Tak sobie właśnie przeglądam ogłoszenia... Czy uważacie, że praca 7 dni w tygodniu to atrakcyjne warunki pracy? Jakie Waszym zdaniem warunki pracy można nazwać atrakcyjnymi?
To czy warunki pracy są "atrakcyjne" to może ocenić ten który się do tej pracy przyjmuje a nie ten co daje ogłoszenie i pisze w nim że oferuje "atrakcyjne warunki pracy" albo "atrakcyjne wynagrodzenie".
- praca w młodym ambitnym zespole
- motywacyjny system ( hahahahahahahha - innymi słowy opieprz)
- standardowe narzędzia pracy
- bezpłatne szkolenia ( dla pracodawcy napewno)
- możliwość rozwoju - czyli jak nie masz co robić to łapiesz za szczotkę
- elastyczny grafik
Hmm, a mnie ciekawi, co ty sobą reprezentujesz i co jesteś w stanie dać z siebie takiemu potencjalnemu pracodawcy? Bo z tego co widzę na tym forum, to tylko narzekania i roszczenia, a od siebie nic.
Ja Ci odpowiem co daję z siebie za 1032, 34 miesiecznie - dyspozycyjność nie tylko w godzinach pracy, jak trzeba zostać dłużej, to trzeba ( oczywiscie charytatywnie ); punktualność; obowiązkowość; wykonywanie obowiązków, które formalnie powinien wykonać ktoś inny, głównie szefowa; uczciwość, lojalność; co dostaję oprócz smiesznej wyplaty - poczucie, że powinnam być dozgonnie wdzieczna za zatrudnienie, bo moja praca nie jest tyle warta, jest prosta, lekka i przyjemna; tylko pytanie, skoja moja robota taka super, czemu szefowa sama jej nie wykona?
A wykształcenie, kwalifikacje? Doświadczenie? Powiem tak, jeśli dany pracownik ma to coś, że jest szefowi niezbędny to jest szanowany a przynajmniej wie, że jak mu nie pasuje, to znajdzie pracę w innym miejscu. Jeśli ktoś jest zawodowo "nijaki" - czyli nie prezentuje sobą nic więcej poza tym, co 100 innych osób chętnych na to stanowisko- to zostanie wymieniony bez żalu, bo przecież inni czekają w kolejce. Za to specjalistów i fachowców się ceni. Nie piszę Ci tego po to, aby cię obrazić czy coś w tym stylu. Po prostu takie są prawa rynku, nic się na to nie poradzi, za to można podnosić swoją wartość rynkową i wartość swojej pracy.
Nie do końca tak jest, jak piszesz. Są stanowiska, które wymagają szerokiej specjalizacji, doświadczenia czy kierunkowego doświadczenia, ale jest też cała masa stanowisk, gdzie nie są wymagane jakieś specjalne umiejętności/specjalizacja, a chociażby "jedynie" sumienność, odpowiedzialność, zaangażowanie w pracę. Podam przykład - sekretarka/pracownik biurowy w danej firmie zajmujący się sprawami papierkowymi, obiegem dokumentów, korespondencją. Może powiesz, że to nijaka praca i nijaki pracownik, ale skoro jego praca jest niepotrzebna, to niech szefostwo łaskawie przejmie te obowiązki i nie płaci niepotrzebnemu pracownikowi. Szefostwo nie chce/nie może/nie ma czasu przejąc tych obowiązków? - to znaczy, że praca tej osoby ma jakiś sens.
Nie wszyscy ludzie są wybitnymi jednostkami, specjalistami w danej dziedzinie. Większość z nich jest przeciętna, ale swoją przeciętną pracę wykonuje uczciwie i rzetelnie. Nie należy i m się za to szacunek, bo nie są żadnymi specjalistami?
Oczywiście, szacunek należy się każdemu człowiekowi. Jednak jestem zdania, że jednostki takie jak piszesz - wybitne - powinny dostawać od życia więcej niż reszta, bo to oni podnoszą wartość tego społeczeństwa i powodują jego rozwój. W Polsce się jeszcze tego do końca nie rozumie, dlatego wybitne jednostki np. w jakiejś dziedzinie naukowej są podkupywaniu przez np. zagraniczne spółki, bo tam się takie osoby ceni.
Dlatego też, nie zazdroszczę np. jakiemuś genialnemu neurochirurgowi kasy, domu i wakacji w tropikach, bo wiem, że na to zasłużył, że jest warty tych pieniędzy.
Jednak nie do końca się zrozumieliśmy - pewne zajęcia są potrzebne, nie neguję tego, jednak to, że jest potrzebne nie oznacza, że dana osoba jest na tym stanowisku niezastąpiona. Jeśli taki przykładowy szef wie, że na to stanowisko ma 20 osób w kolejce, to zwyczajnie nie opłaca mu się dawać więcej. Szczególnie wtedy, jeśli dane stanowisko nie jest kluczowe w działaniu danego przedsiębiorstwa i generowaniu zysków. Natomiast pracownik, który przedstawia dla pracodawcy wartość musi być ceniony, bo inaczej zwyczajnie podkupi go konkurencja, co jest częstym zabiegiem w niektórych kręgach zawodowych.
Nie piszę tego wszystkiego na podstawie "serca" ale "rozumu" i logiki. Oczywiście, fajnie by było, żeby wszyscy zarabiali na tyle, aby każdemu świetnie się powodziło. Ale taki stan jest zwyczajnie niemożliwy, zawsze będą bogaci i biedniejsi, tak po prostu jest.Ja też bym chciała więcej, jednak nie bujam w obłokach i staram się na tyle na ile się da, bez pretensji do całego świata. Nikt nam niczego nie da tylko dlatego, że nam się należy, choć oczywiście byłoby to bajkowe ;)
Stara demagogiczna śpiewka "nie pytaj co firma może dać Tobie, tylko co Ty możesz dać firmie". Jak firma/właściciel szuka konkretnego człowieka z danymi umiejętnościami i daje ogłoszenie to niech sobie odpuści te czcze zwroty z książek o rekrutacji w stylu: atrakcyjne warunki pracy i płacy (dla kogo atrakcyjne jeśli nie podano i nie mogę tego ocenić subiektywnie?), praca w młodym i ambitnym zespole (a co mnie obchodzi jaki jest zespół?) czy możliwości rozwoju. Tak na serio ludzi to G obchodzi, bo najważniejsze pytanie jest zawsze: ile można zarobić robiąc to i to? Firma zatrudnia personel po to żeby dla niej zarabiał, a człowiek idzie do pracy po to żeby dostać za tą pracę pieniądze i nie obchodzą go na wstępie atrakcyjne szkolenia, systemy motywacyjne i inne bzdety, które potem w rzeczywistości i tak okazują się fikcją.
Co do tych szkoleń to nie do końca się z tobą zgadzam. Moja przyjaciółka pracowała (pierwsza praca) w firmie, w której słabo płacili i trzeba było nieźle się narobić, również po godzinach, mało kto wytrzymał i ludzie się wykruszali bardzo szybko i często. Jednak organizowali wiele szkoleń (obowiązkowych) aby podnieść kwalifikacje nowych pracowników. Pracowała tak ponad 2 lata, potem złożyła CV w kilka miejsc, dzięki tej masie szkoleń dostała stanowisko (jako bardzo młoda osoba) kierownicze, ma teraz pod sobą kilka osób i o niebo lżejszą pracę. Oczywiście, nie musi być tak w przypadku każdego, może miała szczęście, a może jej wcześniejsze męki przyniosły plony? ;)
Jak możesz sobie pozwolić na szkolenie się, a nie zarabianie pieniędzy to wszystko fajnie. Szkoleniami zamiast odpowiednią wypłatą rachunków nie zapłacisz.
Wiesz co, ja tam bym wolała trochę pobiedować, w tym czasie inwestując w siebie ;) a potem korzystać...ale jak kto woli.
No jak możesz sobie pozwolić na biedowanie, bo kto inny rachunki za Ciebie płaci i papu da to jasne że tak lepiej.
Przy oszczędnym gospodarowaniu pieniędzmi da się wyżyć za naprawdę małe pieniądze, np. aby na coś oszczędzić albo zdobyć wykształcenie ;) Np. co mają powiedzieć studenci? Nie mają wielkich pieniędzy a znajdą je i na coś do zjedzenia, i na rachunki i na rozrywkę.
Chyba nigdy nie utrzymywałeś się sam i nie znasz realiów i kosztów samodzielnego utrzymania siebie albo rodziny.
Mylisz się, studiowałam dziennie i pracowałam (zarobki kiepskie, jak to dla osoby młodej na studiach), wynajmowałam pokój na stancji z koleżanką i robiłam normalne zakupy, ubierałam się w sklepach ,a nie na targu. Po prostu umiałam gospodarować. Teraz mieszkam z mężem w Ostrowcu, na nic nam nie brakuje i nie mamy kredytów, co więcej - nie zamierzamy ich brać - bo umieliśmy zarówno on jak i ja oszczędzić wcześniej - żyjemy za swoje, bo na rodziców nie możemy liczyć. Koszty utrzymania znam bardzo dobrze, po prostu jak się nie ma, to trzeba żyć skromniej, a nie wydać od razu wypłatę na głupoty a potem płakać, że się do końca miesiąca na jedzenie nie ma. Ja w siebie inwestowałam więc już biedować nie muszę, podobnie jak wielu moich znajomych, na szczęście nie mam wśród nich takich wiecznych narzekaczy, którym wiecznie źle :)
Ależ jesteś cudowna i mądra. szkoda, że ja taka nie jestem, pewnie wszyscy forumowicze też żałują i też zazdroszczą...
Ale co się jej czepiasz ma rację dziewczyna, tez studiowałam i nie miałam fury pieniędzy bywało, że zostawało 15 zł i trzeba było wyżyć 10 dni za to.