były pierwszym ziarenkiem do wojny w Iraku...
To był rok 2001.
W tamtym okresie (1999 rok) inna słynna sytuacja związana z mediami to wizyta Aleksandra Kwaśniewskiego w Charkowie. Film z nagraniem leżał w redakcji TVN przez kilka dni, Tomasz Lis w swojej książce sam ujawnił, że był on blokowany przez właściciela stacji. W końcu zdecydowano się na jego emisję ale tu znów mamy jaskrawy przykład tego, jak wielkie koncerny medialne mogą wpływać na postrzeganie polityków przez zatajanie lub podrzucanie informacji.
Wyobrażacie sobie takie fejki w roku 2018? To niemożliwe. Film z Charkowa pojawiłby się na Twitterze 5 minut po nagraniu, jeszcze zanim komukolwiek przyszłoby do głowy ocenzurowanie go, zaś rzekoma radość Palestyńczyków zostałaby równie szybko obalona przez weryfikację w internetach.
No dobrze. A co było potem? Gdybym miał wskazać przełomowy moment, w którym fejki zaczęły być masowo weryfikowane, byłaby to katastrofa smoleńska. A raczej to co działo się póżniej. Te wszystkie „podchodził cztery razy”, „jak nie wyląduje to mnie zabije”, „tak lądują debeściaki”, pijany generał, kłótnia na lotnisku... Wszystkie te rzeczy nie miały miejsca ale z ogromnym zapałem były powielane przez największe media w Polsce. I tu chyba po raz pierwszy pojawiły się weryfikacje tych niusów na szeroką skalę. A potem efektem domina sprawdzani już każdy podejrzany nius, wielokrotnie przyłapując wielkie portale na kłamstwach.
I tu przechodzimy do czasów nam bliższych. Do ery social media, do internetów, które same weryfikują wszelkie informacje podawane przez duże media. I tutaj żarty się skończyły.
Fejkowy tweet Kingi Dudy podany przez Tomasza Lisa? Obalony.
Setki, a nawet tysiące nieprawdziwych informacji, manipulacji, przekłamań? Obalane sukcesywnie.
Filmik z "chodź szogunie" ukryty? Nie, bo zanim ktokolwiek podjąłby taką decyzję, film zdążyły obejrzeć tysiące ludzi.
Media społecznościowe oraz szerzej internet, dały zwykłym obywatelom szansę na zdobywanie takich samych zasięgów z dotarciem ze swoimi treściami jaki wcześniej miała tylko telewizja, prasa, radio, a później duże portale informacyjne.
Gdyby nie internauci, prawdopodobnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tym co działo się podczas Sylwestra w Kolonii, gdyż duże media w Niemczech przez kilka dni ukrywały tamte wydarzenia.
Gdyby nie internauci, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że pokazywane "protesty muzułmanów przeciw zamachom w Europie" były w rzeczywistości ustawką CNN.
Gdyby nie internet, nigdy nie zobaczyliśmy kopania uczestnika Marszu Niepodległości przez policjanta.
Gdyby nie social media, dziennikarze nadal mieliby monopol na kreowanie rzeczywistości według własnego światopoglądu. Jeszcze pal licho, gdyby robili to rzetelnie ale niestety doskonale wiemy, że zdecydowana większość z nich, nie zawaha się przed w najlepszym razie zmanipulowaniem, a często także podaniem nieprawdziwej informacji, po to tylko aby zaszkodzić przeciwnej opcji politycznej lub światopoglądowej. Wystarczy spojrzeć na ranking zaufania do poszczególnych zawodów. To dziennikarze zaliczyli tam największy spadek i zaufanie do nich jest dziś już na poziomie poniżej 20%. Nie trudno chyba zgadnąć, z czego to w dużej mierze wynika.
Dlaczego taka przydługa analiza? Otóż wracamy do niedawno uchwalonego artykułu 11. Przytoczmy jeszcze raz opis ze Spidersweb.
"Na mocy prawa autorskiego i praw pokrewnych właściciel/wydawca medium w sieci będzie miał prawo do czerpania zysków z powoływania się na jego materiały. Biurokraci wymyślili sobie, że skoro powołujemy się na konkretne źródło i linkujemy do niego we własnym tekście, owo źródło będzie mogło rościć sobie prawo do należytego wynagrodzenia. Dyrektywa nie precyzuje jakiego – stawki mają być uzgadniane podczas procesów negocjacyjnych z poszczególnymi państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Z kolei indywidualne licencje będą pozostawione do decyzji właścicielom mediów internetowych"
I teraz konia z rzędem temu, kto powie nam, w jaki sposób pokazać, że media kłamią... bez możliwości podlinkowania, zrobienia screena lub choćby zacytowania? A jeśli już ktoś zdecyduje się na pokazanie screena, zosatnie zmuszony do zapłaty na rzecz oszusta kwoty, którą (UWAGA) oszust sam sobie ustali(!), nazywając to "licencją".
Mamy zatem sytuację, w której albo nie da się już pokazać fejka albo trzeba będzie manipulatorom zapłacić, tym samym sprawiając, że to oni rosną w siłę dzięki swojemu kłamstwu. Totalny paradoks.
A co jeśli źródłem jest tweet, np. jakieś kłamstwo wrzucone przez posła na Sejm albo celebrytę z milionem followersów, który po zrobieniu screena i ujawnieniu nieprawdy zażąda zapłaty jako "źródło" i sam sobie ustali kwotę zadoścuczynienia? Nierealne? A gdyby ktoś Wam 20 lat temu powiedział, że marchewka to owoc - uwierzylibyście?
19.13, żeby wysuwać takie tezy, musiałbyś też znać nas wszystkich z forum. Nie mogę powiedzieć np, że mój sąsiad jest mądrzejszy od pana X, bo nie znam pana X.