to pomysl, masz firme, narzeczona cwana, przez lata udaje swietna, nalega na wesele, bierzesz slub i pozniej Ty umierasz w dziwnych okolicznosciach i kobita zabiera wszystko. Owszem jezeli jedziecie na tym samym wozku czyli macie porownywalny poziom materialny to na 100% wiesz ze zenicie sie z milosci itd
okresl ta dojrzalosc prosze po jakim czasie "chodzenia" jakies kryteria.
Ja przez wiele lat byłem przeciwnikiem legalizacji związku, byłem swego czasu w takim, co miał blisko 10-letni staż, ale nigdy nie myślałem o ożenku. Mówiłem: "a po co mi papier, nic to nie zmienia". Przez lata jednak zmieniłem zdanie i uważam, że jak się kogoś traktuje poważnie, planuje się z kimś przyszłość, to można ten związek "udokumentować". A chociażby ze względów prawnych. Jakby mnie jutro rozjechał samochód, to bym jednak wolał, żeby po mnie odziedziczyła wszystko żona, a nie różne pociotki ;-) Tak - testament można sporządzić na partnerkę, ale po co ma potem płacić podatek jako osoba spoza I grupy spadkobierców ;-) Oczywiście trochę żartuję, trochę piszę serio, jednakże, jakby nie było, uważam, że ślub nie szkodzi i takie twierdzenie, że "nigdy w życiu" jest niemądre - sam jestem tego przykładem :)
To nie wskaznik stazu jest wazny,tylko podejscie ludzi do zycia.
Jeszcze rok temu,po 4latach związku bardzo chciałam, a teraz się ciesze, że tego nie zrobiłam, bo w moim związku "dzieje się coraz więcej i bardziej kolorowo".
Jeżeli dwoje ludzi jest pewnych swoich uczuć.Dobrali sie pod każdym względem , jest im ze sobą dobrze,nadaja na tych samych falach to jak najbardziej chcą takie osoby zalegalizować swój zwiazek i życ oficjalnie jako małżeństwo.
Jeżeli ludzie nawet po kilku latach pomieszkiwania nie sa pewni siebie , nie dogaduja sie , tworza sie między nimi nieporozumienia,wybuchaja kłótnie to oczywiscie nie chca legalizować takiego zwiazku ponieważ maja nadzieje że może znajda właściwszą osobę.Z wolnego zwiazku łatwo wyjść , a z legalnego bardzo trudno!