Praca na czarno nie jest złym rozwiązaniem, pod warunkiem że zapłacą tyle że możesz opłacić dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne (prawie 400 zł/mc) i odkładać na swoją prywatną emeryturę do jakiegoś funduszu. Tyle tylko że dzięki temu system emerytalny będzie się coraz bardziej rozsypywał aż w końcu rozleci i zabraknie pieniędzy na świadczenia.
Koszty pracy (PIT, CIT, ZUS, NFZ) są dziś głównym problemem bezrobocia. Proszę się postawić w osobie przedsiębiorcy (znienawidzonego przez niektórych "prywaciarza"), otóż gdy podatki są niskie każdy chcąc zarobić więcej musi być jak najbardziej konkurencyjny (musi przyciągnąć klienta), a to wymusza na was (przedsiębiorcach) zatrudnienie większej kadry i przez to zwiększenie produkcji, usług, sprzedaży (w zależności od branży). Nawet jeśli nie wzrosną zbytnio pensje to z pewnością zwiększy się ilość pracujących. Poza tym więcej ludzi wyjdzie z szarej strefy (pracy na czarno) i zalegalizuje biznes w urzędzie bo działalność legalna da im większe możliwości takie jak: reklama, brak obaw że ktoś kogoś przeskarży do skarbówki. Jeśli zwiększy się ilość firm to zwiększy się możliwość zmiany pracy na tą gdzie są lepsze warunki (nieuczciwi plajtują). Dodatkowo towary będą tańsze bo nie będą obłożone podatkiem a ich duża ilość na rynku spowoduje obniżkę (pracodawca chcąc sprzedać produkt będzie musiał zrezygnować z dużej marży by móc sprzedać, chyba że wszyscy się zmówią ale to jest nierealne) . Proszę zrozumieć, że wolny rynek jest tak naturalnym elementem społeczeństwa jak normalnym jest obieg krwi w naszym organiźmie. Nie bójcie się wolnego rynku chyba, że jesteście nierobami!
Tyle teoria w praktyce zostałyby na rynku dwie lub trzy firmy czyli oligopol i to jest całkiem realne zmowy cenowe to nie wymysł. Jakby zostawić tylko naturalny obieg krwi to średnia wieku nie przekraczałaby 38 lat. Powiesz ze wszyscy byliby zdrowi ? Otóż nie wszyscy byliby chorzy...
Więc nie jest chyba wolny rynek lekarstwem na nic chyba że poświęcimy 60% społeczeństwa a reszta będzie walczyć o jedzenie na ulicach czyli rewolucja.
No tak, w praktyce na początku lat 90 tych dzięki ustawie Wilczka z 1988 r. obowiązywała namiastka wolnego rynku, proszę sprawdzić ile małych firm w tamtym okresie powstawało oraz ilu ludzi miało pracę no i jakie były ceny produktów. Co do inwalidów proszę nie wmawiać, że Polacy to rasiści którzy chcą likwidować chorych. Przykład WOŚP, Szlachetnej paczki pokazuje, że mimo problemów finansowych Polacy chętnie pomagają innym bez przymusu państwowego. To dziś inwalidzi lub chorzy cierpią i umierają bo nie mogą doczekać się obiecanej pomocy z NFZ...
To ciekawe że w ciągu 11 lat obowiązywania ustawy jakoś nie zbudowaliśmy potężnej gospodarki mało tego bezrobocie wcale nie było takie niskie. W praktyce nigdy nie było niskie.
To ciekawe że nikt nie zwróci uwagi na ogromne ograniczenia nakładane na prywatne firmy w kolejnych latach (1990- 2000), które dawało się zauważyć po wprowadzeniu Planu Balcerowicza. To m.in Plan Balcerowicza odpowiedzialny jest za naszą obecną katastrofalną sytuację gospodarczą...
A teraz mamy nowoczesne państwo, które na każdym kroku "doi" obywatela a mimo to nadal mu brakuje.
Mnie zastanawia jeszcze jeden fakt. Czy my Polacy jesteśmy aż taką "słabą" (w sensie słabo wykształconą, pracującą wolniej i mniej ogólnie umiejącą) niż inne narody europy?
Skoro ceny mamy zbliżone do cen w UE to dlaczego średnie płaca za godzinę (czyli ta mocno zawyżona) jaką dostajemy jest taka niska?
Jak to się dzieje, że jesteśmy na 29 miejscu na świecie wyprzedzając tylko Filipiny?
http://praca.wp.pl/title,Polacy-zarabiaja-jak-w-trzecim-swiecie,wid,15992400,wiadomosc.html
1. Jeśli zamyka się własny kapitał innowacyjny i nie prowadzi się własnych badań naukowych oraz wdrażania ich na rynek to staje się wtedy wyłącznie dostarczycielem taniej siły roboczej.
2. Jeśli nie produkuje się własnej wysokiej technologii to trzeba konkurować na rynkach tanią siłą roboczą z krajami trzeciego świata.
3. Ponieważ popyt przewyższa podaż czyli pracy jest mniej niż chętnych chcących tę pracę wykonywać dlatego prawa rynkowe są jednoznaczne - to co jest w nadmiarze zawsze kosztuje mniej.
4. Wszystko to oznacza, że nikt nie zaproponuje ci więcej nawet jeśli będziesz dla swojego pracodawcy przynosił 100 tyś zł zysku.
Proste pytanie - dlaczego miałby to robić skoro rynek pracy go do tego nie zmusza?
Że to draństwo? Że nieuczciwe? Że niechrześcijańskie? Owszem. Tylko co z tego? W systemie rynkowym rządzą dwie rzeczy (oczywiście to co mamy w Polsce nie jest tak do końca systemem rynkowym): tymi rzeczami jest podaż i popyt.
Tam gdzie bezrobocie spada poniżej 7-8% tam pensje rosną.
Od i cała tajemnica. A jak to zmienić? To już dłuższy temat.
Niestety wielu nie chce tego zmieniać i jeszcze więcej osób albo udaje albo specjalnie mąci ludziom w głowach wykazując, że ich niskie płace związane są jedynie z ich niby lenistwem.
Płace są związane z branżą i lokalizacją, które z kolei wiążą się z popytem i podażą. Dlatego sprzedawca w sklepie w Ostrowcu nie zarobi tyle co informatyk w Warszawie. Ale tylko lenistwo tłumaczy, że woli stać za ladą niż uczyć się i zmieniać branżę na lepiej płatną.
Znów patrzysz jednotorowo.
1. Płace są związane wyłącznie z prawem podaży i popytu.
2. Jeżeli na danym rynku więcej będzie informatyków niż miejsc pracy dla nich, a sprzedawców będzie mniej niż rynku pracy dla nich to sprzedawca będzie zarabiał więcej niż informatyk.
3. Aby sprzedawca mógł stać się informatykiem musi podjąć naukę, która kosztuje czas i pieniądze. Skąd ma wziąć jedno i drugie w sytuacji kiedy ma już rodzinę?
4. Sprzedawca może udać się gdzieś gdzie praca dla niego jest, jednak wówczas trzeba uwzględnić jego warunki bytowe:
- czy będzie mu się opłacała ta praca w sytuacji kiedy musi wynająć dodatkowo lokum i koszty dojazdu do rodziny.
- czy uwzględni koszty związane z rozłąką rodziny (koszty wymierne jak i niewymierne)
- czy uwzględni ewentualne przeniesienie całej rodziny, a więc czy współmałżonek może pozwolić sobie na porzucenie tu pracy i znalezienie pracy na nowym rynku.
5. Tak jak ty postrzegasz świat to musieliby żyć w Polsce sami kawalerowie lub panny w wieku 18 lat, którzy są na początku swojej kariery życiowej i zawodowej. Najlepiej też aby byli na utrzymaniu rodziców. A to oznacza, że nikt nie miałby prawa stworzyć rodziny, gdyż rodzina to "kotwica".
6. Spłycasz ten temat tak jawnie i nagminnie, że już nie wiem czy robisz to świadomie czy też na nic więcej cię nie stać?
1. Zgadza się, a te różnią się w zależności od branży i lokalizacji.
2. To chyba dobrze?
3. Bez przesady, wiedza IT jest tania i łatwo dostępna, certyfikaty bywają drogie.
4. Też się zgadza, ale jeśli źle mu na obecnej posadzie, musi zaryzykować inną. Znam wiele przypadków, gdy mąż jechał do innego miasta, a za 2-3 miesiące ściągał rodzinę, więc nie wmówisz mi, że się nie da. Nie chodzi tylko o kasę - jako informatyk ma potencjał rozwojowy, jako kasjer będzie ciągle oglądał szklany sufit.
5. Cóż, jak się nie miało czasu na naukę za młodu, trzeba płakać na starość. To dobra lekcja dla obecnych 18-latków.
6. Pozostawię bez komentarza.
ad4. Znasz takie przypadki. Któż z nas nie zna jakiś przypadków. Ja znam przypadki, że chłop żyje z chłopem a baba z babą. Ale czy to znaczy, że wszyscy mamy tak żyć?
ad5. Proponujesz, aby ktoś po studiach przekwalifikował się na coś innego. Albo na jeszcze coś innego. To jak to jest? Uczył się za młodu czy nie? Skoro skończył te studia to chyba się uczył? Teraz twierdzisz, że się nie uczył, a wcześniej mówiłeś, że po co studiują?
Wychodzi na to, że jedni pracy nie mają ponieważ się uczyli, a drudzy pracy nie mają ponieważ się nie uczyli.
Czy zaglądałeś z dane naszego PUP?
Radzę obejrzeć - ciekawa lektura. Szczególnie wśród kobiet zauważysz, że tych z wyższym wykształceniem jest prawie tyle samo co bez wykształcenia. No to jak to jest? Są bezrobotne bo się uczyły czy dlatego , że się nie uczyły?
4. Argumentujesz jak pieszy przyłapany na przechodzeniu na czerwonym świetle. Jak wolisz złą obecną pracę niż niewiadomą, to kogo chcesz winić że nic ci się w życiu nie zmienia?
5. Człowiek musi uczyć się całe życie (słyszysz, użytkowniku Człowiek? Do książek!:) Zmieniają się technologie, metody pracy itp. W Polsce mamy więcej ludzi po studiach niż bez studiów, więc nie widzę związku. Poza tym, studiować też można na różne sposoby - można z kajecikiem grzecznie chodzić i wkuwać bez zrozumienia, zbierać piąteczki i laurki, ale można też uczyć się szukać wiedzy samodzielnie, w zasadzie do tego służą studia. Poza tym, teraz normalne jest że po nich robi się dodatkowe kursy, podyplomówki itp. Człowiek może zmieniać fach całe życie.
To podaj zawody na które mogą się ci ludzie przekwalifikować ponieważ jak na razie teoretyzujesz opowiadając definicje dokładnie z takich kajecików.
A jeśli już do konkretów przechodzimy?
Ilu ludzi zatrudniasz? Dlaczego nie rozwijasz swojej działalności? Zadowala cię to co jest obecnie? A może coś ciebie blokuje? Może za mało szkół skończyłeś?
A z tych tysięcy osób którzy mają różne doświadczenia i wykształcenia nie ma takiego, który odpowiadałby potrzebom rynku pracy?
To jakie są te potrzeby?
Ja śmiem twierdzić, że żadne. Ale oświeć mnie - i te tysiące, których listę ci podałem.