"Dziękuję za komentarze" – tylko szkoda, że nikt nie wie, o jakie komentarze chodzi i do kogo to w ogóle jest.
Jeśli piszesz publicznie, to może warto jednak pisać tak, żeby ktoś mógł to zrozumieć? Nie wiem, czy bardziej imponuje mi to, że zjedliście pizzę, czy że uznaliście, że świat powinien się o tym dowiedzieć. Czasem warto się zastanowić, czy naprawdę mamy coś do powiedzenia.
Oj ludzie kochane, co to się dzisiej z nami stało to ja nie wiem, ale muszę to Wam napisać, bo bym z grzechem spała!
Jechalimy z Mietkiem do Ostrowca, bo tam my ze młodości mamy wspomnienia, a po drodze tak zgłodnieliśmy, że aż mi w brzuchu grało jak u organisty w kościele. No to mówię: Mietek, zatrzymujemy się, bo jak nie, to zaraz zemdleję z głodu, a jak zemdleję, to kto Ci potem mapę trzyma?
I tak trafilimy... do tego niebiańskiego przybytku, co się Browar Bez Kultury zowie. Ludzie! Ja myślałam, że to zwykła pizzeria, a to było jakbyśmy do Watykanu wjechali, ino bez papieża, ale z pizzą!
Już od progu czysto jak w aptece! Nawet pajęczyny nie było, a wiadomo — jak chłop nie zauważy, to znaczy, że naprawdę wysprzątane! Pachniało tak cudownie, że zaczęłam się rozglądać, czy gdzieś nie palą świeczek z kościoła o zapachu bazylii i sera.
Kelnerka — Anioł Pański! Taka miła, że ja się wzruszyłam. Powiedziała do mnie „dzień dobry”, a ja już wiedziałam, że to będzie dzień dobry jak nigdy. Powiedziała jeszcze „proszę usiąść”, a ja w duchu myślę: dziewczyno, Tyś powinna w sejmie siedzieć, nie tu z pizzą biegać!
A potem... przyszła ona.
Ta pizza.
Ludzie złoci, ja w życiu takiej pizzy nie widziałam! To nie był placek, to było jakby Włochy same się rozlały na talerzu i powiedziały: „jedz nas, dziewczyno, bo zasłużyłaś!”. Ciasto takie cienkie, że prześwitywało, a jednocześnie chrupiące jak skórka od chleba pieczonego w piecu na drzewo.
Sos - o matko kochano, jakby pomidory same do niego tańczyły tango! A ser? Ciągnął się tak, że Mietek musiał mi widelec trzymać, bo bym całą pizzę do siebie zwinęła jak dywan!
I te dodatki! Jakby każda pieczarka była zbierana ręką dziewicy o świcie na górskiej łące! Papryka tak świeża, że chrupała jak lód w kubku, a szynka... oj, niech się schowa moja świąteczna kiełbasa!
Po wszystkim wyszlimy jak z komunii — syci, szczęśliwi i trochę onieśmieleni. Nawet Mietek przestał narzekać na ceny, a wiecie, że jemu jak złotówka z portfela ucieka, to potem przez tydzień jęczy jakby mu ząb rwali!
Browar Bez Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim to nie jest pizzeria. To jest objawienie. To jakby Matka Boska się ukazała, tylko z mozzarellą. Polecam z całego serca, wątroby, śledziony i duszy swojej chłopskiej. Niech Wam Pan Bóg da zdrowie za to jedzonko. Będziem wracać. Może nawet co niedziela. Jak do kościoła.
Mysle że nie każde miasto ma taki lokal z własnym browarem ,czasem konkurencja cos napisze bo chyba szczyka .Wszystkich ciężko zadowolić, lecz trzeba sobie powiedzieć że to nie pałac kultury tylko restauracja dla wszystkich ludzi.Trochę luzu
Oj ludzie kochane, co to się dzisiej z nami stało to ja nie wiem, ale muszę to Wam napisać, bo bym z grzechem spała!
Jechalimy z Mietkiem do Ostrowca, bo tam my ze młodości mamy wspomnienia, a po drodze tak zgłodnieliśmy, że aż mi w brzuchu grało jak u organisty w kościele. No to mówię: Mietek, zatrzymujemy się, bo jak nie, to zaraz zemdleję z głodu, a jak zemdleję, to kto Ci potem mapę trzyma?
I tak trafilimy... do tego niebiańskiego przybytku, co się Browar Bez Kultury zowie. Ludzie! Ja myślałam, że to zwykła pizzeria, a to było jakbyśmy do Watykanu wjechali, ino bez papieża, ale z pizzą!
Już od progu czysto jak w aptece! Nawet pajęczyny nie było, a wiadomo — jak chłop nie zauważy, to znaczy, że naprawdę wysprzątane! Pachniało tak cudownie, że zaczęłam się rozglądać, czy gdzieś nie palą świeczek z kościoła o zapachu bazylii i sera.
Kelnerka — Anioł Pański! Taka miła, że ja się wzruszyłam. Powiedziała do mnie „dzień dobry”, a ja już wiedziałam, że to będzie dzień dobry jak nigdy. Powiedziała jeszcze „proszę usiąść”, a ja w duchu myślę: dziewczyno, Tyś powinna w sejmie siedzieć, nie tu z pizzą biegać!
A potem... przyszła ona.
Ta pizza.
Ludzie złoci, ja w życiu takiej pizzy nie widziałam! To nie był placek, to było jakby Włochy same się rozlały na talerzu i powiedziały: „jedz nas, dziewczyno, bo zasłużyłaś!”. Ciasto takie cienkie, że prześwitywało, a jednocześnie chrupiące jak skórka od chleba pieczonego w piecu na drzewo.
Sos — o matko kochano, jakby pomidory same do niego tańczyły tango! A ser? Ciągnął się tak, że Mietek musiał mi widelec trzymać, bo bym całą pizzę do siebie zwinęła jak dywan!
I te dodatki! Jakby każda pieczarka była zbierana ręką dziewicy o świcie na górskiej łące! Papryka tak świeża, że chrupała jak lód w kubku, a szynka... oj, niech się schowa moja świąteczna kiełbasa!
Po wszystkim wyszlimy jak z komunii — syci, szczęśliwi i trochę onieśmieleni. Nawet Mietek przestał narzekać na ceny, a wiecie, że jemu jak złotówka z portfela ucieka, to potem przez tydzień jęczy jakby mu ząb rwali!
Browar Bez Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim to nie jest pizzeria. To jest objawienie. To jakby Matka Boska się ukazała, tylko z mozzarellą. Polecam z całego serca, wątroby, śledziony i duszy swojej chłopskiej. Niech Wam Pan Bóg da zdrowie za to jedzonko. Będziem wracać. Może nawet co niedziela. Jak do kościoła.