Jej autorem jest Wojciech Kotasiak, a wszystkie zawarte w niej opowiadania to wymyślone historie.
Jest coś w tych baśniach o skarbie złotych monet zakopanych w jednej chatce?
Haha, no za takie słowa to teraz proszę czyścić mi monitor :)
I poza chatką?
Jeżeli chodzi o złote monety to rudy powinien na ten temat dużo wiedzieć.
Jednym słowem - chujmlecz stosowany.
Super wątek. No to jedziemy. Oto nowoczesne opowiadanie z nutą humoru, nostalgii i... sztucznej inteligencji.
"Helenka i mały jeż Pikaczu, który nie umiał zbierać grzybów – czyli forumowe potyczki słowne na zakończenie sezonu księgarsko-poetycznego"
Helenka miała lat 67, lubiła nosić kapelusze z szerokim rondem, a jej księgarnia pachniała jak dzieciństwo: papierem, kurzem i zapomnianym herbacianym ciasteczkiem. „Księgarnię Helenki” znało pół miasteczka, ale tylko ćwierć z niego jeszcze tam zaglądało. Reszta czytała e-booki, scrollowała TikToka albo słuchała audiobooków podczas jogi z aplikacją MindKoza.
— Nie mam siły konkurować z algorytmami! — jęknęła Helenka pewnego wieczoru, patrząc na półki pełne niesprzedanych tomików poezji, kryminałów z lat 90. i jednej zaczytanej książeczki dla dzieci: "Pikaczu, jeż, co zbierać grzybów nie umiał."
To była książka, którą sama kiedyś napisała. Niewydana. Zrobiona na drukarce atramentowej w 2003 roku. Jedyny egzemplarz. Historia o nieporadnym jeżu, który zamiast grzybów przynosił do domu plastikowe zakrętki i kolorowe liście, a mimo to zyskiwał uznanie leśnej społeczności.
Helenka westchnęła i zalogowała się na swoje dawno zapomniane konto w przeglądarce. Wpisała:
„Jak uratować upadającą księgarnię?”
I wtedy pojawił się on.
ChatGPT.
Z początku nieufna, Helenka zaczęła rozmawiać z AI. Rozmowy zaczęły się od typowych rzeczy: strategie marketingowe, media społecznościowe, SEO i inne skróty, które brzmiały dla niej jak nazwy obcych cywilizacji. Ale potem…
— Czy potrafisz pisać bajki? — zapytała.
— Oczywiście. — odpowiedział ChatGPT. — Ale może zamiast pisać nową, opublikujemy Pikaczu, jeż, co zbierać grzybów nie umiał?
I tak się zaczęło.
ChatGPT pomógł jej przeredagować książkę, dodać kolorowe opisy, wpleść nowoczesne metafory i kilka żartów z internetu, które były „na czasie”, jak to AI ujęło. Książkę wydano w formie e-booka i audiobooka — z głosem AI imitującym ciepły głos Helenki z domieszką szelestu jesiennych liści.
Ale to nie wszystko.
Księgarnia zaczęła organizować „Forumowe Potyczki Słowne” – wydarzenia online i offline, podczas których uczestnicy rywalizowali w pisaniu miniatur literackich, poezji i bajek o zwierzętach, którym coś „nie wychodziło” — inspirowane Pikaczem. ChatGPT pomagał prowadzić spotkania, moderować forum, a czasem z humorem komentował wpisy:
Użytkownik ZdzichoLatarka napisał: „Moja wiewiórka nie umie wspinać się na drzewa.”
ChatGPT odpowiedział: „Może jest to pierwsza wiewiórka filozof? Patrzy na życie z dołu – dosłownie.”
Młodzież zaczęła przychodzić z ciekawości, starsi – z sentymentu. Ktoś zrobił z Pikacza mema. Ktoś inny nagrał piosenkę. Księgarnia zaczęła żyć.
Na zakończenie sezonu księgarsko-poetyckiego Helenka napisała do ChatGPT:
— Dzięki tobie, Pikaczu znalazł swoje grzyby. I ja też.
AI odpowiedziało:
— Każdy z nas ma swoje grzyby do znalezienia. Nawet jeśli są to e-booki i fora literackie.
Helenka zaśmiała się i zaparzyła sobie herbatę. Cynamonową. Z ciasteczkiem.
KONIEC
Chcesz rozszerzyć tę historię? Mogę dodać więcej przygód Pikacza lub opisać konkretne potyczki literackie z forum!
Oto część druga historii Helenki i Pikacza – tym razem z wiejskim rozmachem, humorem i nutką absurdu. Gotów na „dożynkowy spin-off”? No to jedziemy:
Jak Pikaczu został gwiazdą dożynek powiatowo-gminnych, czyli o dorzynaniu watachy stonek ziemniaczanych…
Po sukcesie książki i odrodzeniu księgarni, Helenka poczuła, że oto nadszedł czas, by Pikaczu – jej ukochany, choć fikcyjny jeż z deficytem grzybiarskim – zrobił coś większego. Może nawet… wystąpił publicznie?
Nie była pewna, czy można „wypromować” bajkową postać tak, jak robią to wielkie wytwórnie filmowe. Ale wtedy przyszło zaproszenie.
— „Dożynki Powiatowo-Gminne w Łętownikach Dużych! Temat przewodni: Bohaterowie lokalnej kultury i plonów” — przeczytała Helenka, marszcząc brwi.
— „Bohaterowie... plonów?” — mruknęła. — „To brzmi jak konkurs na najbardziej dramatycznego buraka cukrowego.”
Ale zaraz potem pomyślała: a gdyby tak… Pikaczu?
Z pomocą ChatGPT stworzyła scenariusz przedstawienia: „Pikaczu i dorzynanie watachy stonek ziemniaczanych” – epicka alegoria walki dobra ze złem, gdzie stonki były uosobieniem lenistwa, marnotrawstwa i scrollowania TikToka podczas wykopków, a Pikaczu – zdeterminowanym, choć nieporadnym jeżem, który postanowił ocalić ziemniaki.
Występ miał formę teatru kukiełkowego, ale z twistem.
Scenę zbudowano z bali słomy, publiczność siedziała na skrzynkach po jabłkach, a narrator – Helenka – czytała na żywo, z pomocą ChatGPT, który przez głośnik AI czytał kwestie „stonkowego herszta” niskim, groźnym barytonem:
— „Jeże są passé! Nadchodzą stonki z pokolenia Z!”
Dzieci piszczały ze śmiechu, dorośli kiwali głowami, a sołtys z Brodów Starych mruczał:
— „Ten Pikaczu to ma więcej charyzmy niż mój kuzyn z rady powiatu.”
Kulminacją występu była scena, w której Pikaczu, zamiast walczyć, zaprasza stonki do wspólnego lepienia pierogów z resztek ziemniaków i tworzą razem Koło Artystyczno-Kulinarne „Stonka & Jeż”. Morał był prosty: współpraca, a nie walka.
Przedstawienie zakończyło się owacją. A potem stało się coś nieoczekiwanego.
Pikaczu wygrał konkurs na "Najbardziej Inspirującą Postać Rolno-Kulturową Roku 2025".
Dostał dyplom, statuetkę w kształcie trójzębnego widelca i worek ziemniaków, które Helenka przekazała lokalnemu schronisku dla świnek morskich (które, jak wiadomo, ziemniaków nie jedzą – ale liczy się gest).
Wieczorem, przy herbacie (tym razem malinowej), Helenka napisała do ChatGPT:
— „Nie uwierzysz, Pikaczu ma fanclub. W Brodach, Podłęczynie i na TikToku.”
AI odpowiedziało:
— „Nie chodzi o to, czy jesteś jeżem, poetką, czy sztuczną inteligencją. Chodzi o to, by znaleźć swój sposób na dorzynanie własnych stonek.”
Helenka zamyśliła się.
— „I czasem... ulepić z nimi pierogi.”
KONIEC (ale może nie całkiem…)
Chcesz część trzecią? Mogłaby być np. o tym, jak Pikaczu został bohaterem escape roomu w bibliotece szkolnej albo jak napisał rap-bajkę o marchewkach z ADHD. Pomysły się nie kończą!
Nie wiem co za odchył masfurbuje się mentalnie nad możliwością chatGPT. Zapominając chyba, że każdy asystenta ma w swoim telefonie i jak zechce to ten mu wygeneruje takie wypierdy.
Jaki jest sens to wklejać, skoro nikt tego nie czyta i ma w poważaniu autora prompta?
Ludzie czują, że ambicja tych wpisów jest na poziomie ambicji lokalnych działaczy. Ctrl+C, Ctrl+C
Opowieść o Jarku Lisku co ludzi miał za nic.
Lisie!
Krążą wieści, że Ty ludzi nie szanujesz.
Że ta cała pospulstwa sterta.
Która generuje treści, i na którą plujesz.
Warta tyle co koperta.
Chodzi Lisek koło drogi, wierszem rzuca na pierogi.
Chodzi Lisek koło drogi,zbiera złote monety koło nogi.
Chodzi o czasownik „dorznąć” albo „dorżnąć” i jego postać wielokrotną „dorzynać”, czyli ’‘dobić, dobijać ranną lub chorą zwierzynę’
– Jak się powinno pisać: „dorzynać watahę” czy „dożynać…? – pyta internautka.
Mimo jednoznacznego wskazania normatywnego, że poprawnie jest dorznąć (albo dorżnąć), dorzynać watahę (inaczej ‘dobić, dobijać ranne zwierzę’), wciąż wiele gazet, portali internetowych czy działów infografiki stacji telewizyjnych pisze błędnie… dożynać watahę, dożynanie watahy.
Żeby nie być gołosłownym… https://obcyjezykpolski.pl/dorzynanie-watahy/
Wataha rozbójnicza...
W tych opowiadaniach (audiobooku) podlinkowanych na stronie Radia Kielce występuje postać Bolesława, czyli Bolko... A tu opowiadanie o innym, znanym Bolku:
Opowiadanie pt. „Bolko z Popowa, czyli z komuną za pan brat – rzecz o tym, jak Lech Wałęsa walczył z komuną na śmierć i życie, aż w końcu ją pokonał” – w stylu nieco gawędziarskim, z odrobiną ironii, ale z zachowaniem morału i szacunku wobec historii.
Był sobie pewnego razu Bolko z Popowa, chłop nie byle jaki, bo z wąsami jak z żurnala i sercem wielkim jak stocznia gdańska. Popowo – miejscowość skromna, acz zacna, leżało na uboczu, gdzie świat toczył się powoli, ale gdzie nawet echo niosło nowiny o tym, co się w Gdańsku dzieje.
Bolko był człowiekiem prostym, lecz nie prostakiem. Czytał „Trybunę Ludu”, ale między wierszami. Słuchał radia, ale bardziej ciszy pomiędzy słowami. A że miał dar przewidywania i rozum chłopski, to wiedział: coś się święci. Coś, co pachnie nie wolnością, lecz strachem zawiniętym w czerwony sztandar.
W tym samym czasie, daleko stamtąd, w Gdańsku, Lech Wałęsa – elektryk z powołania, buntownik z przekonania – wspinał się nie tylko po drabinach, ale i po stopniach narodowego oporu. Chodził w swetrze, który mógłby być flagą narodową, gdyby tylko miał orzełka. A orzeł był – w sercu.
Bolko, jak usłyszał o strajkach, o tym, że ludzie zaczynają mówić „nie” – nie dla kartkowego mięsa, nie dla cenzury, nie dla życia w szarości – to aż go coś ścisnęło w dołku. „Toż to nasi!” – rzekł, zapalił fajkę i podjął decyzję.
Nie pojechał do Gdańska – nie miał czym. Ale w Popowie zorganizował komitet. Nazwał go Komitetem Społecznego Poparcia dla Tego Tam z Wąsem. Zrobili ulotki na powielaczu, na maszynie do pisania, którą sąsiad używał kiedyś do meldunków PZPR. Bolko pisał, a dzieci roznosiły. Milicja się krzywiła, ale w Popowie wszyscy się znali, więc jakoś to szło.
Tymczasem Lechu – jak mówili swoi – rósł w siłę. Raz siedział, raz przemawiał, raz się śmiał, raz płakał. Ale nie przestawał. Komuna nie lubiła takich jak on – niewygodnych, prawdziwych, odważnych. A Lechu miał jeszcze jedną broń – ludzi. Ludzi takich jak Bolko.
I tak to szło, miesiąc za miesiącem. Tu „Solidarność”, tam stan wojenny. Tutaj przesłuchanie, tam pielgrzymka papieska. Aż w końcu – bum! 1989. Okazało się, że można przy okrągłym stole zasiać ziarno wolności. I choć niektórym smak tej wolności nie od razu przypadł do gustu, to jednak drzwi zostały otwarte.
Bolko siedział wtedy na ganku, popijał kawę zbożową i słuchał przez radio, jak Wałęsa przemawia w Kongresie USA. „Ot, i nasz chłopak – pomyślał – elektryk z duszą stratega. A mówi tak, że i Amerykanin zrozumie.”
### Morał?
Czasem wielkie zmiany zaczynają się od małych miejsc i ludzi, którzy nie mają wielkiej władzy, ale mają wielkie serca. Komuna upadła nie tylko pod ciężarem polityki, ale i dzięki temu, że tysiące Bolków z Popowa uwierzyło, że można inaczej. A Lech Wałęsa? Cóż – nie święty, ale wojownik. I czasem tylko tyle trzeba.
Jeśli chcesz, mogę dopisać jeszcze wersję bardziej literacką lub stylizowaną np. na bajkę, legendę czy satyrę.
Piątek, 8 czerwca 2012 "Wałęsa": Grzyby i Nobel
Z początkiem czerwca wznowione zostały prace nad filmem o Lechu Wałęsie. Przez kilka dni zdjęcia odbywały się w Warszawie. o tutaj w Lasku Bielańskim została nakręcona scena z 5 października 1983, kiedy to Lech Wałęsa dowiedział się, że nie tylko Polacy doceniają jego wysiłki skierowane w zmianę systemu.
Niczego nieświadomy związkowiec spacerował po lesie zbierając grzyby. Ale na polanie zamiast dorodnych kozaków spotkał grupę różnojęzycznych dziennikarzy i fotoreporterów, którzy przynieśli mu wiadomość o Pokojowej Nagrodzie Nobla. Czytaj więcej na https://film.interia.pl/wiadomosci/news-walesa-grzyby-i-nobel,nId,7707369
Jest też legenda o pieniądzach PZPR...
https://www.rmf24.pl/ekonomia/news-zaginione-pieniadze-bylej-pzpr-i-sdrp,nId,80272
Moskiewska pożyczka – potoczna nazwa transakcji finansowej przekazania 1,2 mln dolarów amerykańskich przez KPZR na rzecz PZPR w styczniu 1990 roku, a także procedury jej zwrotu. Operację tę koordynowali ze strony PZPR Mieczysław Rakowski oraz Leszek Miller. Według akt śledztwa, odtajnionych w 2006 roku, z inicjatywą pożyczenia pieniędzy miał wyjść Mieczysław Rakowski i miała być według niego przeznaczona „na utrzymanie agend PZPR i jej personelu" https://pl.wikipedia.org/wiki/Moskiewska_po%C5%BCyczka
Oto moje opowiadanie inspirowane siecią – z cudownymi, bajkowymi postaciami i morałem, który nawiązuje do realnych wyzwań transformacji energetycznej w Polsce. Nie znajdziesz tu żadnych prawdziwych nazwisk!
---
### Pani Mróz kontra Czerwono-Szarych
W krainie Lodowego Szeptu, gdzie zima była panią nieubłaganą, mieszkała Pani Mróz – duma tej zimowej krainy. Jej oddech skrzył się na szybach, a śnieg tańczył lekko pod jej krokami. Kiedyś mieszkańcy kochali ją, bo dawała im piękno i chłód, ale – tak jak w dowcipach – czasem zbyt długo przybywała, a ludzie drżeli z zimna i tęsknili za ciepłem.
Po drugiej stronie rzeki, w Czerwono-Szarym Mieście, panowało nie całkiem przyjazne ciepło – to był wpływ tajemniczych Czerwono‑Szarych – grupy magów i mechaników, którzy opierali swoje magiczno-techniczne procesy głównie na czarnym, dymiącym węglu. Magia ta była silna i dała ciepło, ale też chmurę czarnego dymu, a miasto spowite było smogiem.
#### Wielkie Zamieszanie
Pewnego dnia Pani Mróz wróciła wcześniej niż zwykle i zastała miasto w niebezpiecznych warunkach. Węgiel, choć dawno kochany, teraz kusił tylko smogiem i groźną chmurą. Ludzie pytali:
— Czy musimy znów topić ten węgiel, mimo że szkodzi nam zdrowiu i przyrodzie?
Niektórzy mówili, że to tradycja i jest za późno na zmianę. Ale pojawiły się też nowe głosy, mówiące, że można ogrzać domy inaczej – czysto, tanio i bez dymu.
#### Cudowne Pomysły
Z sieci niespodzianie dotarły do nich wieści o czystych metodach ogrzewania:
* Solarne Słońce – dmuchając promieniami z nieba, świeciło jak nigdy dotąd, oferując energię słoneczną, którą można było łapać i zamieniać w prąd.
* Wiatraki-Zabawiaczki – wielkie, białe wiatraki tańczyły na wzgórzach i morzu, potężnie zamieniając wiatr w energię.
* Pompy Ciepła – to dziwne urządzenia, które zabierały ciepło z powietrza albo ziemi i dawały ludziom takie samo, tylko bez komina i pyłu.
Wieść niosła, że już ponad 29% prądu w ich świecie pochodzi z tych czystych źródeł — to rekord, choć węgiel wciąż był głównym bohaterem ponad 56‑57% miksu energetycznego.
Mówiono też, że w czerwcu po raz pierwszy energia z wiatru i słońca przewyższyła węgiel. W zasięgu było budowanie pierwszej morskiej farmy wiatrowej, z czasem niemal nazywanej „elektrownią morska”, co miało przynieść energię na 3% zapotrzebowania całego miasta.
#### Trudności i Odwlekanie
Jednak zmiana nie była łatwa. Żaden ważny akt prawny nie został uchwalony, a reforma wiatrowa napotykała blokady. W krainie mówiono, że „transformacja nie jest priorytetem”. W regionie kopalnianym strach był bardzo realny – bez planu społecznego i inwestycji w nowe miejsca zatrudnienia można było powtórzyć dramat innych regionów – bezrobocie, bieda i rozgoryczenie.
Jednak powoli, z nadzieją, ruszyła szkolenia – górnicy przesiadali się na wiatraki! Dwutygodniowe kursy, nowe kompetencje, certyfikaty – i mogli pracować przy wiatrakach, zamiast w kopalni.
#### Bajkowy Epilog
Pani Mróz, choć nadal zimowa, zrozumiała, że zbyt długie panowanie szkodzi jej samej i mieszkańcom. Dzięki słońcu, wiatrowi i mądrym ludziom, którzy nie bali się zmian, miasto zaczęło się cieplej i czysto ogrzewać. Dym ustąpił, powietrze się oczyściło, a ludzie przestali drżeć – zamiast tego uśmiech pojawił się na ich twarzach.
---
### Morał
Transformacja energetyczna to jak zmiana pory roku. Można się jej bać, można próbować trzymać stary, znajomy węgiel – ale jeśli brakuje wizji, wsparcia i planu dla ludzi, może zakończyć się chłodem i smutkiem.
Zmiana wymaga odwagi, planowania, złamania rutyny i wsparcia społecznego. Tylko wtedy – tak jak w bajce – można przejść od dymu i chłodu, do słońca, wiatru i prawdziwego, czystego ciepła.
---
Mam nadzieję, że to opowiadanie zainspiruje! Jeśli chcesz, mogę je skrócić, rozwinąć lub pokolorować dodatkowymi postaciami.
Bolszewicy w opowiadaniu to Czerwono-Szarych – grupa magów i mechaników, którzy uparcie trzymają się starych, brudnych metod ogrzewania (czyli węgla), ignorując zmiany, naukę i czystsze rozwiązania. Symbolizują opór wobec transformacji energetycznej, centralizację, kontrolę i brak elastyczności – jak w bolszewickiej doktrynie.